15 lat od "powodzi tysiąclecia"
Nazwana Powodzią Tysiąclecia, była jedną z największych takich katastrof w dziejach Polski. 15 lat temu, w lipcu 1997 roku objęła jednocześnie południową część kraju oraz dorzecze Odry i Wisły.
Pochłonęła kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych, zalała tysiące miejscowości. Straty materialne oszacowano na 12 miliardów złotych. Wylały wtedy rzeki: Nysa Łużycka, Nysa Kłodzka, Odra, Widawa oraz górna Wisła.
Fot. Klaudia Szybiak
Najbardziej intensywne deszcze padały od 3 do 10 lipca. Kataklizm dotknął 25 ówczesnych województw. Woda zalała blisko 700 tysięcy hektarów i 1362 miejscowości, wśród nich także niektóre duże miasta. Ewakuowano blisko 200 tysięcy osób. W dorzeczu górnej Odry fala powodziowa przekroczyła o 2-3 metry najwyższe notowane dotąd stany wód.
Sytuacja stawała się trudna już od początku lipca, między innymi, we Wrocławiu. Poziom Odry ciągle wzrastał. 2 lipca rzeka wlewała się do kolejnych dzielnic miasta. Ewakuowano dzieci ze szpitala Kliniki Hematologii.
Woda w Nowym Kozanowie sięgała wysokości 2. metrów. Z relacji reporterki Radia Wrocław, Magdy Breli, wynikało, że jeszcze wtedy nie wszyscy zdawali sobie sprawę z grozy sytuacji.
Fot. Wratislaviae Amici - dolny.slask.org.pl
Woda zalewała wciąż nowe tereny. Po tygodniu, stan pogotowia przeciwpowodziowego ogłoszono w kolejnych województwach. Powódź obejmowała kolejne miasta, pochłaniając dalsze ofiary. Dramatyczna sytuacja panowała Raciborzu, w Nysie, Kędzierzynie-Koźlu. Odcięte od świata zostało Opole.
12 lipca tragedia dotknęła Wrocław, mieszkańcy okolicznych wsi nie dopuścili do wysadzenia wałów i tym samym uratowania miasta. Na niektórych osiedlach woda sięgała powyżej pierwszego piętra.
Fot. Klaudia Szybiak
Reporter Radia Wrocław uczestniczący w akcji ratunkowej, pomagał dowieźć worki z żywnością, zrzucone wcześniej z helikoptera.
O bezpieczeństwo zwierząt we wrocławskim ogrodzie zoologicznym walczyli strażacy, policjanci i mieszkańcy miasta. Ówczesna dyrektor ZOO, Hanna Gucwińska, informowała, że sytuacja się pogarsza.
Fot. Wratislaviae Amici - dolny.slask.org.pl
Druga fala opadów trwała od 18 do 20 lipca. Mimo że deszcze nie były tak intensywne jak poprzednio, znacznie utrudniły usuwanie skutków powodzi.
Dopiero 21 lipca premier Włodzimierz Cimoszewicz przeprosił powodzian za swoje słowa wypowiedziane na początku katastrofy. Powiedział on wtedy, że ludzie poszkodowani w wyniku powodzi, zarówno mieszkańcy miast, jak i rolnicy, nie otrzymają żadnych odszkodowań z budżetu państwa. Premier przyznał, że wobec żywiołu i strat poniesionych przez ludzi, jego wypowiedź wywołała zrozumiałe rozgoryczenie.
24 lipca pod wodą znajdowało się jeszcze 440 miejscowości, zaś alarm powodziowy obowiązywał w 10. województwach. Do setek tysięcy domów nie mogli wrócić ich mieszkańcy, ponieważ stracili cały dobytek.
Fot. Wratislaviae Amici - dolny.slask.org.pl
Pod koniec miesiąca pierwsza fala kulminacyjna na Odrze minęła województwo szczecińskie, wody zmieściły się w obrębie wałów przeciwpowodziowych. Na wszystkich rzekach w kraju odnotowano spadek poziomu wód.
Wszystkie straty spowodowane powodzią, rząd Włodzimierza Cimoszewicza ocenił na 9 miliardów złotych, jednak potem okazało się, że sięgają one dwunastu miliardów.
18 lipca był dniem żałoby narodowej dla uczczenia ofiar kataklizmu, ogłoszonym przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Usuwanie skutków powodzi natomiast trwało kolejne lata.
Fot. Klaudia Szybiak
Przeczytaj wspomnienia Słuchaczy Radia Wrocław:
Tomasz Hucał: " (..) dosłownie dzień przed powodzią wsiadłem na Kozanowie w autobus 135 i pojechałem na dworzec PKP i do rodziców do domu. Następnego dnia na Kozanowie autobusy już nie jeździły..."
Kate Mostowska: "Miałam 11 lat i wody po sufit. Od tej pory boję się wody."
Nina Jaśnikowska-Pitucha: "Miałam wtedy sesję i nie mogłam dojechać, egzamin przesunięto."
Natalia Wisz: "A co mi utkwiło w pamięci? Najdłużej woda utrzymywała się w ogródkach warzywnych. Pływały tam pstrągi, mój tata zrobił ze starych rajstop i kija podbierak i je łowił, bo moja miejscowość była odcięta od świata i nie mieliśmy nic do jedzenia... Pamiętam, że jak przywieźli pierwszy chleb, to rozdawali go za darmo. Ludzie o mało się nie pozabijali, bieda straszna... Małe wioski miały o wiele gorzej niż duże miasta, np. Wrocław, nie ma w ogóle co porównywać!!! Jakakolwiek pomoc nadeszła bardzo późno, kilka dni po "wielkiej wodzie". Ulice nieprzejezdne, nie można było do niektórych wsi w ogóle dojechać. O prądzie i bieżącej wodzie na wiele tygodni po tej powodzi mogliśmy zapomnieć..."
Sebastian Szymoniak: "A ja byłem wtedy w wojsku i znam powódź od jej początku aż do końca. Brałem udział w akcjach ratunkowych szpitali, różnych ewakuacjach,wyciągałem potopione krowy w Siechnicach i nawet raz straciłbym życie podczas ratowania kolegi z jednostki, którego samochód porwała woda na ul. Legnickiej we Wrocławiu. Otrzymałem nawet podziękowania od prezydenta Wrocławia, a jedna z moich akcji jest opisana w gazecie "Żołnierz Polski" z roku 1997.- KU CHWALE OJCZYZNY!!!! - st. szer. rez. Sebastian Szymoniak."
Zobacz również:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.