Świetna gala na finał PPA (Recenzja)

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2014-03-30 12:25 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Gala Przeglądu Piosenki Aktorskiej to zawsze wydarzenie, a tym razem trafił się wrocławskim widzom szczególnie mocny akcent, który reżyserka Agata Duda-Gracz nazwała – jak to ona – oryginalnie: WIELKA PŁYTA 1972-2018. BARDZO DROGI KONCERT Z OKAZJI PIĘĆDZIESIĄTEJ ÓSMEJ ROCZNICY TANIEGO BUDOWNICTWA MIESZKANIOWEGO. Na samym tytule się nie skończyło. Ubiegłoroczna laureatka Wrocławskiej Nagrody Teatralnej zaproponowała właściwie nowy gatunek sceniczny, gdzie śpiewanie (rzadko całych piosenek) podporządkowane jest nurtowi opowieści. WIELKA PŁYTA to na pewno nie koncert, a też coś więcej niż spektakl dramatyczny. Na pomieszczenie wszystkich elementów tego przedstawienia za mało pojemny wydaje się i musical. To teatr totalny, popowo-ludowa opera egzystencjalna, hybryda warta uwagi i szczerego podziwu.

Zaczyna się już po wejściu na widownię, trochę jak w przypadku poprzedniego tutejszego dzieła Dudy-Gracz JA, PIOTR RIVIERE... Aktorzy zaczepiają nas, starają się wejść w dialog, od początku sugerując, żeby spojrzeć na ustawiony na scenie olbrzymi blok podzielony na kilkanaście otwartych mieszkań osobiście. Nie da się inaczej. Opowiada się tu bowiem biografia urodzonego (tak jak reżyserka) w 1973 roku  Pikusia wraz z historią całej mieszkaniowej wspólnoty i Polski na przestrzeni ponad 40 lat. Spoiwem jest narracja Anioła Stróża Depresyjnego (doskonale stylowy Cezary Studniak), towarzyszącego poczciwemu, choć niezbyt rozgarniętemu bohaterowi. Anioł mówi już na początku tekstem piosenki napisanej przez Agatę Dudę-Gracz do muzyki Mai Kleszcz i Wojtka Krzaka: „Będzie ci źle”, więc może od razu wyskocz z niemowlęcego łóżka. Po co ci to pełne niespełnienia życie?

Pikuś (świetny nieprzerysowany Wojciech Mecwaldowski) doczeka jednak roku 2018, ożeniony nie z tą, którą z wzajemnością kocha, wplątany w tok wydarzeń, na które wpływ ma nikły bądź żadny. A wokół polskiego everymana, czterdziestolatka naszych czasów, pojawi się galeria typów ilustrujących ludzki los: pani Kazia – dewotka niestety nieszczęśliwa (wspaniała Magdalena Kumorek), seksoholiczny pan Robaczek (znów brawa dla Tomasza Schimscheinera), złorzecząca na wszystko i wszystkich kaleka Różyczka (Paulina Gałązka pokazuje wielki talent, śpiewając NIECH ŻYJE BAL z wózka inwalidzkiego). I tak dalej. Postaci mamy kilkadziesiąt – każda zasługująca na osobny opis – przez fantastycznych artystów scen wrocławskich, krakowskich, łódzkich i warszawskich sportretowanych z imponującą charyzmą i dyscypliną w jednym (absolutnie wszystkich, bez wyjątku).

Oglądamy to ze wzruszeniem, czasem uśmiechem i śmiechem, współodczuwając i współczując, również sobie, bo przecież w sumie tak wygląda to nasze istnienie razem i osobno. Gdy spojrzeć w przeszłość, punktami odniesienia są zdarzenia publiczne (jakiś niby ważny mecz piłkarski, moskiewski rekord Kozakiewicza, stan wojenny, nominacja Hanny Suchockiej na premiera, katastrofy samolotowe w Lesie Kabackim i smoleńskim, atak na rzeźbę papieża z meteorytem) i prywatne (wesela, chrzciny, pogrzeby), a na co dzień trzeba sobie jakoś radzić, aby po jakiejś chwili „umrzeć, usnąć” (przejmujący, bez pompy powiedziany monolog Hamleta przez Mariusza Saniternika). W przedstawieniu Agaty Dudy-Gracz realizm wyłazi na wierzch mimo groteski i komedii, a może właśnie dzięki nim.

