Wielkie odchudzanie w kopalniach
Górnicy i hutnicy "Polskiej Miedzi" boją się utraty pracy. Z informacji jakie dotarły do związkowców wynika, że kierownicy oddziałów przygotowują listy osób przeznaczonych do zwolnienia. Zdaniem Marcina Braszczoka ze Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego tylko w kopalni "Lubin" na "białej liście" znalazło się około 70 nazwisk.
- To nie będą zwolnienia grupowe. W tym roku 700 osób odejdzie na emerytury, a na ich stanowiskach zatrudnimy jedynie 400 nowych pracowników - w ten
sposób tłumaczy plan redukcji etatów rzecznik "Polskiej Miedzi" Dariusz Wyborski.
Chodzi o ograniczenia kosztów produkcji. Na zatrudnienie jednego pracownika holding średnio wydaje około 100 tysięcy złotych rocznie. Przy 300 pracownikach daje to oszczędności na poziomie 30 milionów złotych.
Takie zapowiedzi krytykuje Józef Czyczerski, przewodniczący Sekcji Krajowej NSZZ "Solidarność" Górnictwa Rud Miedzi. Jego zdaniem odchudzanie powinno dotyczyć Centrali (dawniej - Biura Zarządu), a nie kopalń, czy hut. Przede wszystkim dlatego, że bezpośrednio przy produkcji od dawna brakuje rąk do pracy.
Już dziś część pracowników nie może wykorzystać urlopów z związku z tym, że nie ma kto ich zastąpić pod ziemią.
Rzecznik spółki zapewnia, że chodzi głównie o odchudzanie kadry "białych kołnierzyków". Tym mianem w kopalniach określane są osoby zatrudnione daleko od ciągów produkcyjnych.
- Nie słyszałem, aby listy zwolnień krążyły po Centrali - ripostuje Marcin Braszczok. - Pod ziemią górnicy czują się tak, jakby rozpoczęła się jakaś łapanka.
Zdaniem związkowców gwałtowne szukanie oszczędności ma związek z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną KGHM "Polska Miedź". Holding - jako jedyna spółka w naszym kraju - musi płacić podatek od kopalin. Chodzi o prawie 7 milionów złotych dziennie.
Prezes spółki Herbert Wirth w ubiegłym tygodniu starał się przekonać parlamentarzystów, że taki wzrost kosztów produkcji może doprowadzić spółkę
do tragedii. Komisja Sejmowa Skarbu Państwa nie zgodziła się nawet na opracowanie raportu obrazującego jak podatek od kopalin wpływa na spółkę i dolnośląskie samorządy.
Na trudną sytuację w holdingu - oprócz podatku od kopalin - mają ostatnio również niskie ceny miedzi na światowych giełdach metali kolorowych.
Posłuchaj:
Łukasz Piechowiak - główny ekonomista Bankier.pl To dość skomplikowana kwestia, ponieważ podatek od kopalin pełni funkcję podatku za dobra całego społeczeństwa. To to jest trochę taka zapłata za to, że ta spółka istnieje. Dzięki temu nie tylko inwestorzy na rynku akcji, ale także państwo może w większym stopniu korzystać z tego, że wydobywa się tam miedź i srebro. Z jednej strony mamy dobrze prosperującą spółkę, która na skutek wprowadzenia tego podatku traci olbrzymie pieniądze. To odbija się na giełdzie papierów wartościowych oraz na portfelach inwestorów. To także stanowi zagrożenie dla samej spółki, która ma mniejszy kapitał, żeby się rozwijać, np. przez kupno konkurencji. Z drugiej strony mamy ten nieszczęsny podatek od kopalin, z którego pieniądze są dzielone dla całego społeczeństwa. Trudno znaleźć jasną odpowiedź, która z tych funkcji jest ważniejsza. W mojej opinii podatek od kopalin, przynajmniej w przypadku tego typu spółek powinien być uzależniony od sytuacji rynkowej. Ta jest jest obecnie kiepska dla KGHM-u więc ten podatek powinien być niższy, tak żeby potencjał tej spółki był zachowany. |
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.