Byłem w teatrze, bardzo przepraszam... (PRZEGLĄD PRASY)
Parę miesięcy przed wyborami czerwcowymi w roku 1989, Donald Tusk z przyjaciółmi tapetował klasy szkoły w Norwegii. Wśród uczestników tej krótkotrwałej emigracji zarobkowej, była żona kolegi, anglistka. Zorganizowała lekcje angielskiego ale, jak wspominają przyjaciele premiera, Donald wolał wtedy iść na jagody. No i jest z tego pożytek, bo Gazeta Wyborcza zachęca czytelników, by w obliczu wymagań brukselskich, uczyli się angielskiego wraz z premierem. Dziś jest zapowiedź, pierwsza lekcja w poniedziałek.
Tymczasem w szkole życia trwa usiłowanie postawienia do kąta Wołodii Putina. Podsumowując przebieg walijskiego szczytu NATO, Tomasz Bielecki pisze, że szpica szpicą, a żyć trzeba. Będzie w Szczecinie dowództwo tak zwanej szpicy NATO, ale wiadomo że, jak nikt nie chciał umierać za Krym, tak i teraz nikt z NATO życia za Donieck nie odda. Ten komentarz publicysty warto czytać jednak w pakiecie z wynurzeniami pisarza, Andrzeja Stasiuka - też w Wyborczej. Stasiuk zna życie. Był wylewany na zbitą twarz z liceum. z technikum, z zawodówki, z wojska sam zdezerterował, za co odsiedział półtora roku a teraz jeździ po świecie i literacko go nam tłumaczy. Był ostatnio i w Rosji i na Ukrainie, ale dla wniosków posługuje się obserwacjami sytuacji na Zachodzie. Jego - lapidarnym - zdaniem, "Europa ma w d... Ukrainę (...) i nas będzie miała w d... jak przyjdzie co do czego". Czyli obiecują szpicę a dadzą nam szpica...
To może ja zaproponuję państwu innego literata, nie straszącego współczesnością?
Rzeczpospolita drukuje fragment najnowszej powieści Marka Krajewskiego zatytułowanej "Władca liczb". Nowością w najnowszej powieści tego pisarza jest to, że akcja kryminału rozgrywa się nie w Breslau a we Wrocławiu, w roku 1956.
Na Ukrainie rozejm i od razu jest efekt: działa ucichły, muzy zabrzmiały. Wyborcza Wrocław przypomina o trwającym festiwalu Wratislavia Cantans. Ale nic za darmo, równowaga w przyrodzie musi być. Ciężka artyleria grzmi wokół Teatru Polskiego, Dzisiaj w Gazecie Wyborczej na przeciwstawnych flankach działa wytaczają: wicemarszałek Radosław Mołoń i na sąsiednim wzgórzu Rada Artystyczna teatru. Pan marszałek uważa, że dyrektor Mieszkowski jako dysponent dotacji na funkcjonowanie teatru jest niewiarygodny. Jak zwykle wyda więcej, niż mu przydzielą. Członkowie Rady na to ripostują: "w samorządzie kulturą zajmuje się 14 urzędników. Jest tak, że Mieszkowski marnuje pieniądze podatników robiąc spektakle teatralne dla publiczności, zaś urzędnicy pobierają pensje, ale od 20 lat nie rozwiązują problemów teatru". Po tym wszystkim mam do pana marszałka tylko jednio pytanie: czy mogę pójść do Teatru Polskiego i obejrzeć przedstawienie bez poczucia winy?
Do usłyszenia się z Państwem...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.