Bezkompromisowo rozprawiają się artyści z piosenkami, od „Przybieżeli do Betlejem” po „Felicitę”, „Czy te oczy mogą kłamać”, „Ogrzej mnie” po „Dumkę na dwa serca” i „Ona tu jest i tańczy dla mnie”. Niewiele śpiewu pełnym głosem słychać tym razem na przeglądowej gali. Karykaturalność dotyczy również warstwy wokalnej. Justyna Szafran – na przykład – wykonuje „Odpływają kawiarenki” z trzepaka jako dziewczynka z przedszkola (i to jej jedyna piosenka w spektaklu), „Czerwone maki na Monte Cassino” brzmią jako pieśń pijacka. Gdzieniegdzie trafimy na popisowy numer (operetkowe „Obywatelu, zostań tatą” w interpretacji Elżbiety Kłosińskiej, „Somebody to Love” Sebastiana Machalskiego, „Szał niebieskich ciał” Mai Kleszcz – szkoda, że taki krótki, czy „Barka” Macieja Nerkowskiego), lecz nie wyżyny warsztatu wokalnego się liczą, lecz spójna, wielowarstwowa wizja, w której motywem naczelnym i najbardziej poruszającym jest spojrzenie na rolę kobiety w społeczności zdominowanej przez mężczyzn i męskość (nie mylić z męstwem). Ten ton wraz z rozwojem sagi mieszkańców klatki C bloku nr 104 wybrzmiewa szczególnie wyraziście i w fabule, i w znakach wizualnych. Każda z panien młodych wygląda trochę jak w filmie Tima Burtona, idzie w małżeństwo jak pod nóż. Kobiety mają, czy też miały, gorzej – przekonuje Duda-Gracz wraz z aktorkami, to one tutaj z życiem przegrywają wyżej niż faceci. To one są społecznym Murzynem, sprzątają i myją – na kolanach śpiewa „What a Wonderful World” Emose Uhunmwangho (czy nie czas już na solowy recital?). Facetom w usta wkłada się kibolsko-ultrasowy hymn o waleniu w łeb.

Agata Duda-Gracz wraz z zespołem realizatorów i aktorów stworzyła kolejne dzieło, wygrane do ostatniej nuty, często zamierzenie fałszywej, nie takiej, nieładnej, ale prawdziwej.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................

WIELKA PŁYTA 1972 – 2018. BARDZO DROGI KONCERT Z OKAZJI PIĘĆDZIESIĄTEJ ÓSMEJ ROCZNICY TANIEGO BUDOWNICTWA MIESZKANIOWEGO, scenariusz, scenografia i reżyseria Agata Duda-Gracz, kier. muzyczne Wojciech Krzak, Gala 35. Przeglądu Piosenki Aktorskiej, 29.03.2014

 


Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Jolek2014-03-31 19:25:55 z adresu IP: (78.9.xxx.xxx)
Przerysowane, ale jakże prawdziwe..... Jestem bardzo za taką formą poruszania wrażliwości widza. "Nie żyje bal" Pauliny Gałązki wzruszył mnie ogromnie.
~Ekuma2014-03-31 12:45:43 z adresu IP: (5.60.xxx.xxx)
A mnie sie nie podobało, bardzo dekadenckie i za dużo wulgaryzmów, dużo prymitywnego seksu, żałosne
~stafi2014-03-30 13:53:13 z adresu IP: (94.231.xxx.xxx)
Rzeczywiście Gala super, momentami mega, oglądało się fantastycznie. Trochę nierówna, odnosiło się wrażenie, że autorka nie wie w którym kierunku przedstawienie poprowadzić. Satyry społecznoobyczajowej czy egzystencjalnej. Wyszedł z tego swoisty "kolaż", ale i tak zostaję od wczoraj fanem ADG.