Wewnętrzny konflikt i brak pieniędzy. Kronika upadku koszykówki w Polkowicach
Problemy finansowo-organizacyjne, odejścia koszykarek, a teraz także trenerów. Sytuacja klubu KGHM BC Polkowice staje się coraz gorsza. Przypomnijmy, jakie wydarzenia doprowadziły 5-krotnego Mistrza Polski i najlepszą drużynę w Polsce ostatnich lat na skraj upadku.
Początki kryzysu w Polkowicach
Już od blisko roku toczy się saga pod tytułem "Co dalej z koszykówką w Polkowicach?". Wszystko zaczęło się w lutym 2024 roku, gdy w kuluarach zaczęto mówić o trudnej sytuacji finansowej klubu. Na początku nie szło to w parze ze sportowymi wynikami drużyny. Koszykarki z Polkowic zdobyły kolejne dwa trofea do klubowej gabloty, sięgając po mistrzostwo kraju i Puchar Polski.
W kwietniu cała sprawa ujrzała światło dzienne za sprawą listu otwartego trenerów i sztabu drużyny z Polkowic. Informowali w nim między innymi o wstrzymaniu wypłat dla całej drużyny po zdobyciu Pucharu Polski, bezpodstawnym zwolnieniu kierownika drużyny Tomasza Mirskiego oraz pokrywaniu części kosztów wyjazdów drużyny z własnej kieszeni przez członków sztabu. Zawodniczki, które zdobyły mistrzostwo, miały nie dostać części wynagrodzeń, a nawet biletów powrotnych do domu. O taki stan rzeczy w liście oskarżono kilka osób z zarządu klubu, w tym wiceprezesa zarządu Leszka Cybulskiego.
Cybulski na te informacje odpowiedział oskarżając o zaistniały stan rzeczy i wspomniane decyzje Ireneusza Mirskiego - prezesa zarządu. Mirski wystosował z kolei kolejny list otwarty, kierując następne zarzuty w stronę Cybulskiego i pozostałych członków zarządu. Pisał nawet o "osobistej vendetcie" Cybulskiego i o tym, że "nie jest to człowiek, na którym można polegać". Mirski tłumaczył, że od 5 lutego odebrano mu wszelkie narzędzia do pełnienia funkcji prezesa zarządu (zarząd działał demokratycznie), a nawet odmawiano informacji o stanie konta czy bieżących płatnościach w klubie.
17 kwietnia miało odbyć się spotkanie obu zwaśnionych stron i przedstawicieli polkowickiego ratusza, jednak nie pojawił się żaden oficjalny komunikat w tym temacie. W tle całej sprawy były pozwy kierowane do sądu przez byłe zawodniczki drużyny, które nie otrzymały wynagrodzenia. Polkowicki magistrat, który na koszykówkę od lat wykładał niemałe pieniądze, także monitorował rozwój całej sytuacji, stając się niejako częścią wewnętrznego sporu w klubie.
Zobacz też: 100 osób protestowało we Wrocławiu. Chodzi o decyzję w sprawie premiera Izraela
W nowym sezonie miało być lepiej
Temat sytuacji w polkowickim klubie powrócił przed startem kolejnego sezonu. Na początku czerwca klub z Polkowic opublikował oświadczenie, w którym informował, że "nie brakuje powodów do optymizmu". Brakowało jednak konkretów. O tym, że wszystko idzie w dobrym kierunku, mówił także trener Karol Kowalewski. Drużyna została jednak zbudowana późno i - jak się później okazało - "na kredyt".
W połowie lipca rezygnację złożył wiceprezes Leszek Cybulski, którego w tej roli zastąpił Janusz Białocki. To mogło zwiastować koniec wewnętrznego konfliktu w stowarzyszeniu. W Polkowicach ponownie zakontraktowano zawodniczki z wysokiej półki, a klub pomimo problemów miał występować w prestiżowej Eurolidze i Basket Lidze Kobiet. Zapowiadano walkę o najwyższe cele i wydawało się, że najgorsze już minęło. Okazało się jednak, że było dokładnie odwrotnie.
Początek sezonu koszykarskiego nie zwiastował późniejszych problemów. Na krajowym podwórku polkowiczanki wygrywały mecz za meczem. W Eurolidze udało się zwyciężyć tylko raz, ale w kilku meczach polska drużyna pokazała się z naprawdę dobrej strony. Wkrótce powrócił jednak temat problemów organizacyjno-finansowych, a w grudniu kibice z Polkowic otrzymywali cios za ciosem.
