Ukarali ulicznych artystów za... zaśmiecanie hałasem (SŁUCHAJ)
Straż miejska z Karpacza i policja postanowiły ukarać członków wrocławskiego duetu Castle Dreams, którzy grają na deptaku w centrum miasta. Nie mogli jednak znaleźć na nich paragrafu. W końcu uznali, że muzycy grają za głośno i ukarali ich z ustawy o ochronie środowiska.
Członkowie Castle Dreams na karpackim deptaku grają swoją muzykę od kilku miesięcy. Uważają, że to świetny patent na promocję ich zespołu. Jako, że sprzedają także swoje płyty, płacą opłatę targową. Władze miasta uznały jednak, że jest za głośno i postanowiły pozbyć się muzyków z deptaka.
Posłuchaj:
- Strażnicy miejscy odwiedzili nas już kilkanaście razy - mówi Grzegorz Buczkowski z Castle Dreams. - Nie mogli znaleźć paragrafu na granie na ulicy. Chyba bardzo szukali, bo w końcu ukarali nas z ustawy o ochronie środowiska. Wygląda na to, ze zanieczyszczamy je muzyką. - Według nich gramy za głośno – dodaje Katarzyna Liper.
Burmistrz Karpacza Bogdan Malinowski, który sam interweniował w sprawie zbyt głośnej muzyki i wysłał tam strażników miejskich, broni swojego zdania, że było za głośno. - Mieliśmy skargi od mieszkańców, a także od pracowników np. toru saneczkowego na Kolorowej, którzy, nie słyszeli przekazywanych przez radio komunikatów – mówi – a wielokrotne interwencje, w tym moja osobista, by ci państwo grali nieco ciszej, nie przynosiły rezultatu. Stąd konieczność wysłania tam służb.
Tyle tylko, że to zanieczyszczania środowiska zostało stwierdzone „na ucho", nikt bowiem poziomu hałasu nie zmierzył. To jest tak, jak gdyby policjant stwierdził bez radaru, że ktoś jechał za szybko. - To fakt – mówi burmistrz – nie mierzyłem tego, ale byłem kiedyś dyrektorem wydziału ochrony środowiska i mogę stwierdzić, że było tam ze 120 decybeli, ale to moja opinia. Żadnych pomiarów nie wykonaliśmy. Być może strażnicy miejscy byli trochę zbyt restrykcyjni nakładając karę.
- Dostaliśmy tysiąc złotych za złamanie artykułu 156 ustawy o ochronie środowiska, który zabrania używania urządzeń nagłaśniających na publicznie dostępnych terenach miast – mówi Grzegorz Buczkowski - i jeszcze w sumie 800 złotych za zakłócanie spokoju. Rozumiem, że komuś nasza muzyka się może nie podobać, ale dookoła jest mnóstwo restauracji i miejsc, z których wydobywa się głośna muzyka. Nie jesteśmy jedyni.
Pracownia specjalizująca się w pomiarze hałasu odmówiła burmistrzowi zmierzenia poziomu dźwięku jaki wydają muzycy, bo w centrum Karpacza wszystko jest głośne, jak to na deptaku i takich wiarygodnych wyników właściwie nie dałoby się stwierdzić. Głośni są przechodnie, głośne sąsiednie karaoke, głośna muzyka wydobywa się z restauracji.
Urlopowany na czas kadencji w radzie miasta strażnik miejski Grzegorz Kubik nie zostawia jednak na działaniach władz miasta suchej nitki. - Bardzo jestem zdziwiony zamieszaniem wokół grania w centrum miasta – mówi – tym bardziej, że wkoło są ustawione inne urządzenia emitujące muzykę. Nie wiem dlaczego włodarz naszego miasta jest zaangażowany tylko w pozbycie się tych jednych państwa z deptaka.
Burmistrz Karpacza Bogdan Malinowski mówi, że jest to próba uporządkowania sytuacji na deptaku. Przyznaje jednak, że może niezbyt udana. Zapowiada bardziej konsekwentne działania tuż po wakacjach, by obowiązywały już w sezonie zimowym. - Przygotujemy nową uchwałę o porządku w gminie – wyjaśnia – w uchwale rady miasta musi być uwzględniony deptak, gdzie powinniśmy sobie powiedzieć, że dopuszczalna jest muzyka, ale bez urządzeń wzmacniających. Musi to dotyczyć wszystkich, tak muzyków jak i restauracji i innych obiektów. Turyści nie będą się wtedy musieli przekrzykiwać.
Grzegorz Buczkowski z Castle Dreams zastanawia się, dlaczego akurat na nim testowane jest prawo o hałasie i to zanim władze Karpacza wprowadzą zakaz muzykowania przy pomocy wzmacniaczy. Odpowiedzi nie udało mu się znaleźć.
Tymczasem zastępca komendanta straży miejskiej Tomasz Kabelis tłumaczył na antenie Radia Wrocław, że hałas w tym miejscu może być po prostu niebezpieczny:
Jacek Szulczyk, firma Eko-Pomiar:
W Polsce obowiązują jednoznaczne i ścisłe przepisy metodyki pomiarów hałasu. Takie badanie wykonuje się względem zabudowy mieszkaniowej, bo ochrona przed hałasem jest zawsze ochroną ludzi. Pomiaru dokonujemy na granicy "zagrożonej" działki ( na wysokości 4 metrów) oraz w świetle okna budynku, który znajduje się na działce (najbardziej narażonego na hałas). Żeby rzetelnie zrobić badanie, wykonuje się dwa pomiary i wybieramy wyższy wynik. Następnie porównujemy tę wartość z normami określonymi na danym terenie i w danym czasie (np. domek jednorodzinny 50 dB w dzień, 40 dB w nocy, zabudowa wielorodzinna 55 dB w dzień , 45 dB w nocy). Aby dokonywać takich pomiarów, trzeba mieć odpowiednie akredytacje. Te wydaje Polskie Centrum Akredytacji. Wymagane jest jest odpowiednie wykształcenie, doświadczenie i atestowany sprzęt, który musi mieć ważną homologację. Jeśli chodzi o wystawienie mandatu za nadmierny hałas - jest taka procedura w polskim prawie, ale należy przeprowadzić badanie zgodnie z wcześniej przedstawionymi zasadami. Co więcej badanie musi wykonać Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Następnie prezydent miasta musi wydać tzw. decyzję o dopuszczalnym poziomie hałasu. I dopiero wtedy naliczana kara za przekroczenie dopuszczalnych norm. Moim zdaniem, jeśli mandat został wystawiony za zanieczyszczanie środowiska dźwiękiem, wygrają proces w każdym sądzie, bo nie dokonano pomiarów zgodnie z zasadami.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.