Rabczenko: Zostaliśmy wciągnięci w brudną kampanię
Odstąpienie od orzeczenia kary przez sąd koleżeński Platformy Obywatelskiej to nie jedyne konsekwencje afery w legnickim Arlegu. Lokalne media zarzuciły szefom tej spółki, że zlecali różne działania finansowane przez Unię Europejską swoim podwładnym i znajomym. Główni adresaci zarzutów to poseł Robert Kropiwnicki i prezes spółki Jarosław Rabczenko - ten ostatni ubiega się o fotel prezydenta Legnicy.
Obaj politycy podkreślają, że padli ofiarami brudnej kampanii wyborczej. Tymczasem Damian Stawikowski, prezes rady nadzorczej samorządowej spółki przyznał dziś Radiu Wrocław, że jeszcze w tym tygodniu obaj szefowie spółki mogą stracić swoje posady w Arlegu.
- W czwartek o godz. 9 zbiera się rada nadzorcza spółki, która ma podjąć decyzję o ewentualnym odwołaniu zarządu spółki i powołaniu nowego. Taki jest porządek obrad, natomiast to pięcioosobowa rada zadecyduje, czy do tego odwołania dojdzie i czy zostanie powołany nowy zarząd - wyjaśnia Stawikowski.
Zdaniem Rabczenki to może być zemsta za to, że jako szef firmy nie zgodził się na ostatni audyt. - Nie podpisałem z firmą audytorską wskazaną przez dyrektora Zagrodnika z Urzędu Marszałkowskiego umowy na badania audytu z prostego względu: to jest kwota ponad 120 tys. złotych brutto. Rokroczne badania bilansu, które spółka musi przeprowadzać i które zawsze robimy, to jest kwota 4 -6 tysięcy złotych. W tym przypadku kwota jest irracjonalnie wysoka, ponadrynkowa - tłumaczy Rabczenko.
Sprawę nieprawidłowości w Arlegu analizowała również legnicka prokuratura. Do tej pory śledczy nie potwierdzili nieprawidłowości. Jarosław Rabczenko skierował natomiast do sądu wniosek przeciwko jednemu z lokalnych dziennikarzy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.