Ten film powstawał 12 lat. Niezwykła kronika dorastania
Richard Linklater przez lata podróżował z fikcyjnymi bohaterami Ethana Hawke'a i Julie Delpy. Zaczęli w Wiedniu ("Przed wschodem słońca"), po latach spotkali się w Paryżu ("Przed zachodem słońca"), a niedawno w Grecji - ("Przed północą"). To jednak były proste kontynuacje, co kilka, kilkanaście lat, nowy scenariusz, spotkanie na planie z tymi samymi bohaterami i aktorami, odtwarzającymi swoje role, improwizującymi, zmieniającymi scenariusz. Równolegle od pewnego czasu trwał inny projekt Linklatera z Ethanem Hawkiem, któremu tym razem partnerowała Patricia Arquette - po dwunastu lat "Boyhood" wreszcie trafia do kin. I wywołuje wstrząs, najpierw wśród publiczności festiwalowej, a za chwilę u kinomanów. Film realizowano co roku. Ekipa zbierała się i kręciła kolejne części opowieści o dorastaniu. Głównego bohatera poznajemy, gdy ma sześć lat. Przed nim pierwsze życiowe wyzwanie - szkoła.
Masona zagrał Ellar Coltrane. Wraz z Lorelei Linklater, córką reżysera, i ekranową siostrą głównego bohatera, zyskał niesamowitą kronikę własnego dorastania. Podobne projekty, podglądania upływu czasu bez udziału charakteryzacji, z wiernym spoglądaniem na odchodzące lata, realizowano do tej pory w kinie dokumentalnym. U Linklatera fabuła została przygotowana podczas zaledwie czterdziestu dni zdjęciowych, zrealizowanych na przestrzeni dwunastu lat. Obserwujemy zmiany w wyglądzie i zachowaniu, metamorfozy zachodziły też z pewnością na planie.
Zmienia się również tło, współczesna Ameryka i środki używane do jej rejestrowania. Całość zmontowano w film trzygodzinny, wypełniony codziennością, bez zbędnych intryg, ważniejsza od kreacji stała się rejestracja, nawet jeśli do czynienia mamy z rzeczywistością fikcyjną, powoływaną do życia podczas kolejnych spotkań ekipy filmowej.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.