Tłusty miś palestry, czyli Roman Giertych

Wacław Sondej | Utworzono: 2014-07-05 08:51 | Zmodyfikowano: 2014-07-05 09:56
Tłusty miś palestry, czyli Roman Giertych - Fot. Wacław Sondej
Fot. Wacław Sondej

"Tłuste misie", jak mówi minister Sienkiewicz, od zawsze musiały żyć w zgodzie ze światem polityki. Falenta, Krauze, Jakubas, oni wszyscy doskonale wiedzieli, jak wiele zależy od tego, jakim okiem patrzy na nich władza". To cytat z Gazety Wrocławskiej. Falenta, Krauze, Jakubas? A gdzie Kulczyk? A o Kulczyku jest w Gazecie Wyborczej. Ale najbogatszy Polak stanowi tylko tło dla ukochanego ciągu dalszego czyli Romana Giertycha w roli podsłuchanego i nagranego. Mecenas Giertych mocno krytykował tygodnik Wprost za sposób publikowania nagrań. Teraz sam się zapoznaje z systemem pracy redakcji tygodnika. Rzecz dotyczy "tajnych negocjacji byłego wicepremiera, obecnego mecenasa z autorami książki o Janie Kulczyku. Chodziło o to, by się nigdy nie ukazała. Książki nie ma, a rozmowa została nagrana. Teraz jej uczestnicy się oskarżają" - pisze Wyborcza. Są sugestie, jakoby Piotr Nisztor (znowu on) wziął za odstąpienie od publikacji książki coś koło 400 tys. złotych. Janowi Kulczykowi miało na tym zależeć, bo Nisztor źle pisał o jego wówczas ciężko chorym ojcu. Giertych mówi, że był po prostu prawnym reprezentantem swego klienta czyli Jana Kulczyka i tyle. I nie zaprzecza, że w trakcie reprezentowania pił wódkę, klął jak szewc i opowiadał kto wśród rządzących jest gejem.Twierdzi, że po prostu ma zdolność mimikry: "język i zachowanie był dostosowany do tego bandyty i gangstera, bo dla mnie Nisztor to gangster a nie dziennikarz" - mówi tłusty miś palestry.

CZYTAJ TEŻ: Rewolucja w Prawie i Sprawiedliwości! Lipiński przejął władzę
 
Gazeta Wyborcza na podstawie dostępnych sobie akt ze śledztwa, opisuje też mechanizm podsłuchiwania. Teza jest taka: głoszący swoją niewinność Marek Falenta zlecał nagrywanie biznesmenów, by mieć informacje ułatwiające spekulacje giełdowe. Paplający politycy, to produkt uboczny.
 
A tymczasem my, tu we Wrocławiu, jesteśmy świadkami politycznego rozwodu, przeprowadzanego z hukiem, bez przytupów, ale z wzajemnymi oskarżeniami. "Oszukali mnie ludzie z SLD" - to tytuł z pierwszej strony Gazety Wrocławskiej, okraszony fotografią niewątpliwie efektownej kobiety jaką jest Lidia Geringer de Oedenberg. Pani eurodeputowana, jak państwo wiedzą, w miesiąc po wyborach rozstała się z SLD, twierdząc , że koledzy z partii co innego mówili a co innego robili. Koledzy z partii utrzymują, że czują się potraktowani niehonorowo przez kobietę o dużych ambicjach. Publikacja jest obszerna i jest to dość spory cebrzyk pomyj. Co z tego wynika? Ano to, że z jednej strony jest silna osobowość pani europoseł, z drugiej autorytet tutejszego SLD. Jak pani poseł zeszła z szalki, to ta druga, moim zdaniem, pójdzie w dół. I tyle.
 
Na zakończenie mam informację o elektrowniach wiatrowych. Wyborcza pisze, że Prawo i Sprawiedliwość szykuje ustawę, na mocy której  istniejące wiatraki trzeba będzie rozbierać i przenosić na odludzie. Możliwe są wielomilionowe odszkodowania. To jest ważne działanie PiS. Jak się powiedzie, to  udowodni, że ta partia może wszystko. Wygra nawet walkę z wiatrakami.
 
Do usłyszenia się z państwem...


Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Cyrul2014-07-07 07:23:40 z adresu IP: (46.76.xxx.xxx)
Notowania kolego redaktorze nie poszly w dół. Zaraz po odejściu posłanki notowania SLD w mieście wynoszą 13,4%. Natomiast pani poseł i lista SLD w wyborach do europarlamentu zdobyły 12%. Dodam także, że nim wylał sie cebrzyk pomyj, to pani posel wylała na SLD kubeł skondensowanej gnojowki.