Apel szefa Partynic: Bądźcie kulturalni, bo stanie się tragedia
Przez chwile było śmiesznie, ale mogło dojść do tragedii. Koń najpierw zrzucił czeskiego dżokeja, a potem pognał w stronę Żernik Wrocławskich. Jerzy Sawka prezes WTWK Partynice wie kto zawinił i apeluje o większą rozwagę:
Czeski koń prawdopodobnie wydostał się z obiektu przez zniszczone ogrodzenie. Udało go się złapać dopiero dzięki interwencji policji.
Oto pełna treść listu Jerzego Sawki:
Do wrocławian
Nie wypuszczajcie naszych koni
Nie po raz pierwszy z partynickiego toru wyścigowego uciekł koń. Natomiast po raz pierwszy za mojej dyrektorskiej kadencji. Zrobię wszystko, żeby był to ostatni raz.
Kiedy we wrześniu 2013 roku zostałem szefem Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych - Partynice obok zasadniczych dla mnie trzech celów strategicznych: wyścigów, rekreacji i szkoleń umieściłem punkt czwarty: bezpieczeństwo.
Od zawsze mam do czynienia z końmi. Próbowałem wielu dyscyplin jeździeckich: skoków, wkkw, ujeżdżenia, konkurencji westernowych, rajdów a nawet polo. Wiem, jak przerażone konie mogą być nieobliczalne. W takich chwilach one nie myślą, instynkt nakazuje im ucieczkę za wszelką cenę, bo tylko w ten sposób mogą ocalić życie. Konie nie analizują rzeczywistości w kategoriach: stanie mi się coś bardziej lub mniej złego. One widzą świat czarno biało: życie albo śmierć. Tak zaprogramowała je natura. Dzięki temu przetrwały jako gatunek.
Partynicki behapowiec jest mocno uczulony na kwestie bezpieczeństwa. Prawo nie nakłada na kierowaną przez mnie jednostkę budżetową zatrudniania behapowca. Ale ja wiem, że przy koniach zawsze są wypadki. Tym bardziej przy koniach wyścigowych. Tym bardziej na torze specjalizującym się w gonitwach z przeszkodami. A takim są Partynice. Jedynym w Polsce. Dlatego tworzymy procedury obsługi i zachowania się przy koniach. Dla użytkowników koni, naszych klientów, pewnie durne. Dla nas nie. Życie ludzi jest najważniejsze.
Non stop sprawdzamy stan ogrodzenia toru. Z tym jest fatalnie. Notorycznie ktoś nam robi dziury w siatce. Takie, przez które przejdzie tylko człowiek a czasami takie, że mogą swobodnie przejechać obok siebie trzy czołgi. Ze znużeniem Syzyfa pracownicy toru łatają te drążone przez dobrych ludzi nielegalne przejścia do raju ich psów.
Monitorujemy te akty szkodnictwa. Informujemy straż miejską i policję. Zorro, albo cała jego banda, nigdy nie został/zostali schwytani. Dlaczego? Żadna ze służb nie zadała sobie takiego trudu. W niedzielę 10 sierpnia 2014 roku po raz kolejny spełniło się prawo Murphy’ego: sprawy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe. Tu na szczęście, nie w w stu procentach, bo mogło być ponuro.
Co się stało? Prawdopodobnie w drodze na skróty na wyścigi ktoś zdeptał nadwątloną cięciami i naprawami siatkę tak, że można było ją spokojnie przekroczyć. Koń z Czech, który zrzucił jeźdźca, błądząc po obcym dla niego terenie wybrał tę lukę w drodze - w jego mniemaniu - do ocalenia. Wybiegł na ulicę i pognał przed siebie. Na szczęście nic nikomu nie zrobił.
Muszę zbudować wokół toru takie ogrodzenie, którego żaden koń nie sforsuje. Na to potrzebuję czasu, że o pieniądzach nie wspomnę.
Ale zanim się to stanie apeluję do służb: złapcie, proszę tych wandali, których bezmyślna działalność może spowodować czyjąś śmierć lub kalectwo.
Mieszkańców otaczających tor osiedli zapraszam na Partynice. Są otwarte dla wszystkich wrocławian. Zamknięte są tylko strefy koni wyścigowych: teren toru i stajnie. Uszanujcie to dla własnego i innych bezpieczeństwa. W niedalekiej przyszłości, za ok. trzy, cztery lata, wokół toru powstanie bieżnia dla ludzi, taka co nie będzie się przecinała się z trasami treningu koni.
Zapraszam więc na Partynice, ale wchodźcie proszę kulturalnie przez drzwi, nie wybijacie nam dziur w ścianach, bo wypuścicie dżina z butelki, który może zabić również Waszych bliskich.
Jerzy Sawka
dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych - Partynice
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.