Nie wykryto błonicy u drugiego pacjenta z Wrocławia! Kilkadziesiąt osób z kontaktu z chorym dzieckiem w obserwacji

Jak informowaliśmy na portalu Radia Wrocław, w szpitalu im. Gromkowskiego leczone jest 6-letnie dziecko, u którego po powrocie z Afryki wykryto błonicę. Później okazało się, że zagrożony jest również inny, dorosły pacjent. Dyrekcja placówki potwierdziła nasze informacje, że w pierwszym dniu po przyjęciu - kiedy jeszcze nie było wiadomo, że 6-latek choruje na błonicę - dziecko było na sali z innym pacjentem i tam mogło dojść do kontaktu.
Badanie pierwszej próbki nie wykazało jednak obecności bakterii błonicy. Wynik laboratoryjny nie potwierdził obecności niebezpiecznej bakterii, ale to nie znaczy, że jej nie było - tłumaczą lekarze. Medycy zdecydowali się na izolację, podanie antybiotyków i surowicy, bo objawy wskazywały na zakażenie, tłumaczy Michał Rataj, zastępca dyrektora szpitala:
- Nie potwierdziliśmy w wykonanym wymazie obecności maczugowca błonicy. To nie znaczy, że jego nie było wcześniej, ale w tym wymazie nie stwierdziliśmy, aby był, w związku z tym wynik jest ujemny. Pamiętajmy - żeby rozpoznać chorobę mamy wywiad i stan kliniczny pacjenta.
Stan mężczyzny jest określany jako dobry. Za kilka dni może być wypisany do domu.
Chłopiec nie był szczepiony
Mogło być kilkaset złotych, będzie co najmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset tysięcy złotych - takie mogą być koszty leczenia chłopca z błonicą leczonego w szpitalu im. Gromkowskiego we Wrocławiu. Wiadomo, że 6-latek, który od ubiegłego tygodnia jest na oddziale intensywnej terapii, nie był szczepiony, chociaż błonica jest w kalendarzu szczepień obowiązkowych. Odpowiadając na pytania o koszty leczenia, dyrektor placówki Dominik Krzyżanowski porównuje cenę kilku dawek szczepionki z wydatkami na intensywnej terapii:
- [Koszt szczepień] to jest około 500 złotych, a osobodzień diagnostyki i terapii dziecka na oddziale intensywnej opieki medycznej to jest plus-minus 5 tysięcy złotych, przy czym leczenie bardzo często jest wielotygodniowe, to są setki tysięcy złotych.
Polskie prawo jest bezsilne wobec osób uchylających się od obowiązkowych szczepień, przyznaje Paweł Wróblewski, dyrektor wrocławskiego Sanepidu:
- W przypadku tego dziecka nawet to nie było zgłoszone do Sanepidu. Tu rodzice podobno bardzo chętnie deklarowali, że się kiedyś zaszczepią, ale zawsze był jakiś problem. Na etapie sądu zawsze znajdzie się jakiś lekarz, antyszczepionkowiec, który da zaświadczenie, że dziecko na przykład czasowo powinno mieć odroczone szczepienie i sprawa się urywa.
Stan 6-letniego dziecka, u którego badania potwierdziły błonicę, jest nadal ciężki, ale stabilny. Dziecko nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii.
Sprawdź: Skąd wzięły się nietypowe bąbelki w stawach we Wrocławiu? Spełniają bardzo ważną rolę
Sanepid objął obserwacją 30 osób
Wrocławski Sanepid zna nazwiska osób, które miały kontakt z chłopcem zakażonym błonicą. Dziecko, które najprawdopodobniej zachorowało podczas pobytu na Zanzibarze, wracało do Polski trzema samolotami. Z Warszawy do Wrocławia jechało już samochodem, ale wcześniej zagrożonych zarażeniem mogło być nawet 300 osób. Takie dane podał Główny Inspektor Sanitarny.
Udało się objąć obserwacją około 30 osób, mówi Paweł Wróblewski, dyrektor powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej we Wrocławiu:
- 25 osób to lista pasażerów w samolocie, natomiast reszta to najbliżsi, rodzina, która już została zidentyfikowana na poziomie udzielania porad lekarskich, także wszystkie procedury zostały wdrożone - od badania poprzez profilaktyczne szczepienia - więc na razie sytuacja jest opanowana.
W grupie osób z kontaktu, które dostały dawki przypominające szczepionki przeciwko błonicy, są też lekarze, którzy opiekowali się chorymi.
Przeczytaj również: Pocztowy absurd na Zakrzowie. Mieszkańcy nie dostają przesyłek ani nawet awiza
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.