To szok dla polskich rodziców!
Dla rodziców, którzy posłali dzieci do niemiecko-polskiego gimnazjum Annenschule w Niemczech to prawdziwy szok.
Jak mówi mama Karola, ucznia który zdał egzaminy z języka niemieckiego i właśnie trafił do tej szkoły, cały koszt na początku roku szkolnego to około 30 euro, za piórnik, trampki na WF, pióro i zeszyty.
Posłuchaj:
Nie chodzi zresztą dokładnie o zeszyty, a kartki w kratkę i linie, które są później wpinane do skoroszytów. Znanych z Polski zeszytów w formacie A5 w Saksonii nie ma, bo to marnowanie papieru, gdy się np. całego nie zapisze.
Rodzice nie płacą tam za podręczniki. Te są własnością szkoły i są rodzicom za darmo wypożyczane. Rodzice płacą tylko kaucję około 90 euro za specjalny graficzny kalkulator, który po zakończeniu nauki oddają, płacą też za ewentualnie zniszczone książki. Bo każda z nich jest wykorzystywana co najmniej przez kilka lat i na każdej z nich są nazwiska uczniów, którzy do tej pory z danego podręcznika się uczyli.
Do tego jeśli za książki płaci szkoła, to nie ma motywacji do tego, by je co roku zmieniać. Jeszcze niedawno rodzice musieli płacić za ostatnią książkę, czyli atlas geograficzno-przyrodniczy 20 euro, ale jak mówi nauczycielka z Annenschule Agnieszka Korman, to już przeszłość.
- Rodzice z Saksonii wygrali w sądzie proces z władzami, bo nauka jest w tym landzie za darmo i samorządy muszą teraz płacić uczniom także za wszelkie ćwiczenia, atlasy czy przybory do nauki, z wyjątkiem oczywiście piór i ołówków – wyjaśnia.
Bezpłatny jest kilkuletni kurs niemieckiego przygotowujący do nauki w Annenschule w Goerlizt, a także obóz integracyjny dla uczniów organizowany na początek roku.
Barbara Wożniak dyrektorka szkoły podstawowej w niedalekiej Olszynie przeciera oczy ze zdumienia. Jak mówi, tak też powinno być w Polsce, bo przecież i nu nas konstytucyjnie nauka jest za darmo.
Takich pomysłów obawiają się jednak np. księgarze zarabiający na lukratywnym rynku podręczników. Jak mówi właściciel księgarni w Kamiennej Górze Rafał Czerniga, księgarze by stracili, gdyby szkoły kupowały podręczniki z pominięciem lokalnych firm. Choć i on przyznaje, że spirala rosnących cen za podręczniki staje się nawet dla nich zmorą: - Jeśli ktoś wyda kilkaset złotych na podręczniki, to później przez cały rok szerokim łukiem omija księgarnie. To dla nas nie jest dobre.
Tymczasem wójt gminy wiejskiej Zgorzelec Kazimierz Janik mówi, że nie można na samorządy przerzucać kolejnych kosztów oświaty, np. kupowania podręczników dla uczniów. Rząd scedował oświatę na samorządy i nie dał na ten cel pieniędzy, więc każde kolejne wydatki, na bezpłatne dla uczniów podręczniki tylko by sytuację pogłębiały: - Oświata kosztuje w mojej gminie 10 milionów złotych, a subwencji dostaję tylko 4 miliony.
Choć i wójt Janik dostrzega, że wpadliśmy w pułapkę przerzucając koszty edukacji na rodziców. - Jak możemy namawiać ludzi, by mieli więcej niż jedno dziecko, a później każemy im płacić po tysiąc złotych za podręczniki? Rodzice za trójkę dzieci mają wydać 3 tysiące złotych, a zarabiają po 1300 złotych. To dla wielu rodzin po prostu prawie bankructwo.
Rodzice polskich uczniów z Annenschule podkreślają, że nauka w dwujęzycznej szkole jest dużo tańsza niż w polskiej.
Na razie to oferta przede wszystkim dla tych, którzy mieszkają w Zgorzelcu, ale jeszcze w tym roku ma zostać podpisana nowa umowa między Dolnym Śląskiem a niemiecką Annenenschule i ma tam powstać także internat dla uczniów.
Dla samych młodych ludzi zasady obowiązujące w niemieckiej placówce też są zaskakujące. Nie tylko to, że niemieccy uczniowie są zobowiązani pomagać polskim, a także np. fakt że nie ma tam korepetycji. Po prostu nauczyciele po lekcjach zostają i pracują z uczniami mającymi problemy. W ramach swojego nauczycielskiego pensum. Dziwna dla naszych uczniów jest także niekorytarzowa, długa przerwa, kiedy są przez nauczycieli proszeni o wyjście z budynku szkoły.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.