Gdzie się podziały miliony Ganta? Dwie wersje
Po raz pierwszy głos w sprawie największej upadłości w branży deweloperskiej, która od miesięcy wywołuje takie emocje, zabrały najważniejsze osoby z firmy GANT DEVELOPMENT - były prezes spółki Ireneusz Radaczyński i współwłaściciel, założyciel GANTA - Grzegorz Antkowiak. Ich wersje całkowicie się wykluczają, dlatego postanowiliśmy je skonfrontować:
Portal prw.pl dotarł też do dokumentów, których nikt wcześniej nie widział (dostępne jako załączniki poniżej). Ireneusz Radaczyński, który był prezesem spółki zaledwie kilka tygodni, nie ma wątpliwości, że wcześniejszy zarząd GANTA działał na szkodę firmy, udzielając pożyczek swoim spółkom-córkom. Pożyczek tylko z nazwy, bo o ściągnięciu milionowych sum nie było mowy.
- Z GANTA zostało pożyczonych do spółek celowych ponad 700 mln zł, natomiast poza grupę GANT - ponad 700 mln. Były to pożyczki niezabezpieczone, a spółki zniknęły z rynku lub zostało umorzone postępowanie, ponieważ są niewypłacalne.
Za tym wszystkim stali ludzie, którzy byli powiązani z największym akcjonariuszem - z rodziną Antkowiaków. On w sposób umiejętny stworzył dość ciekawą strukturę, która funkcjonowała od lat, bardzo nieprzejrzystą. Finalnie te środki trafiały do rajów podatkowych - mówi Radaczyński.
- Opowieści są wyssane z palca i wynikają zapewne z niezrozumienia księgowości spółki. Chciałem stworzyć z tej spółki lidera branży w Polsce. Nie udało się, ale to nie znaczy, że jestem przestępcą - odpowiada Antkowiak.
Grzegorz Antkowiak przekonuje, że złożona struktura grupy, w skład której wchodziło 60 spółek zależnych, powodowała pewne zagrożenie, lecz nie doszło do przestępstwa, a po prostu do problemów finansowych spółek-córek i gigant, którego kapitał przekraczał miliard złotych, zaczął się chwiać.
- Prowadzenie działalności w tej skali skończyło się brakiem płynności. To wina zarządu, polegająca na przeinwestowaniu, ale nie wina, która nadaje się do prokuratury - mówi.
ZOBACZ: Awantura w siedzibie Gant Development
Jednak syndyk, który oficjalnie jest w spółce od kilkunastu dni, już dopatrzył się nieprawidłowości o czym zawiadomił śledczych - mówi Jakub Przystupa z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. - Przestępstwo to miałoby się sprowadzać do działania na szkodę spółki - wyjaśnia Przystupa.
Drugie doniesienie do prokuratury złożył Ireneusz Radaczyński - dotyczy ono spółki Budopol, w której znaczne udziały na GANT. Radaczyński kilka godzin przed odwołaniem z funkcji prezesa GANT DEVELOPMENT, powołał siebie do zarządu tej i innych spółek z grupy GANT. W Budopolu przestępstwo miało wyglądać tak:
- Kantory, którymi zarządzał Antkowiak i jego rodzina, pożyczyły od nas środki finansowe, a później zniknęły. Uważam, że to było działanie celowe i z góry skierowane na to, żeby pozbawić Budopol możliwości odzyskiwania tych pieniędzy. Wtedy Budopolem zarządzali ludzie związani z rodziną Antkowiaka - argumentuje Radaczyński.
- To nieprawda. Trudno sobie wyobrazić, że przez wiele lat takie działania mogła tolerować komisja nadzoru finansowego. Natomiast działania pana Radaczyńskiego to ewidentna kradzież - ripostuje Antkowiak.
Według Antkowiaka chodzi o to, że Radaczyński kupił spółki córki, a także powołał samego siebie do ich zarządu. Założyciel GANTA złożył już dokumenty w tej sprawie do prokuratury, ale nie jest to formalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Staramy się walczyć prawnie, aby majątek został w spółce. Chodzi o kilkaset milionów, które w ostatnim dniach urzędowania przepisał na siebie bezprawnie pan Radaczyński.
Jaka jest prawda orzeknie sąd. Jednak według większości ekspertów, tak złożonej struktury grupy kapitałowej jeszcze nikt nie badał, nawet przy okazji AMBER GOLD i udowodnienie winy będzie więcej niż trudne.
A tak w ubiegły poniedziałek sędzia Jaroslaw Horobiowski argumentował przekształcenie postępowania upadłościowego układowego w likwidację GANTA i jednoczesne zamknięcie postępowania z powodu braku praktycznie jakichkolwiek środków w spółce: - Można domniemywać, że cała ta struktura i sposób skonstruowania całej grupy kapitałowej nie były podyktowane dobrą wolą i mogły mieć na celu wyprowadzenie wielomilionowych kwot z pokrzywdzeniem wielu wierzycieli.
Według różnych szacunków GANT winny jest swoim wierzycielom od 500 do nawet 900 mln złotych.
Posłuchaj całego materiału:
Zdjęcia w artykule:
CarbonNYC/Creative Commons
www.prw.pl
JMR_Photography/Creative Commons
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.