Koszykarze Śląska wracają z tarczą z Warszawy

Mecz nie rozpoczął się po myśli zawodników trenera Aleksandara Jonchevskiego. Po pierwszych trzech minutach gospodarze prowadzili już 10:2, dlatego macedoński szkoleniowiec poprosił o przerwę. Ta pozwoliła wrócić wrocławianom do dobrego rytmu – najpierw spod obręczy punktował Emmanuel Nzekwesi, a 30 sekund później trafienie zza łuku dołożył Justin Robinson. Pomimo skutecznej akcji Dzików, De’Jon Davis zanotował akcję 2+1 i w ten sposób przewaga warszawian stopniała do dwóch oczek. W kolejnej fazie kwarty prowadzenie graczy ze stolicy utrzymywało się w okolicach 6-8 punktów. W samej końcówce Alijah Comithier dołożył trójkę i na tablicy widniał wynik 27:18 dla zawodników trenera Szablowskiego.
Start drugiej odsłony wyglądał bardzo podobnie jak końcówka pierwszej – kilkupunktowe prowadzenie Dzików zniwelowane po trzech minutach – najpierw z półdystansu trafił Jeremy Senglin, a później efektownym wsadem i akcją pod koszem popisał się Nzekwesi. Gdy Andre Wesson przycelował zza łuku, dobre wejście zaliczył Błażej Kulikowski, który w pół minuty zanotował dwa trafienia z dystansu i wyprowadził Śląsk na prowadzenie. O przerwę wówczas poprosił szkoleniowiec warszawian. Po nim obie ekipy punktowały, co sprawiło, że na przerwę oba zespoły schodziły z remisem po 36.
Powrót na parkiet Trójkolorowi otworzyli akcją „And1” Ajdina Penavy. Następnie floatera dołożył Senglin i to Śląsk utrzymywał kilka oczek przewagi. Szybko ona jednak powróciła do równowagi i dobry fragment gospodarzy pozwolił im ponownie wrócić na +6. Na kłopoty najlepsze okazuje się trafienie z faulem – w tym przypadku MaCio Teague’a. To pozwoliło zdobyć kolejne oczka Robinsonowi, a także Davisowi. Ostatnie dwie minuty tej kwarty to wymiana punkty za punkty i przed ostatnią odsłoną żadna z ekip nie prowadziła (58:58).
A ta przez pierwsze dwie minuty dalej wskazywała remis. Wtedy to Trójkolorowi włączyli wyższy bieg – z początku trzy oczka zdobył Marcel Ponitka, a akcję później pierwsze skrzypce przejął wcześniej wspomniany Teague, na którym odgwizdano przewinienie przy rzucie zza łuku – jak się okazało był on celny i Amerykanin dopisał aż cztery dodatkowe punkty. Następnie niecelnie gospodarze, a w kontrze grad trafień z dystansu kontynuował tym razem Robinson. O czas poprosił szkoleniowiec gospodarzy, ale nie przyniósł on zakładanych rezultatów – brak skuteczności pod koszem i odpowiedź w postaci trójki Teague’a sprawiła, że trener Szablowski ponownie przerwał grę. Po nim rajd łącznie 15:0 przerwał Denzel Andersson. Mimo to, wrocławianie bardzo spokojnie utrzymywali przewagę nie pozwalając na zbliżenie się rywali. Ostatnie punkty w tym meczu zdobył Mateusz Szlachetka, ale to WKS cieszył się ze zwycięstwa.
Dziki Warszawa - Śląsk Wrocław 71:83 (27:18, 9:18, 22:22, 13:25).
Punkty:
Dziki Warszawa: Alijah Comithier 16, John Fulkerson 13, Andre Wesson 13, Denzel Andersson 9, Mateusz Szlachetka 8, Nikola Radicevic 6, Grzegorz Grochowski 2, Jarosław Mokros 2, Mateusz Bartosz 2.
Śląsk Wrocław: Macio Teague 18, Justin Robinson 14, Marcel Ponitka 13, Błażej Kulikowski 9, Ajdin Penava 7, Emmanuel Nzekwesi 6, Jeremy Senglin 6, Dejon Davis 6, Adam Waczyński 4.
ZOBACZ TEŻ: Ślęza wyrównuje! Wrocławianki pewnie pokonały koszykarki z Gorzowa Wielkopolskiego
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.