Zabójstwo w Brunowie: Tłumaczył, że broń "sama wypaliła". Śledztwo pokazało, że było inaczej
Prokuratura Rejonowa w Lubinie zakończyła śledztwo w sprawie zabójstwa w Brunowie (powiat lwówecki) w maju 2024 roku. Ustalono, że sprawca, 20-letni Bartosz Ż., nie zastrzelił pokrzywdzonego przypadkowo, jak na początku utrzymywał.
Zobacz też: Wykolejenie pociągu we Wrocławiu. Trwa podnoszenie lokomotywy. Mamy zdjęcia!
Konflikt trwał od dłuższego czasu
Bartosz Ż. często przyjeżdżał do domu swojej babci i jej partnera. Mieszkał tam także pokrzywdzony - syn partnera babci. Relacje pomiędzy nim, a Bartoszem Ż. były napięte - oskarżony źle znosił agresywne zachowanie pokrzywdzonego, co potwierdzały wiadomości wysyłane przez niego do matki i siostry. Przyszła ofiara miała też nadużywać alkoholu, co nasiliło się niedługo przed tragicznymi wydarzeniami.
22 maja 2024 roku w godzinach nocnych w kuchni domu doszło do kłótni miedzy mężczyznami. W jej trakcie oskarżony poszedł za ofiarą do warsztatu. Wziął ze sobą pistolet, który około tygodnia wcześniej zabrał z pokoju poszkodowanego. W warsztacie Bartosz Ż. oddał dwa strzały z bliskiej odległości w głowę pokrzywdzonego, powodując jego natychmiastową śmierć.
Przeczytaj: Ratownicy z Wrocławia bezprawnie przeprowadzali badania ginekologiczne u kobiet? Sprawa jest w prokuraturze
Broń miała "sama wypalić"
Od samego początku oskarżony utrzymywał, że do postrzelenia doszło przez przypadek podczas zabawy bronią. Nie zaprzeczał, że jest winny spowodowania śmierci, jednak broń miała "sama wypalić", gdy wziął ją w dłonie. Twierdził, że pokrzywdzony miał go nauczyć strzelać. Zaprzeczał także, żeby żywił urazę do ofiary, opisując wcześniejsze incydenty jako chwilowe emocje.
Biegli z zakresu medycyny sądowej ustalili jednak, że obrażenia powstały od dwóch strzałów oddanych z bliskiej odległości. W związku z tym Bartosza Ż. zatrzymano i postawiono mu zarzut zabójstwa z premedytacją. Dopiero składając wyjaśnienia po raz czwarty oskarżony podał faktyczny przebieg wydarzeń, zgodny z ustaleniami poczynionymi w czasie śledztwa.
Sprawdź też: "Zmasakrowali mi żonę". Lekarz z Legnicy miał siłą wykonać kolonoskopię
Sprawcy grozi nawet dożywocie
Tłumaczył, że pokrzywdzony miał powiedzieć, że idzie do warsztatu po siekierę. Strzały oddał ze strachu, bo myślał, że ofiara idzie w jego stronę z przedmiotem w ręku. Tego nie potwierdziły jednak oględziny miejsca zdarzenia - pokrzywdzony nie miał przy sobie żadnych niebezpiecznych narzędzi.
Bartosz Ż. w chwili popełnienia zabójstwa nie był pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Psychiatrzy stwierdzili, że sprawca był poczytalny. Z kolei pokrzywdzony w chwili śmierci miał ponad 2 promile alkoholu we krwi.
Teraz Bartoszowi Ż. grozi od 10 lat pozbawienia wolności nawet do dożywocia. Sprawą zajmie się Sąd Okręgowy w Legnicy.
We Wrocławiu: Policjanci dorwali 32-latka na ulicy. Podejrzany o gwałt na dwóch kobietach trafił do aresztu
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.