Sprawdź: Drifter z Jeleniej Góry zatrzymany. Dostał 6 tysięcy złotych mandatu
Początek grudnia początkiem katastrofy
30 listopada drużyna zagrała z Basketem Bydgoszcz w niepełnym składzie, a 1 grudnia pojawiło się oświadczenie sztabu drużyny. Informowało ono wprost: klub nie ma z czego zapłacić zawodniczkom. Za ten stan rzeczy obwiniono gminne władze, które miały przeznaczyć blisko 2 miliony złotych na finansowanie koszykówki w Polkowicach, ale - pomimo wielu zapewnień - tych środków nie przekazały.
Wiesław Wabik, Burmistrz Polkowic, odpowiedział oficjalnym oświadczeniem. "Władze MKS Polkowice mają problem z rozliczeniem publicznych pieniędzy. W stowarzyszeniu trwa kontrola. Do budżetu gminy zwrócono 859 595,86 złotych niewydatkowanych w ramach dotacji środków" - informował w nim, apelując o przesłanie informacji o aktualnej sytuacji w stowarzyszeniu i stworzenie rzetelnej strategii na kolejne lata.
Podsumowując tę sprawę w największym skrócie: klub z Polkowic nie był w stanie prawidłowo rozliczyć poprzedniej dotacji od władz, w związku z czym nie przyznano mu kolejnej. Sprawozdanie z rozliczenia dotacji zostało przesłane z dużym opóźnieniem i zawierało wiele rażących błędów. Kto był odpowiedzialny za ten księgowy bałagan - do dziś ciężko stwierdzić. Faktem jest, że magistrat zakręcił kurek z pieniędzmi, co spowodowało lawinę kolejnych wydarzeń.
Zawodniczki i trenerzy przez krótki czas pracowali za darmo, ale ten stan rzeczy nie mógł trwać długo. Wkrótce - jedna za drugą - zaczęły odchodzić kolejne koszykarki. W Pradze zespół grał w ósemkę. Weronika Gajda - jedna z ikon polkowickiej koszykówki - na tonącym okręcie pozostawała jako jedna z ostatnich, ale ostatecznie przeniosła się do Ślęzy Wrocław. To właśnie z wrocławską drużyną KGHM BC Polkowice rozegrał ostatni mecz, w którym był w stanie nawiązać wyrównaną walkę w Basket Lidze Kobiet. 21 grudnia Ślęza wygrała 81:74.
Tydzień później BC Polkowice miał zagrać w Gdyni, ale ten mecz się nie odbył. Klub zwrócił się z prośbą o jego przełożenie, oficjalnie argumentując to problemami zdrowotnymi. Później zweryfikowano wynik jako walkower na korzyść rywalek. Nowy rok przyniósł jeszcze gorsze informacje.
Przeczytaj także: Ależ mecz Śląska w Hali Stulecia! Ważna wygrana z Legią
Nowy rok walką o przetrwanie
3 stycznia klub wycofał się z rozgrywek Euroligi. Było to kwestią czasu i niesie ze sobą przykre konsekwencje, takie jak wykluczenie z rozgrywek na dłuższy czas i kary finansowe. Klub wprost poinformował także, że walczy o przetrwanie i nie ma środków do dalszego funkcjonowania. Założenie zbiórki na ratowanie klubu wydaje się krzykiem rozpaczy, który jednak nie został wysłuchany. Przez niecałe dwa tygodnie zebrano zaledwie nieco ponad 3600 złotych.
Z drużyny, która rozpoczęła sezon, nie zostało już praktycznie nic. Klub stara się kontynuować grę w polskiej lidze, wystawiając do gry bardzo młode zawodniczki trenujące w Polkowicach. Nie mają one jednak szans na poważną rywalizację, a ostatnie dwa mecze przegrały 59:121 i 45:123. Dzięki serii wygranych z początku sezonu drużyna zajmuje obecnie 2. miejsce w lidze, ale lada moment zacznie spadać w tabeli. BC Polkowice wycofał się także z Pucharu Polski.
Ostatnim - jak do tej pory - aktem tego dramatu jest oficjalne odejście trenerów Karola Kowalewskiego i Wojciecha Eljasza-Radzikowskiego. W ciągu ostatnich kilku lat osiągnęli oni z zespołem wiele sukcesów, budując nie tylko bardzo mocne drużyny, ale też markę, jaką - jeszcze do niedawna - była kobieca drużyna z Polkowic.
Czy drużyna z Polkowic dotrwa do końca sezonu? Kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za finansowo-organizacyjny upadek klubu? Jakie będą jego konsekwencje i - chociażby - długi? I przede wszystkim: jaka przyszłość czeka ten klub? Te pytania w tym momencie pozostają bez odpowiedzi, ale zapewne poznamy je w kolejnych miesiącach.
Polecamy: Czy w 2025 roku wzrosły ceny biletów w popularnych wrocławskich atrakcjach? Sprawdzamy
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.