Reanimacja przed szpitalem
Na parkingu przed Akademickim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu doszło do incydentu, który mógł się zakończyć tragicznie.
Rodzina chorego i lekarze oraz zarządzający parkingiem podają różne wersje wydarzeń.
Według relacji rodziny opuszczony szlaban przeszkodził w dotarciu do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Bliscy mężczyzny skarżącego się na ból w klatce piersiowej zostawili samochód w najbliższej zatoczce i próbowali doprowadzić chorego do szpitala, jednak to się nie udało.
Kilka metrów od drzwi SOR doznał on ciężkiego zawału serca. Lekarze wybiegli z budynku i ratowali chorego pod gołym niebem. Teraz jest on na oddziale intensywnej terapii - jego stan jest ciężki.
Według zarządzających parkingiem pracownik ochrony podniósł szlaban, kiedy zobaczył słaniającego się na nogach mężczyznę - to ma być widoczne na monitoringu.
Teren przed szpitalem należy do Uniwersytetu Medycznego, a nie do ASK. Uczelnia przekazała go prywatnej firmie, która od 15 marca 2013 pobiera opłaty za parkowanie. To ta firma ustawiła szlaban.
Według nieoficjalnych informacji Radia Wrocław rodzina chorego, zanim zdecydowała się na samodzielny transport do szpitala, dzwoniła na pogotowie, ale dyspozytor miał ją odesłać do przychodni. Dyrektor pogotowia na razie tego nie potwierdza.
Według relacji rodziny i lekarzy chory nie dotarł do SOR, bo zatrzymał go szlaban postawiony przez firmę zarządzającą parkingiem. Szpital chce jednak wyjaśnień. Jest też już pierwsza decyzja - budka ochroniarza ma stanąć przy szlabanie tak, aby wjazd do szpitala był możliwy bez zbędnej zwłoki.
Szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego profesor Juliusz Jakubaszko jest zdania, że szlaban przed SOR stwarza żagrożenie i już wcześniej alarmował, że może dojść do nieszczęścia.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.