Co, gdzie i za ile jemy we Wrocławiu? (RAPORT)

Tomasz Sikora | Utworzono: 2014-06-07 09:56 | Zmodyfikowano: 2014-06-07 11:16
Co, gdzie i za ile jemy we Wrocławiu? (RAPORT) - Fot. Wiktor Dopierała
Fot. Wiktor Dopierała

Jak wygląda "Wrocław na widelcu"? Analizowaliśmy dane z kilkunastu źródeł i badań statystycznych, sprawdziliśmy także informacje, jakimi dysponują restauratorzy. Co tydzień mamy we Wrocławiu średnio 150 wydarzeń kulturalno-kulinarnych! Restauracje zapraszają na degustacje, koncerty, pikniki. Wydawałoby się, że wrocławianie mają w kuchni wyłącznie pajęczyny i puste lodówki, bo stołują się na mieście. Nic bardziej mylnego.

ZOBACZ KONIECZNIE: We Wrocławiu trwa "Europa na widelcu" (MENU, PROGRAM)

Skromny lunch za dychę

Co trzeci wrocławianin w ogóle nie jada poza domem. A kiedy już to robi, wydaje od 10 do 32 zł. Choć średnia średnią, zdarzają się i wyjątki. 2 lata temu student Kewin Dąbrowski udowodnił, że da się przeżyć i najeść za...1 zł dziennie. Przeżył cały miesiąc za 31 złotych, chudnąc 8 kilogramów.

Tak o jego eksperymencie informowaliśmy na portalu prw.pl: :Pierwszego dnia kanapka (bułka, cebula i dwa plasterki mortadeli za 74 groszy), drugiego - zupa "za grosz" (ziemniak, cebula, marchewka, trzy pieczarki i makaron na wagę za 99 groszy). Później jadł m.in. surówkę (jabłko, marchewka i gruszka - razem 90 groszy), placki ziemniaczane (zamiast ziemniaków - cukinia za złotówkę), własnoręcznie robiony barszcz (buraki czerwone na wagę, za 68 groszy) i jako niedzielny obiad - "wypas" (kasza z pieczarkami, cebulą i przyprawą do grilla - razem 2,23 zł)".

Gotowanie w domu
Gotowanie w domu
A w domu? Jak wskazują ankiety, trzem na cztery wrocławianki gotowanie w domu sprawia przyjemność. Tak przynajmniej twierdzą! Co drugi wrocławski mężczyzna też twierdzi, że gotuje w domu i nawet sprawia mu to przyjemność. Widać potwór gender zaatakował nasze wrocławskie kuchnie. No chyba, że panowie pod pojęciem gotowanie rozumieją wrzątek na herbatę.

Szczere złoto na talerzu

Na drugim biegunie są ci, których stać na nieliczenie się z pieniędzmi. Mając gruby portfel można na przykład iść na stek z polędwicy Kobe za... 285 zł. Taki oferują 3 wrocławskie restauracje. Są lokale, gdzie smakoszy znajdą homary z grilla po 265 zł sztuka. To najdroższe dania dostępne bez zamawiania z wyprzedzeniem. A gdyby uprzedzić właściciela, że przyjdzie się na specjalną kolację, to można zasiąść na przykład do sałatki za 340 złotych. Ta składa się między innymi z trufli z kawiorem dodatkowo doprawionych płatkami szczerego złota.

fot. Lestat/Wikimedia Commons

Lokali mamy we Wrocławiu 800. Właściwie nie wiadomo, dlaczego ludzi tak przyciąga biznes, w którym splajtować jest łatwo, pracuje się 14 godzin na dobę, a wolne jest tylko w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia i w pierwszy dzień Wielkanocy.

Do tego pieniądze zarabia się trudno. Aby otworzyć niewielką restaurację o powierzchni 150 m kw. we Wrocławiu, trzeba zainwestować średnio ćwierć miliona złotych. Miesięczny czynsz w rynku to 15 tys. zł. Czasem można liczyć na zniżki, jeśli lokal ma tradycję, albo jest istotny dla kulturalnej lub kulinarnej mapy Wrocławia (tak jest na przykład z niektórymi kawiarniami w rynku). Wtedy czynsz to około 8 tysięcy złotych. Niemniej jednak pieniądze, jakie trzeba włożyć w jedzeniowy biznes, są spore. Efekt? We Wrocławiu plajtuje w ciągu 3 lat od otwarcia sześć na dziesięć restauracji. Co piąty mieszkaniec miasta deklaruje, że poza domem jada codziennie lub kilka razy w tygodniu. Jedzenie na mieście to częściej męski zwyczaj.

