NH: Recenzujemy "Daas" Adriana Panka
„Daas” cieszy paradoksami. Fabularny debiut Adriana Panka można uznać za najlepszy polski film kostiumowy od wielu lat, ale jednocześnie to dzieło wykraczające poza kostium. Współczesne brzmienie dialogów może wytrącić z równowagi tradycyjnie nastawioną publiczność, ale jednocześnie powinno otworzyć uszy i oczy na ponadczasowy i uniwersalny charakter opowiadanej historii, problemu, ludzkich namiętności i tajemnic.
Siłą filmu jest historia samozwańczego Mesjasza z XVIII-wiecznej Polski. Jakub Frank chrzcił polskich Żydów, obiecywał im życie wieczne. Gdy zaczęli umierać schronił się w Wiedniu. Jak pociągnął za sobą wielu wyznawców, jak omamił możnych? Odpowiedź przychodzi m.in w spojrzeniach Olgierda Łukaszewicza. Jego charyzma nie bije z ekranu despotycznie, jest subtelna, wpisana w delikatną fakturę filmu. Opowiada się tu i o Polsce w rozbiorach, o jezuickich misjach w Ameryce Południowej i o Deklaracji Niepodległości w Ameryce Północnej, a nawet o torturach, które kojarzą nam się już nie tylko z wiekami minionymi. Przy tym wszystkim odnieść można wrażenie, że wkraczamy w świat bardzo kameralny, intymny.
„Daas” stroni od scen zbiorowych i epickich, ale wiarygodnie oddaje realia epoki. To dramat rozgrywający się między wiejskimi chatami Małopolski i salonami Wiednia. Kamera Arkadiusza Tomiaka łączy oba światy, każdemu przydzielając inne światło, budując inny charakter prowadzonych równolegle wątków. W Małopolsce nazwany przez Franka zdrajcą Jakub Goliński walczy o życie i majątek, pisze skargę do cesarzowej. We Wiedniu śledztwo podejmuje urzędnik dworu – Henryk Klein. Golińskiego zagrał Andrzej Chyra, Kleinem jest Mariusz Bonaszewski. W obu przypadkach to kolejne wybitne kreacje aktorów, którzy wnoszą do kina jakość, wypracowaną na teatralnych deskach. Chyra jest genialny w scenie gniewu, po spotkaniu z małopolską księżną. Ma już wszystkiego dosyć, pozbawiony rodziny, zdradzony przez żonę, chce zachować chociaż własny pomysł na manufakturę gumy. Chyra potrafi odegrać desperata, który nie jest żałosny. Budzi uśmiech, podziw, rozsadza ekran. Bonaszewski wplątany w dworską intrygę, umiejętnie buduje rozdartą wewnętrznie postać człowieka zmęczonego, niepewnego swoich uczuć, wypalonego, ale jeszcze niepogodzonego z losem.
Wiedeńska część „Daas” budzi moje jedyne wątpliwości. Scenografia i kostiumy działają bez zarzutu, Wrocław i Książ grają wiedeńskie posiadłości umiejętnie, ale scenariuszowe rozwiązywanie intrygi nie trzyma mnie w napięciu, odpowiedzi przychodzą zbyt łatwo, komplikacje wyjaśniają się w tempie szybkim, ptasia groteska jedynie bawi, a chciałbym, żeby jeszcze przerażała. Obawiam się, że reżyser zderzył się w tym przypadku z wymogami polskiego rynku – i tak wielką odwagą producenta i koproducentów jest finansowanie kostiumowego debiutu, najwyraźniej potrzebowali zabezpieczenia. Stąd napisy początkowe, dialogi, które potwierdzają obserwację widza. Otwarte zakończenie nie złagodziło mojego niedosytu. Wolałbym Adriana Panka opowiadającego epokową stylizacją Michela Fabera, a nie Markiem Krajewskim. Cieszę się jednak i z tego, co udało mu się w filmie uratować. Tytułowe Daas pozostaje bytem nieobjaśnionym, dramatyczne wydarzenia, pojawiają się w przebłyskach wspomnień. Jedno z takich krótkich montażowych wtrąceń jest dosłownie wystrzałem z muszkietu.
W sposobie budowania obrazów reżyser – debiutant przemawia zarówno błyskami, jak i mgłą. Obraz, zbudowany z samych kadrów, pozostawia wielkie wrażenie. Ze świadomości nie da się wyrzucić postaci, które w świecie „Daas” pełnią rolę demonów. Robert Gonera i Janusz Chabior w drugoplanowych mundurach i Radosław Chrześciański w drugoplanowym kostiumie dworskim stworzyli ciekawe kreacje. Nie są jedynie papierowymi uczestnikami dramatu, a emanacją ludzkich żądz, słabości i pragnień. Przemoc, dążęnie do władzy, uległość wobec mechanizmów kariery. „Daas” nie rozpływa się cały w mistycznej aurze, To dramat o ludziach pogrążonych w niewyjaśnionym, zmuszonych do budowania przyziemnych planów. Są skazani na klęskę, bez względu na obietnice cesarstwa, wiary i nauki. Prędzej czy później każdy stanie na brzegu i będzie o czymś przekonany.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.