Śląsk zgarnia całą pulę
Na stadionie przy Konwiktorskiej górą byli wrocławianie, którzy po bramce Waldemara Soboty pokonali gospodarzy 1:0.
- Bierzemy pod uwagę nasze możliwości i dlatego nie wykluczam, że zaprezentujemy to, co wielu nazywa antytaktyką. Jeśli więc z Polonią zagramy bez napadu, to na pewno z pomocą i obroną - mówił przed meczem w Warszawie trener Śląska Orest Lenczyk.
Wrocławianie przylecieli do stolicy mocno osłabieni, gospodarze przed pierwszym gwizdkiem byli więc zdecydowanym faworytem.
Szkoleniowiec Śląska nie mógł w Warszawie skorzystać z usług dwóch liderów swojego zespołu: Sebastiana Mili i Przemysława Kaźmierczaka, listę nieobecnych uzupełniali ponadto Dariusz Sztylka i Łukasz Gikiewicz. Lenczyk do gry w środku pola desygnować musiał debiutującego w ekstraklasie Roka Elsnera, Słoweńca wspierał Piotr Ćwielong, a w ataku biegał nominalny pomocnik, Łukasz Madej.
Pierwsza połowa meczu na Konwiktorskiej toczyła się zgodnie z przewidywaniami. Gospodarze osiągnęli przewagę, a pozbawieni swoich liderów wrocławianie ograniczali się do kontrataków.
Po jednym z nich przed bramkarzem Polonii znalazł się Amir Spahic, ale pomocnik Śląska nie zdołał przelobować Sebastiana Przyrowskiego. W 37. minucie idealną szansę zmarnowali piłkarze ze stolicy. Konkretnie Łukasz Piątek, który w sytuacji sam na sam z Marianem Kelemenem posłał piłkę obok wrocławskiej bramki.
Drugą część lepiej rozpoczął Śląsk, w którym wyróżniał się wprowadzony w przerwie za Spahica Waldemar Sobota. Ku zdziwieniu kibiców ze stolicy wrocławianie opanowali sytuację w środku boiska i co chwilę zbliżali się przed pole karne Polonii. Gospodarze starali się stwarzać zagrożenie po stałych fragmentach gry.
W 62. mocno z rzutu wolnego strzelił Tomasz Brzyski, ale rozgrywający świetny mecz Kelemen nie dał się pokonać. W 81. minucie mądrze grający wrocławianie dopięli swego. Sobota, który z łatwością radził sobie z obrońcami Polonii po jednej ze swoich indywidualnych akcji wdarł się w pole karne i zdobył gola na wagę trzech punktów.
Podopieczni Jacka Zielińskiego zepchnęli wrocławian do defensywy dopiero w końcówce spotkania. Bliski wyrównania był Artur Sobiech, ale po jego strzale głową świetną interwencją popisał się Kelemen. W doliczonym czasie oglądaliśmy identyczną sytuację - tym razem golkiper Śląska obronił uderzenie z bliska Daniela Gołębiewskiego.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.