Wataha psów terroryzuje wieś
We wsi Świecie koło Leśnej wataha psów terroryzuje mieszkańców.
Problem dotyka szczególnie tych, którzy rzadziej po wsi jeżdżą samochodami, a wędrują pieszo lub korzystają ze środków komunikacji publicznej. Psy są duże i rzucają się już na ludzi – tak przynajmniej opowiadają mieszkańcy:
Psy oszczekują samochody i rzeczywiście okupują po prostu niektóre miejsca. To jest kilka dużych psów i kilka mniejszych. Mieszkańcy Świecia, choć są przecież obyci ze zwierzętami, bo na wsi to nic nadzwyczajnego, tych czworonogów jednak się boją i mają z nimi problemy.
Te psy mają właścicieli, przynajmniej w większości. Czemu więc ci właściciele się sprawą nie zajmą, nie zamkną ich gdzieś w kojcach czy po prostu za ogrodzeniem posesji? To właśnie jest problem. Próbowaliśmy skontaktować się z posiadaczem, rzekomym posiadaczem trzech największych czworonogów z tej watahy. Skutek był marny:
Nikt nie wyszedł. Sąsiedzi mówią, że trudno się tam z kimkolwiek skontaktować. Posesja jest niby ogrodzona, ale przez to ogrodzenie nawet dziecko by przeszło. Więc psy biegające luzem nie mają z tym żadnego kłopotu. Ale, żeby było jasne, te największe psy tworzą tylko część tej watahy biegającej po Świeciu. One są najczęściej w rejonie kościoła. Są też inne, pojawiające się nawet kilka kilometrów dalej.
Riwana Antczak, lekarz weterynarii: Mały pies zachowuje się zupełnie inaczej niż duży. Często jest niepewny, "szczekliwy", ale niegroźny. Natomiast duży pies może rzeczywiście stwarzać niebezpieczeństwo, gdyż takie zwierzę często niczego się nie boi. A jeżeli się boi, to jego lęk przejawia się także agresją. Zwłaszcza gdy do tej pory miał rzadką styczność z człowiekiem. Jeśli się krzyknie na pojedynczego psa zamieszkującego jakiś teren, to ucieknie. Ale jeśli będzie w tym miejscu kilka psów i człowiek się tak zachowa, to one na pewno nie uciekną, a być może nawet zaatakują tego, kto będzie chciał je przegonić. Psy z grupy czerpią siłę. Siłę, ale nie agresję. To przypomina trochę zachowanie grup kibiców piłkarskich. Model działania jest podobny. Psy też czują się pewniej, gdyż jest ich dużo. Czasem jeden z nich może chcieć zaimponować reszcie i oprócz samego oszczekiwania może wyrwać do przodu np. skoczyć na człowieka. A wtedy reszta pójdzie za nim jak w dym. |
Radna Maria Maliszewska mówi, że do incydentu z psami na przystanku pełnym dzieci doszło tuż obok jej domu:
Sytuacja robi się nerwowa, bo dotychczasowa interwencja straży miejskiej nie przyniosła efektów.
Czy odłowienie psów i zabranie ich ze wsi jest takie trudne? Zapytaliśmy o to burmistrza Leśnej Jana Surowca. Który wydaje się trochę zaskoczony rozwojem wypadków.
Trudno uznać, że gmina o problemie nie wiedziała, skoro wiedziała straż miejska. Trudno z tym w ogóle dyskutować. Wygląda jednak na to, że burmistrz ma ochotę rozwiązać problem psów, które watahą wędrują po Świeciu i budzą strach.
W tym wypadku nie ma chyba wyjścia, ale często samorządy spychają problem, bo koszt odłowienia i umieszczenia w schronisku psa to kilkaset złotych miesięcznie. W przypadku takiej watahy składającej się nawet z 10 psów łatwo policzyć, że kwoty idą w tysiące. Poza tym, co ważne, na polskiej wsi biegające luzem czworonogi to nadal nic dziwnego. Tak po prostu jest. Choć, co oczywiste, tak być nie powinno...
"To jest zadanie własne gminy. Władze nie mogą w żaden sposób unikać odpowiedzialności za wałęsające się po ich terenie bezpańskie zwierzęta" - mówi portalowi www.prw.pl Patrycja Starosta z Wrocławskiej Eko-Straży. Samorząd musi, w myśl prawa, przyjąć takie zgłoszenie, potem zlecić ujęcie czworonoga, na koniec zapewnić mu opiekę.
Koszty nie są małe - jedna z dolnośląskich gmin, która ma podpisane odpowiednie umowy w ubiegłym roku wyłapała 21 psów i sukę ze szczeniętami, koszty utrzymania tych zwierząt w schronisku wynoszą 53 tysięcy 756 złotych.
Dziś stawki za "objęcie opieką" jednego psa od momentu wyłapania, do przekazania go do schroniska... lub nie ... kosztuje od kilkuset do nawet 5-6 tysięcy złotych. Cała procedura postępowania z bezpańskim zwierzęciem powinna być szczegółowo opisana w uchwale rady gminy. Problem polega na tym, że niemal połowa lokalnych samorządów w Polsce nie ma takich uregulowań. Korzystają na tym nieuczciwi przedsiębiorcy, którzy wyłapują zwierzęta i tylko "na papierze" przekazują je do schronisk. Obrońcy zwierząt szacują, że połowa psów ginie zaraz po złapaniu.
Wyłapanie bezpańskiego psa
Co zrobić, gdy w okolicy wałęsa się bezpański pies? Pierwszym krokiem powinno być przekazanie informacji na ten temat odpowiedniemu urzędnikowi w gminie lub straży miejskiej albo policji. Od władz gminy mamy prawo żądać informacji na temat dalszych losów zwierzęcia. W razie braku interwencji, o sprawie powinien być powiadomiony powiatowy, ewentualnie wojewódzki a w drastycznych przypadkach Główny Lekarz Weterynarii.
Czas od zgłoszenia do wyłapania bezpańskiego psa
Do bezpańskich psów nie powinniśmy się zbliżać, mogą być bowiem nosicielami groźnych chorób. Szczególnie chronione przed nimi powinny być dzieci. Pies wbrew utartej opinii bardzo rzadko jednak przybiera cechy wilka. Psy udomowiliśmy 17 tysięcy lat temu. Niemal wszystkie dziś bezpańskie, kiedyś były pod opieką ludzi, dlatego tylko w wyjątkowych sytuacjach dochodzi do zupełnego zdziczenia takiego zwierzęcia.
Dokarmiać czy nie?
Oczywiście dokarmiać mówi Patrycja Starosta i dodaje, że nie można pozwolić, by zwierzęta cierpiały. Powinniśmy wystawiać psom posiłek, nawet kosztem tego, że zbliżą się na dłużej do naszego domu - mówi Starosta.
Leszek Mordarski
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.