Kary za urzędniczą opieszałość?
Na antenie Radia Wrocław wielokrotnie mówiliśmy o sytuacjach, gdy opieszałość różnych urzędów przekładała się na poważne straty finansowe.
Urzędnicy podejmując błędną decyzję narażają się na konsekwencje prawne. Natomiast gdy decyzji nie podejmują - to za negatywne skutki odpowiada urząd, a nie konkretna osoba. W takiej sytuacji naczelnik, prezydent miasta, czy dyrektor może sięgnąć po system kar pracowniczych, ale w praktyce zwykle kończy się to jedynie np. rozmową dyscyplinującą, czy ustną naganą. Od dziś ma się to zmienić, bo właśnie dziś wchodzą w życie nowe przepisy administracyjne. Kluczową rolę w nowych przepisach mają odgrywać "Metryczki spraw". Co to takiego?
Konkretnie jaką postać mają mieć metryczki, tego dokładnie jeszcze nie wiadomo, bo choć ustawa wchodzi w życie dziś, to jeszcze ostateczny wzór takiego dokumentu nie został opublikowany przez ministra administracji i cyfryzacji. Do godziny 10:00 ma się pojawić taka tabelka na stronach internetowych resortu.
Natomiast jest projekt. Pół strony formatu A-4 i tabelka, w którą będzie się wpisywało sygnaturę sprawy zgłaszanej przez petenta, datę i godzinę kiedy ona wpłynęła do urzędu i kolejni urzędnicy mają na tej kartce dopisywać co i kiedy zrobili w danej sprawie. Przy czym ustawodawca dopuszcza - a nawet zachęca do tworzenia komputerowych metryczek. Oczywiście w tych instytucjach, gdzie jest to możliwe.
A zatem raczej mamy do czynienia z pierwszym krokiem na drodze do stworzenia systemu prawdziwej odpowiedzialności za urzędniczą opieszałość. Autorzy ustawy chcą dokonać podsumowania nowych przepisów dopiero za rok. Jak to wygląda od strony petenta? Załóżmy, że przedsiębiorca składa wniosek o wydanie pozwolenia na budowę. A urząd miasta zwleka z wydaniem opinii. No to petent będzie mógł zażądać okazania takiej metryczki i od razu będzie wiedział, w którym okienku utknęła jego sprawa i kto jest odpowiedzialny za zwłokę. To może być też bardzo ważny dokument na przykład przy postępowaniach odszkodowawczych. Przy czym na razie - mówimy tu o przynajmniej pierwszym roku - takie metryczki dotyczą wyłącznie spraw wnoszonych nie przez indywidualnych petentów, ale przez podmioty prawne. Na przykład przedsiębiorców, pełnomocników instytucji, czy stowarzyszeń. To jest swojego rodzaju pilotaż.
Ustawa weszła w życie dziś o północy. Jak urzędy są do niej przygotowane? Gdyby na przykład w Legnicy jakiś przedsiębiorca zgłosił się z konkretną sprawą, to już taka metryczka zostanie dopięta do jego wniosku?
To zależy gdzie. Weźmy na pierwszy ogień tutejsze starostwo. Mimo, że oficjalnie wzorów metryczek jeszcze ministerstwo nie przedstawiło, to tutejsi samorządowcy - bazując na projekcie - zdecydowali się na wydrukowanie pierwszej partii takich druczków. Niestety dziś ich w urzędzie nie znajdziemy. Bo... nawaliła jedna z lokalnych drukarń - tak tłumaczy sekretarz powiatu, Stanisław Warchoł.
Przy czym to nie jest też tak, że już dziś przedsiębiorca może przyjść do urzędu i zażądać metryczki w sprawie, która ciągnie się od tygodni. Zgodnie z ustawą od dziś mają być dokonywane wpisy do takich formularzy. Choć trzeba przyznać, że są takie samorządy na Dolnym Śląsku, gdzie bez problemów każdy petent i to od dawna może otrzymać pełną informację o tym jak i konkretnie przez kogo załatwiana jest jego sprawa.
Taki system funkcjonuje m.in. w Wałbrzychu, i to już od lat. Podobnie jest w legnickim Urzędzie Miasta. Tutaj kontrola odbywa się na zasadzie zarówno papierowych dokumentów jak i elektronicznego obiegu. Dlatego Arkadiusz Rodak, rzecznik prezydenta twierdzi, że taka ustawa niewiele zmieni w legnickim Ratuszu.
W Wałbrzychu i Legnicy systemy działają, choć ministerstwo nie dopięło wszystkich formalności co do wyglądu metryczki. W Kamiennej Górze pracownicy Ratusza mówią: jesteśmy gotowi, ale skoro nie ma oficjalnego wzoru, to nie ma realizacji ustawy. Podobnie jak w dolnośląskim Urzędzie Marszałkowskim. Janusz Misiewicz, dyrektor tamtejszego wydziału organizacyjno-prawnego... jakby to powiedzieć... nie jest wielbicielem nowej ustawy.
I na koniec perełka. Z możliwości kontrolowania urzędników pod kątem ich opieszałości bardzo cieszy się szef powiatu legnickiego Jarosław Humenny. Przy czym nie chodzi tu o jego podwładnych, choć zdarzało się, że w kierowanym przez niego starostwie ktoś przekroczył terminy...
Starosta złożył kilka miesięcy temu wniosek w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu o przekazaniu czy odsprzedaniu starostwu gruntów w rejonie legnickim. Sprawa jest dość pilna, bo przedsięwzięcie ma przynieść spore korzyści, znaleziony z trudem inwestor już się niecierpliwi, a Urząd Wojewódzki milczy jak zaklęty. Nie pomagają monity, telefony, prośby zatem... może pomoże metryczka. Przynajmniej w ustaleniu urzędnika, który mniej lub bardziej świadomie odstrasza inwestora swoją opieszałością...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.