Tajemnicza śmierć Pauliny Antczak. Mimo protestu rodziny, sprawa zostaje we wrocławskim sądzie
Wrocławski sąd odrzucił wniosek o przeniesienie do sądu w innym mieście procesu w sprawie śmierci Pauliny Antczak. Przeniesienia domagali się rodzice dziewczyny i poparli wniosek petycją, pod którą podpisało się blisko 36 tysięcy osób. Jak tłumaczyła decyzję sędzia Anna Surma, sąd nie może ulegać presji społecznej:
- Ta inicjatywa przekazania sprawy sądowi z innego okręgu przysługuje jedynie sądowi rozpatrującemu sprawę, w sytuacji zmaterializowania się zagrożenia dla wymiaru sprawiedliwości. I to sąd samodzielnie dokonuje analizy występujących co do tego przesłanek.
Paulina Antczak zmarła w mieszkaniu we Wrocławiu 24 września 2014 r. Gdy policja przyjechała na miejsce, była posiniaczona i zakrwawiona. Leżała na podłodze. Na miejscu był jej partner Dawid Z. Prokurator, który przybył na miejsce, orzekł zgon z przyczyn naturalnych.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Rodzice zabitej Pauliny Antczak chcą procesu w innym województwie
Sąd drugiej instancji wrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. - To nic nie zmieniło. Powtarzamy pierwszy proces. Wszystkie nasze wnioski, mogące doprowadzić do rozwiązania sprawy są umarzane przez sąd – powiedziała Iwona Antczak:
- Pani sędzio z całym szacunkiem, ale to co robimy do niczego nie prowadzi. Takie jest moje zdanie, ponieważ pani sędzia w moim odczuciu weszła w rolę obrońcy, a nie sędziego. To jest moje odczucie.
Śledczy uznali, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych po przedawkowaniu alkoholu, mimo że w ciele kobiety go w ogóle nie wykryto. Sprawa trafiła do sądu z tak zwanego prywatnego aktu oskarżenia, jednak partner kobiety został uniewinniony. Rodzice przeprowadzili na własny koszt badania toksykologiczne, które pokazały, że w ciele ofiary znajdował się lek amiodaron, w stężeniu kilkakrotnie przekraczającym dawkę śmiertelną.
Dzisiaj zeznawał Bartosz U., były sanitariusz, który według zeznań Dawida Z. miał dostarczyć mu kroplówkę, która była na miejscu śmierci. Mężczyzna stanowczo temu zaprzecza, potwierdził jednak, że dochodziło do sytuacji, że sanitariusze załatwiali leki:
Kolejny termin rozprawy sąd wyznaczył na styczeń.
PRZECZYTAJ: Walczymy o prawdę, ale sąd nam nie pomaga – mówią rodzice Pauliny Antczak
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.