Krem na dwanaście osób
Maria Woś |
Utworzono: 2024-09-27 16:13 | Zmodyfikowano: 2024-09-27 16:13
Maria Woś
Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Artur Adamski2024-10-24 08:35:11 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Odpowiedz
Bardzo cenię pamiątkowe przedmioty. Może też dlatego, że mam ich tak mało. Jak w wielu polskich rodzinach - dużo ich się nie ostało. Rodzina mojego ojca miała nowy ładny dom z nowymi, okazałymi zabudowaniami gospodarczymi i z tej właśnie przyczyny już w listopadzie 1939 została z niego przez Niemców wyrzucona. Potem zresztą okazało się, że to i tak było duże szczęście, bo pierwsi wysiedleni z tzw. Wartegau czasem miewali potem jakiś dach nad głową. A ci, którzy domy mieli gorsze, skutkiem czego wyrzucani z nich byli w drugiej kolejności, zupełnie nie mieli gdzie się podziać. A tym moim (babcia, dziadek który dopiero co wrócił z wojny i pięcioro dzieci) pozwolono zabrać po worku rzeczy. Wszystko, co cenniejsze od razu Niemcy zabierali, spakować więc można było kołdry, trochę ubrań, jedzenie, modlitewnik, Biblię, "Pana Tadeusza" i "Potop". To na nich dzieci się potem uczyły czytać i pisać, mój ojciec do końca życia całe rozdziały znał dosłownie na pamięć. Potem obóz przejściowy w Łodzi i osadzenie w marnych lepiankach nad Bugiem (tuż przy hitlerowsko - sowieckiej "granicy przyjażni"), z których Hitler zabierał swoich niewydarzonych osadników. Niewydarzonych, bo się w XIX wieku osiedlili tam na piaskach dwa razy w roku zalewanych przez wylewające wody Bugu. Bieda straszna, ale przetrwali. A w ich domu mieszkali sobie wtedy Niemcy, którzy w 1945, przed wyprowadzeniem się, w związku z nadciągającą Armią Czerowną czasu mieli na tyle dużo, by z rodzinnego domu Adamskich w Połajewie zabrać absolutnie wszystko. Nawet taboreciku jednego nie zostawili ci póżniejsi "wypędzeni" od Eriki Steinbach. Przepadło więc wszystko, co mogłoby być rodzinną pamiątką. Mam więc tylko jedną - fotografię mojego dziadka z roku 1927, w wojskowym mundurze. Oprawione stoi u nas na kominku i ... bawi mnie :). Bo mój dziadek to był nieziemsko sympatyczny człowiek. I taki właśnie trochę - zabawny. W takim sensie skrajnie pozytywnym (śmiesznostki różne, o których długo by można...). Do tego ten Piotr Adamski do mnie zupełnie niepodobny jest podobny do Piotra Adamskiego - mojego syna. No i jak nie kochać takiego kawałka papieru? Jak nie kochać takiej rodzinnej pamiątki?
zgłoś do moderacji
~Artur Adamski2024-10-21 13:28:02 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Większość z nas z ogromną ulgą przyjęła, że powódż tym razem do nas nie dotarła. I wielu już o niej zapomina. A jakże blisko w jakże wielu miejscach ta tragedia wcale nie mija. To, co zostało z domów, ciągle nasiąkłe wodą a już zaczynają się przymrozki. Pomoc jak kropla w morzu potrzeb i wiadomo przecież, że ledwie kropla trafi do powodzian z tego, co im obiecano ....
~Fason Lwów2024-10-06 14:42:37 z adresu IP: (83.29.xxx.xxx)
O Mamusiu, czemu nie było mnie przy tym, kiedy robotnicy wytaszczali z piwnicy skrzynię z porcelaną... z Ćmielowa? A może tam był zestaw kawowy fason Lwów, abo inny Belweder? Jaką okrutną ranę w sercu musiała mieć Teresa, aby nie chcieć pamiętać o skrzyni z porcelaną. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Ostatnio dla bardzo bliskiej osoby wylicytowałam w prezencie dwie filiżanki do mocnej kawusi. Kobalt, złoto - cudo, oczywiście marki stary Ćmielów. Tam, na tym allegro, są też inne cuda marki Ćmielów, ino drogie, uj, drogie... Naskładam grosza, może nikt mnie nie ubiegnie:)