Po polsku najlepiej

Co jemy? Polskie dania. Najwięcej amatorów we wrocławskich restauracjach mają żurek, bigos, pierogi i schabowy z kapustą. Schabowy zresztą do Polski trafił przez Breslau i Kraków, bo jest tanią imitacją cielęcego sznycla wiedeńskiego i do naszych kuchni zawędrował w XIX wieku. Przepis na niego wystąpił po raz pierwszy w książce Lucyny Ćwierczakiewiczowej "365 obiadów za pięć złotych". Jedno z pierwszych wydań tej książki ukazało się w Breslau. Bo sama Ćwierczakiewiczowa pochodziła ze śląskiej rodziny von Bachmanów.

Jesli już przy związkach z Zachodem jesteśmy. O ile w Niemczech aż 6 na 10 osób idzie do restauracji, by od własnych dzieci odpocząć, o tyle my "do miasta" wychodzimy właśnie z powodu najmłodszych.

Jak wynika ze statystyk, za co drugą rodzinną wizytą wrocławian w restauracji stoją dzieci. Bo lody przy byle jakiej okazji, urodziny w fastfoodzie, bo pizza jako rodzinny obiad. 

Pizza i spaghetti wciąż najpopularniejsze

A propos pszennego ciasta z warzywami - we Wrocławiu kuchnia włoska staje się de mode. Jeszcze rok temu co 3. z nas wybierał pizzę, pastę i inne bruschetty, teraz do trattorii chodzi tylko co 5. z nas. Choć i tak restauracje z włoskim menu są u nas najpopularniejsze. A tak częsty kebab? Co 10. z wrocławian próbuje dogadać się w sprawie sosów z tureckim sprzedawcą. Potem są w naszym miejskim statystycznym jadłospisie hamburgery i hot dogi oraz dania kuchni azjatyckiej, przede wszystkim chińskiej i wietnamskiej.

Choć lokali serwujących sushi jest wiele, to z pizzeriami przegrywają na całej linii. O ile pizzę je co 5. amator restauracji, to na sushi czy sashimi wpada co 50. bywalec wrocławskich lokali.

Zdjęcia: Nova/Wikimedia Commons


Komentarze (8)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Kasia2016-04-18 18:30:19 z adresu IP: (95.49.xxx.xxx)
Ja też lubię pizzę i rzeczywiście placek z Party Pizza we Wrocławiu jest bardzo smaczny.
~Karolina2015-10-13 11:41:11 z adresu IP: (80.52.xxx.xxx)
Ja jem rzadko poza domem, ale jeśli już to właśnie pizzę. Wiem, że to jest niezdrowe, ale uwielbiam ją jeść, zwykle zamawiam z Pizza Party albo jem na miejscu, różnie. Ale jest pyszna, raz na jakiś czas robię wyjątek w mojej diecie!
~raport ?2014-06-08 06:08:22 z adresu IP: (188.33.xxx.xxx)
bredni STEK
~jaskier2014-06-07 16:57:20 z adresu IP: (178.43.xxx.xxx)
może tak do Karwi nad morze
~krzysiek2014-06-07 15:05:39 z adresu IP: (89.70.xxx.xxx)
Nie przesadzajmy, że studenci się żywią tylko ryżem z masłem. Te czasy się skończyły.
~jakiś tam taki2014-06-07 14:14:48 z adresu IP: (87.99.xxx.xxx)
stek za 260 zł??????? szkoda, że pani basia z żabki czy biedny studenciak, który raczy sie co dzień ryżem z masłem nie mogą sobie na niego pozwolić. i w sumie najgorsze jest to, że pewnie nigdy b takiego steka nie będzie ich stać. oto polska właśnie...
~jakiś tam taki2014-06-07 16:13:17 z adresu IP: (87.99.xxx.xxx)
no fakt. ale ponarzekać można :P
~komentator2014-06-07 14:47:53 z adresu IP: (78.8.xxx.xxx)
Tak jest na całym świecie, a nie tylko w Polsce. ;)