Mrożonki, zupy z puszki. To jedzą nasze dzieci (ZDJĘCIA)
Miało być zdrowo: bez cukru i dużej ilości tłuszczów, za to ze świeżymi warzywami i owocami. A jak będzie? Uczniowie z wrocławskich szkół i przedszkoli dostaną zupy w proszku lub gotowane na mrożonkach. Co gorsza, w podawanych im napojach będzie 9 łyżeczek cukru - tak przynajmniej wynika z przetargów ogłoszonych przez placówki oświatowe. A jeszcze na początku roku magistrat zapewniał, że zdrowe żywienie dzieci to priorytet. Powołano nawet specjalny zespół i miejskiego dietetyka. Jak teraz tłumaczą się urzędnicy?
Jarosław Delewski, dyrektor departamentu edukacji w Ratuszu, mówi, że urzędnikom nie udało się sprawdzić wszystkich zamówień na dostawy żywności. Dodaje też, że należy stopniowo wprowadzać zmiany w żywieniu w podległych mu placówkach. Dodatkowo, jego zdaniem, część dzieci nie tknie zdrowego jedzenia, jeśli np. naleśniki czy ryż będą wyglądały inaczej niż te podawane w domu. - A mrożonki są i będą elementem zbiorowego żywienia - zapowiada Delewski.
- Są szkoły i przedszkola publiczne, które dla małych wrocławian nadal kupują setki kilogramów zup w proszku, sosów w proszku i tysiące słodkich batonów - denerwuje się Emilia Chmura ze stowarzyszenia Zdrowego Żywienia Małych Wrocławian. Dr Anna Zmarzły, pracująca w Poradni Żywienia Specjalistycznego w szpitalu przy ul. Koszarowej we Wrocławiu popiera rodziców, krytykujących jedzenie w szkołach i przedszkolach.
- Bulwersujące jest dla mnie, że dzieci przez cały rok jedzą mrożonki, zupy na bazie mieszanki rosołowej z pociętych warzyw, a kompoty są robione z mrożonej mieszanki kompotowej, które są na dodatek dosładzane cukrem - komentuje dr Anna Zmarzły z Poradni Żywienia Specjalistycznego w szpitalu przy ul. Koszarowej we Wrocławiu.
Dr Zmarzły tłumaczy, że dzieci jedzą w szkołach i przedszkolach pięć razy dziennie. Jeśli placówki nie współpracują z rodzicami, którzy swoje pociechy karmią zdrowym, nieprzetworzonym jedzeniem, to niszczą ich pracę.
W przetargach ogłaszanych przez wrocławskie przedszkola i szkoły uderza ich lakoniczność. Nie precyzują cech produktów, które mają być dostarczane. Oto przykład: w przetargach placówek oświatowych napisano: "pieczywo" i nic poza tym. Z kolei w przetargu ogłoszonym przez zakład karny nr 1 przy ul. Kleczkowskiej napisano: "chleb mieszany - pszenno - żytni (ok. 70 proc. mąki pszennej i 30 proc mąki żytniej), świeży, krojony, niepopękany, barwa równomierna: złocista do jasnobrązowej, miękisz drobie wypieczony, nie kruszący się [...] bez grudek mąki [...]. Niedopuszczalne są: smak i zapach obcy, mdły lub stęchły, smak gorzki, kwaśny, niesłony lub zbyt słony, itd".
- Być może szkoły nie piszą tak dokładnych specyfikacji, bo przez to może zgłosić się mniej dostawców. Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł przywieźć dzieciom zgnieciony czy niewypieczony chleb - przekonuje Jarosław Delewski z wrocławskiego magistratu.
Kolejną niezrozumiałą rzeczą jest cena, za jaką jedzenie kupują placówki oświatowe. Rodzice ze Zdrowego Żywienia Małych Wrocławian wzięli ceny produktów i porównali je z tymi, dostępnymi w sieciach delikatesów. Okazało się np. że przedszkola za 2 kg mieszanki kompotowej mrożonej płacą 69 zł, a w sklepach jest taka sama za 17,25 zł. To nie jedyny produkt z prawie 300 proc. marży, tracąc w ten sposób w roku 139 zł. Za pieniądze zaoszczędzone na przetargach można byłoby zatrudnić osobę do obierania świeżych warzyw i owoców - mówią rodzice.
komentują
Wrocławski magistrat zatrudnił dietetyka miejskiego. Nadzieje rodziców, że będzie on kontrolował podawane ich dzieciom jedzenie, spełzły na niczym. - Dietetyk miejski może doradzać szkołom, kiedy zwrócą się one z taką prośbą - pomysł krytykuje Emilia Chmura. - Dlaczego nie sprawdził m.in. przetargów na jedzenie, w których znalazły się mrożonki?
komentują
To jest po prostu biznes. Mówimy przecież o cateringu. To jest oczywiste, że organizator takiego zbiorowego żywienia, chcąc wygrać przetarg, proponuje jak najniższą cenę. A za taką cenę nie będzie przygotowywał posiłków ze świeżych owoców i warzyw, czy też najlepszego mięsa - bo wtedy taka zupa dla kilkuset osób kosztować go będzie np. 5000 złotych zamiast 2 tysięcy.To jest tak jak z naszymi drogami, czy mostami - wygrywa po prostu ten, kto da najniższą cenę.
Ci co organizują te przetargi, przygotowują i rozwożą to jedzenie, niech lepiej sami je zjedzą! To będzie lepsze niż jakieś dyskusje o tym, co jest zdrowe, a co nie. Bo to akurat wiemy już od stu lat!
Posłuchajcie całego materiału:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.