14 dni, 8 tysięcy kilometrów i pustynne bezdroża. Noworudzianin przejechał Rajd Dakar
"Do swojego startu podszedłem na spokojnie i chłodno, dlatego ukończyłem rajd bez żadnych przygód". Tak podsumowuje swój start w tegorocznym Rajdzie Dakar Bartłomiej Tabin z Nowej Rudy. Miejscowy przedsiębiorca w 14 dni pokonał 8 tysięcy kilometrów po pustynnych bezdrożach. W tym roku był jednym z dwóch Polaków rywalizujących na motocyklach. Obydwaj ukończyli rajd z powodzeniem, choć łatwo nie było, opisuje Bartłomiej Tabin:
- To jest niesamowicie jechać codziennie po 800 kilometrów motocyklem po bezdrożach. Od 5:00 do 17:00 siedzieć 10 godzin na motocyklu trzymając go bardzo mocno, ponieważ teren od nas tego wymaga. Ten Dakar jednak chyba zostanie nazwany zimnym Dakarem, bo bardzo zimno było, 5 stopni na dojazdówce, także ubieraliśmy się, jak tylko mogliśmy, ale daliśmy radę.
Zobacz też: Sanki na stokach narciarskich i szlakach to poważne zagrożenie dla turystów. Będą nowe przepisy
Tegoroczna edycja była wymagająca
Noworudzianin zajął 2. miejsce w kategorii Veteran Trophy oraz 49. w klasyfikacji generalnej. To o 6 pozycji wyżej niż w ubiegłym roku, kiedy zadebiutował w Dakarze. Jak wspomina, od kolejnego szybszego i wolniejszego zawodnika dzieliło go po około półtorej godziny.
Trasy zostały wytyczone po bezdrożach Arabii Saudyjskiej. W tegorocznym rajdzie na 140 motocykli 40 nie dojechało do mety. To była wyjątkowo trudna edycja, wspomina zawodnik:
- Pierwsza połówka tego rajdu była strasznie wyczerpująca, czyli organizator troszeczkę przesadził tymi kilometrami. Później ta druga połówka troszeczkę była luźniejsza, natomiast na samym początku tego tygodnia wykończył dosyć dużo załóg.
Sprawdź: Wałbrzych: Autobusy wodorowe jeżdżą od kilku tygodni, ale jeden z nich... już miał awarię
Adrenaliny nie zabrakło
W ubiegłym roku Bartłomiej Tabin ukończył rajd z kontuzją barku. W tym roku obyło się bez kontuzji, choć nie zabrakło adrenaliny, relacjonuje noworudzianin:
- Miałem jeden taki incydent, gdzie po prostu "skątowało" mi motocykl, bardzo mocno wyskoczyłem z jednej strony na drugą i wpadłem na taki krzak kolcowy, bo tam bardzo dużo jest tych krzaków. Po tych pierwszych etapach w tygodniu mieliśmy wszyscy porwane rękawy. No wiadomo, jakiś jeden skok bardzo długi, gdzie po prostu też dech mi zaparło w piersiach, mówię: "o kurczę!".
Teraz Bartłomiej Tabin odpoczywa i szykuje się do kolejnych rajdów. A za rok, jeśli uda się zebrać sponsorów, na kolejny Dakar. Tym razem jednak będzie potrzebował nowego motocykla. Jak przyznaje w rozmowie z Radiem Wrocław, taki start może kosztować około 100 tysięcy euro.
Przeczytaj: Rower miejski we Wrocławiu wystartuje z opóźnieniem! Wszystko przez odwołania wykonawców
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.