Życie Adeli. Rozdział 1 i 2 ******
Oglądam filmy z amerykańskiego festiwalu i wracam myślami do gorących lipcowych dni, gdy do Wrocławia przyjechał nagrodzony Złotą Palmą za „Życie Adeli” Abdellatif Kechiche. Przyjeżdżał ze sławą twórcy, który znalazł kolejny oryginalny sposób na opowiedzenie o miłości i w niezwykle otwarty sposób pokazał homoseksualną parę.
Urzędnicy zaproszeni na otwarcie Nowych Horyzontów byli w szoku, szeptali, czy to nie jest czasami film pornograficzny. A to było po prostu dzieło sztuki, pokazujące miłość z bliska, wchodzące pod skórę uczuciu, wyrażające na ekranie zmysłowość świata, zarówno, gdy apetyt na życie daje nam chwile rozkoszy i uniesień, ale także wtedy, gdy przychodzą chwile zwątpienia, zanoszące się od płaczu, skazane na samotność.
Spodziewajcie się prędzej czy później eseju o samych tylko motywach jedzenia w „Życiu Adeli”. Przez kulinaria pokazywane są między innymi podziały społeczne. Młode dziewczyny wzrastają tu i teraz, w świecie, w którym wszyscy są outsiderami, salon odrzuconych jest miejscem pojemnym. Nie liczy się orientacja seksualna, tylko samo uczucie, jednocześnie „Życie Adeli” pozostaje filmem o szukaniu swojego miejsca.
Adele dojrzewa nie tylko seksualnie, formuje się też intelektualnie, z ekranu pada piękne zdanie o używaniu Sartre'a jako broni masowego uwodzenia. Emma cytuje Adeli: „egzystencja poprzedza esencję”. Na ekranie to orgazm poprzedza esencję. Na końcu otwartość na interpretacje zostaje podkreślona słowami, że wiersz poety jest o tysiącu różnych rzeczy, nikt nie musi go rozumieć. Możemy doszukiwać się drugiego dna, gdy w tle garden party wyświetlana jest Puszka Pandory Pabsta, ale równie dobrze wystarczy chłonięcie samej atmosfery i podążanie za główną bohaterką w jej zetknięciu z pierwszą gorącą miłością: bezgraniczną, ale też niepewną. Świat obok wydaje się nie istnieć, ale jednak daje o sobie znać.
Pamiętam wywiad z Kechichem, wieczór pod wrocławskim hotelem, długa rozmowa. Wraz z tłumaczem nieprzerwanie odganialiśmy się od komarów, a i tak następnego dnia dłonie były całe w bąblach. Kechiche się nie odganiał, ignorował atak insektów, tak jak wymijająco opowiadał o pracy na planie. W kolejnych miesiącach posypały się oskarżenia aktorek. Adele Exarchopoulos i Lea Seydoux zagrały znakomicie, stworzyły role życia, wybitne kreacje, ale nie wytrzymały i zaatakowały reżysera, za tyranię, nieludzkie zachowania. Że czuły się wykorzystane, zmanipulowane, terroryzowane. Kechiche miał wpadać w szał, a sceny seksu, które na ekranie wydają się naturalne i piękne były okupione godzinami horroru. Zapowiedziały, że nie wystąpią w żadnym jego kolejnym filmie.
Reżyser wspominał, że tylko mgnienie, w którym odbierał Złotą Palmę dało mu spełnienie, po oskarżeniach poczuł się odrzucony i wyklęty. Znajomość tych relacji zmienia sposób patrzenia na film w momencie polskiej premiery, ale nie zmienia samego dzieła. Stanowi doskonały komentarz do jego istoty.
Filmowe spotkanie aktorek i Kechiche'a zaowocowało czymś pięknym, ale skończyło się dramatycznie, tak jak opowiadana na ekranie, zaczerpnięta z komiksu, historia znajomości Adele i Emmy, uczennicy i początkującej artystki. Czujemy energię płynącą z ekranu, bliskość z głównymi bohaterkami, chłoniemy anatomię ich miłości z wszelkimi konsekwencjami, a po powrocie z kina wracamy do rzeczywistości pełnej wzajemnych oskarżeń. Swoje zarzuty wobec Kechiche'a mają też środowiska LGBT, jakby nie chcące przyjąć do wiadomości, że film opowiadający o miłości między dwiema kobietami opowiada o miłości właśnie, a nie problemach środowiska.
Odwraca się od twórców filmowej adaptacji autorka przeniesionego na ekran komiksu, twierdząc, że nie oddano ducha jej dzieła.
Można wzruszyć ramionami, wskazać inne świetne filmy, dotykające istotnych kwestii LGBT, a słowa Julie Mardoch, niezadowolonej z adaptacji, potraktować jako średnią zachętę do lektury komiksu. Tyle że idealne wzruszenie wyniesione z kina zostało raz na zawsze zakłócone. Piękne doznanie jest wydarzeniem z przeszłości, nie ma już do niego powrotu. Możemy wrócić do pytania, które zadaje klasie nauczyciel, w scenie uruchamiającej fabułę. Pedagog, omawia z klasą „Życie Marianny” Marivaux. Niedokończona powieść Marivaux opowiadała o pułapkach podziałów klasowych i namiętności. Kechiche sugeruje, że jego film może mieć ciąg dalszy, ale raczej nigdy go nie napisze. Adelę czyni współczesną Marianną, a ona jest wiarygodna. Nauczyciel w filmie pyta: Jak rozumiecie zdanie, że sercu czegoś brakuje? „Życie Adeli” może być naszą odpowiedzią. Miłość może być skazaniem się na nieustające zadawanie pytań.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.