Wrocław jak Detroit (Felieton)
Stawiamy na samochody. Na 3 dorosłe osoby przypadają aż 2 samochody. A liczymy tylko te z rejestracją DW. Do tego dochodzą DWR, DO, DT.
Czym jeździmy? Tydzień temu obliczyliśmy, że co dzień 22 tysiące rowerzystów wyjeżdża na ulice Wrocławia. Nie ma co się oszukiwać, na ogół po mieście poruszamy się samochodami. Ale jakimi, jak wieloma?
Wrocławianie w tym roku kupują auta na potęgę. Powodem tych zakupów jest luka w prawie, która na początku tego roku pozwalała firmom kupować samochody bez Vat-u. Salony samochodowe zwiększyły sprzedaż średnio aż o 23%. Ale to wyhamuje, gdy w kwietniu skończy się możliwość preferencyjnego kupowania. Wiele salonów zawiera umowy z tak zwaną opóźnioną opcją zapłaty. Podpisuje się umowę kupna-sprzedaży, ale faktyczna zapłata i odbiór pojazdu nastąpi później, gdy firma będzie miała środki, by uregulować należność.
Gdy miasta zachodniej Europy więcej samochodów wyrejestrowują niż rejestrują, we Wrocławiu samochód wciąż jest wyznacznikiem statusu społecznego. Jak pokazują badania instytutu statystycznego UE - Eurostatu, jeśli poprawia się sytuacja finansowa Europejczyka na zachodzie kontynentu, kupuje korzystniej położone mieszkanie, przeznacza więcej pieniędzy na niebanalne wakacje lub inwestuje w siebie lub swoje dzieci zapisując się na kursy dokształcające lub studia podyplomowe.
Polak w przypadku poprawy statusu materialnego kupuje samochód lub obecne auto zmienia na lepsze (starego często się nie pozbywając). Tak oto, paradoksalnie, na Zachodzie spada liczba samochodów w miastach, a u nas wzrasta, osiągając poziomy w Europie niemal nienotowane. We Wrocławiu na 1000 mieszkańców mamy zarejestrowanych 560 aut. Dla porównania Berlin ma 319 aut na 1000 mieszkańców,
Lipsk (wielkości Wrocławia) 368, Hannover 369, Drezno 391, Kolonia 426, nawet najsilniejsze motoryzacyjnie niemieckie miasto - Bochum - ma 506 aut na 1000 mieszkańców.
Wrocław, przypomnijmy, to aż 560 aut. Wrocławski magistrat od lat twierdzi, że własne cztery kółka to dowód na bogacenie się wrocławian i poprawę naszego statusu społecznego. Krytycy miejskich władz wskazują często, że wzrost liczby samochodów to objaw niewydolnej i wolnej komunikacji miejskiej, podporządkowania miasta ruchowi samochodowemu - czego symbolem ma być choćby brak przejść dla pieszych na rondzie Reagana, mimo iż zostały tam zaprojektowane. Zdaniem oponentów władz miasta, wysłanie pieszych pod ziemię, to dowód na „samochodowy priorytet we Wrocławiu”. Być może oponenci magistratu mają rację, nie mniej na obronę władz municypalnych niech świadczy ogólnopolska tendencja. Samochodów przybywa także w Warszawie, Poznaniu i Krakowie. Najwięcej aut jest w Warszawie - na 1000 mieszkańców 600. To oznacza, że po stolicy Polski jeździ dwa razy więcej samochodów, niż po stolicy naszego zachodniego sąsiada. Poznań to 580 aut - powodem dużej liczby samochodów, jest fakt, że kilka centrali firm leasingowych ma tu swoją siedzibę. W Poznaniu jako pierwszym mieście w Polsce zabrakło numerów tablic rejestracyjnych. We Wrocławiu ma wystarczyć do 2018 roku.
O dziwo Katowice, gdzie jest najwyższa miejska średnia zarobków w Polsce, wcale nie inwestują w motoryzację. Są dopiero na 5 miejscu. Ten fakt, zdaniem ekspertów od komunikacji ma potwierdzać opinię, że dobra komunikacja miejska (taką, również dzięki kolei, mają Katowice) sprzyja mniejszej liczbie samochodów.
Wracając do Wrocławia - nasze 560 samochodów daje nam 3. miejsce w Polsce, a jeśli wziąć pod uwagę „leasingowy charakter Poznania”, będzie to drugie, po stolicy, miejsce w kraju. We Wrocławiu mamy zarejestrowanych 440.000 pojazdów, w tym 345 tysięcy osobowych (a liczymy tu wyłącznie pojazdy z rejestracją DW), do tego 12 tysięcy motocykli, 6 tysięcy skuterów i 2630 taksówek. Co ciekawe, z roku na rok spada liczba „szoferów na taryfie”. Czyli stawiamy na własne samochody, a po drugie, legalne taxi są wypierane z rynku przez te nielegalne i półlegalne skryte pod nazwą „przewóz osób”.
Nowych samochodów, czyli poniżej dwóch lat, jeździ po mieście 26 tysięcy. Najwięcej jest 10-15 letnich - 86 tysięcy. Ale też wiekowych dużych fiatów i innych cudów polskiej i zagranicznej motoryzacji, niosących na karku drugi i trzeci krzyżyk jest aż 82 tysiące. Zabytków we Wrocławiu jest 40 tysięcy. Te auta starsze niż 31 lat nie zawsze są rejestrowane jako zabytkowe.
Najstarszy wrocławski jeżdżący pojazd to Hudson Essex Super Six Coupe z 1928 roku. Z nowszych a bardziej „wypasionych” z rejestracją DW spotkamy też lamborghini gallardo, mustangi, bondowskiego astona martina. Wrocławianie wsiadają nawet za kółko wozów opancerzonych, takich jak transporter BRDM2-RS.
Najnowszym pomysłem miasta, jak pogodzić wodę z ogniem (czyli z jednej chęć jeżdżenia samochodem, a z drugiej zakorkowane miasto) jest sieć elektrycznych samochodów, które można by, niczym rowery miejskie, wypożyczać. Takie coś funkcjonuje już w w Berlinie czy Paryżu. W stolicy Francji to prawdziwy hit transportu publicznego, choć korzystają z niego głównie najbardziej majętni paryżanie. Teraz e-samochodów jest pod wieżą Eiffela aż 2 tysiące. Żeby poruszać się elektrycznym wypożyczonym autem, trzeba opłacić abonament (120 euro za rok) i dodatkowo płacić 5 euro za każde pół godziny jazdy. Trzeba też pamiętać, że system wypożyczania nie będzie działał bez sieci stacji ładowania (obecnie we Wrocławiu działa ich tylko 10). Samochód elektryczny może przejechać ok. 100 km, potem trzeba go ładować co najmniej przez godzinę. Na razie magistrat w sprawie elektrycznych samochodów prowadzi konsultacje ekonomiczne.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.