Jerzy Szmajdziński kandydatem SLD na prezydenta (Komentarz polityczny)
Dolnośląski polityk Jerzy Szmajdziński został w sobotę na konwencji SLD kandydatem tego ugrupowania na prezydenta.
Niespodzianki nie było, spekulacje na ten temat trwały od paru miesięcy. Jakie poparcie jest w stanie uzyskać w wyborach prezydenckich i na ile zjednoczyć lewicę?
Czesław Cyrul z SLD tak ocenia sobotnią konwencję swojej partii:
- Sobotnia Krajowa Konwencja SLD miała być programową, ale bieżące wydarzenia zepchnęły ideologię na pobocze. Głównymi punktami Konwencji miała być dyskusja o programie oraz głosowanie wotum zaufania dla Zarządu Krajowego SLD (liczącego 23 osoby). W tej ostatniej kwestii szczególnie oczekiwano na wynik tajnego głosowania, a zwłaszcza jak w nim wypadnie Jerzy Szmajdziński i Grzegorz Napieralski.
Wiadomo było, że panowie w kierownictwie partii chodzili trochę oddzielnie. Ostatnio jednak chyba doszli do porozumienia, i nie jedynie oni, że warto ciągnąć polityczny wóz razem.
Przewodnicy Grzegorz Napieralski oczywiście wotum zaufania otrzymał, ale Jerzy Szmajdziński w tym swoistym plebiscycie wypadł znacznie lepiej.
Komisja skrutacyjna, aby nie drążyć tematu stwierdziła ogólnie, że wszyscy członkowie Zarządu Krajowego otrzymali wotum zaufania. Po przerwie na sali pojawił się Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller i Józef Oleksy, a także wielu innych zaproszonych gości. Nie było Włodzimierza Cimoszewicza, Marka Borowskiego, czy prof. Nałęcza.
Jedni w końcu doszli do wniosku, że bez SLD i oni i lewica niewiele znaczą, a ci drudzy nadal bujają w politycznej nieważkości.
Prawdziwy show zaczął się jednak, kiedy przez 800-osobową salą Leszek Miller i Józef Oleksy przeprosili za swoje grzechy i poprosili o ponowne przyjecie w szeregi SLD. Wcześniej dwaj wymienieni, a także Borowski, Celiński, Dyduch i kilku innych liderów lewicy pogubiło się w politycznej rzeczywistości i dzisiaj niczym błędni rycerze krążą po obrzeżach lewicy nie wiedząc, co z sobą zrobić.
Po spowiedzi „synów marnotrawnych” Aleksander Kwaśniewski zaprosił kierownictwo SLD i świeżo nawróconych na podium i ta zwarta grupa stała się chwilowym symbolem jednoczenia się poróżnionej lewicy. Sala to niezwykle wydarzenia przyjęła owacjami na stojąco. Sceptycy od razu skomentowali to wydarzenie jako powrót do przeszłości, ale wielu twierdzi że doświadczenie ludzi po przejściach i zapał młodości można razem łączyć.
Pokłóconej lewicy taki spektakl jedności był bardzo potrzebny, zarówno wewnątrz SLD i dla kontestujących kanap politycznych.
Ogłoszenie kandydatury Jerzego Szmajdzińskiego sala przyjęła z aplauzem, bo dzisiaj, przy schowaniu się Cimoszewicza w puszczy i kontestowaniu SLD, Jerzy jest kandydatem najlepszym.
Kiedy dwa miesiące temu, we Wrocławiu w obecności Jerzego Szmajdzińskiego i Grzegorza Napieralskiego powiedziałem otwarcie, że oczekuję od Napieralskiego, że poprze kandydaturę Szmajdzińskiego, przewodniczący Napieralski nie był jeszcze gotowy do złożenia takiej deklaracji.
Propozycje programowe nie były najlepiej przygotowane, a to oznacza, że prace nad uaktualnieniem lewicowego oglądu rzeczywistości ciągle trwają.
Komisja Uchwał i Wniosków w ciągu kilku godzin nie była w stanie wymyślić prochu. Dlatego też niektóre projekty nie były rozpatrywane, bo nie dojrzały do tego, aby ujrzeć światło dzienne.
Zamieszanie wywołał radykalny projekt uchwały posłanki Senyszyn, która chciała wysłać SLD na front walki z kościołem. Komisja projekt posłanki złagodziła i w takiej formie przyjęli go delegaci, z czego posłanka nie była zadowolona.
A zatem przed świętami nowego sporu lewicy z kościołem nie będzie, ale w przyszłości zgody lewicy na narastającą dominację kościoła w polityce też nie będzie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.