J.Protasiewicz o wnioskach cudzoziemców: Przez 2 lata nie zdążylibyśmy ich obsłużyć. Trzeba to usprawnić
Gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław był Jacek Protasiewicz, wicewojewoda dolnośląski.
Chciałem powiedzieć na początek, że administracja rządowa to miejsce, w którym pan dotąd nie pracował, ale pan sprostował, że 34 lata temu był pan rzecznikiem wojewody dolnośląskiego.
Tak. To była pierwsza praca, taka w okresie romantycznym, kiedy Polska przechodziła z systemu autorytarnego, PRL-owskiego, na ten demokratyczny. Rząd Tadeusza Mazowieckiego powołał pierwszych wojewodów, no nie PZPR-owskich i rzecznikiem pierwszego wojewody, pana Jarosława Muszyńskiego, byłem ja. Także praca na tym samym korytarzu, po przeciwnej stronie korytarza był mój gabinet.
A teraz można powiedzieć, że będzie pan pracował w administracji rządowej w okresie jednym z najmniej romantycznych, jeśli chodzi o polską politykę, czyli okresie dość trudnym. Przyzna pan?
Tak, to prawda. Tamten też był trudny na swój sposób, bo rzeczywiście też trzeba było budować zręby państwa od nowa.
Niektórzy mówią, że teraz też trzeba.
No i teraz też. To dokładnie chciałem powiedzieć. Teraz też trzeba. Może nie jest zupełnie od nowa, ale jednak trzeba naprawiać to, co przez ostatnie 8 lat zostało zepsute ze złej woli, świadomie, z jakąś taką perfidią i zadziwiającą taką zbójecką satysfakcją, że się niszczy to, co przez właśnie 34 lata było budowane, przecież również przez ten obóz. Jarosław Kaczyński nie spadł na spadochronie razem ze swoją ekipą w roku 2016, ale był przy Okrągłym Stole razem z nieżyjącym już bratem, był w najbliższym otoczeniu Lecha Wałęsy w tym pierwszym okresie tworzenia III Rzeczypospolitej. Potem tworzył rząd pomiędzy rokiem 2005 a 2007 i wreszcie w 2016 z jakąś zapiekłością to wszystko niszczył, próbując, zresztą tego nie ukrywał, budować nowe elity, nowy porządek, nowy ład, czego skutki obserwujemy teraz, jaki mamy kłopoty w systemie prawnym, chociażby.
Czy znane są już kompetencje, to znaczy podział kompetencji w urzędzie i to czym pan, jako wicewojewoda, będzie się zajmował?
Wstępnie w zaproponowanym podziale obowiązków przez wojewoda Awiżenia będę odpowiadał za sprawy obywatelskie i cudzoziemców, czyli w największym uproszczeniu to są kwestie paszportów dla obywateli polskich, obywatelstwa dla tych obcokrajowców, którzy chcieliby się ubiegać o to obywatelstwo i pozwoleń na pobyt oraz pracę dla obcokrajowców. To jest największy wydział w urzędzie wojewódzkim.
To jest też wydział, który powodu powoduje od lat właściwie największe komplikacje. Odkąd pamiętam, zawsze pojawiały się w Radiu Wrocław takie relacje, że a to ktoś tam nie dostał numerku, a to ktoś musi czekać w ogóle tam 18 godzin i tak dalej, i tak dalej, a to wąskie gardło, a to nie da się tego zrobić. To była jedyna jedna z najczęściej pojawiających się, ogólnie mówiąc pretensji, jeśli chodzi o urząd wojewódzki. Pan akurat to będzie próbował usprawnić. To się da w ogóle?
Da się usprawnić, jeśli się uwierzy, że możemy mieć partnerów w samorządzie terytorialnym. Przede wszystkim myślę tutaj o starostwach, ale też o urzędach gmin na terenie Dolnego Śląska, które chciałyby przejąć obsługę interesantów. Więc tak zwane punkty paszportowe, które zresztą już poprzednik, pan wojewoda Obremski, zaczął tworzyć w różnych miejscach na Dolnym Śląsku. Zastanawiamy się i będziemy analizować od strony prawnej, czy również tę samą metodę decentralizacji można zastosować wobec cudzoziemców ubiegających się o prawo pracy i prawo pobytu.
No właśnie. Czy wolno tak zrobić?
To będziemy musieli z ministrem spraw wewnętrznych i administracji tę kwestię przeanalizować, bowiem my, w odróżnieniu od poprzedników, wierzymy w decentralizację. Że im sprawy będą załatwiane bliżej obywateli, w tym przypadku urzędy gmin, przynajmniej urzędy starostw, tym to będzie państwo skuteczniejsze, bardziej przyjazne obywatelom. Poprzednicy wierzyli w tę centralizację. W tę taką zasadę, która przyświecała zawsze Jarosławowi Kaczyńskiemu, w tak zwany jednolity system władzy państwowej.
Czyli silne państwo, tak?
Silne państwo, ale z jakimś jednym centralnym ośrodkiem rządzenia, gdzieś zlokalizowanym w Warszawie, nieważne, czy przy w KPRM-ie czy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, czy bardziej w biurze centralnym PiS-u na Nowogrodzkiej. Tylko że to była powtórka PRL, które się okazało państwem niewydolnym, nieskutecznym, a wszystko to, co w Unii Europejskiej i w ogóle w Stanach Zjednoczonych, w nowoczesnych demokracjach dobrze funkcjonuje, to wtedy, kiedy następuje decentralizacja i partnerstwo pomiędzy administracją centralną, a administracją regionalną, lokalną, samorządem terytorialnym.
Ale te punkty paszportowe już powstawały w innych miejscach i teraz to rozproszenie miałoby być takim lekarstwem na kolejki, na to oczekiwanie? Nieprawidłowości też przecież były, bo jest taka historia w urzędzie wojewódzkim, gdzie urzędniczki i obywatelki Ukrainy miały taką grupę, będziemy o tym mówili, zresztą tam już to wszystko jest w prokuraturze, w zamian pieniądze przyspieszały sprawy pobytu i pozwoleń na prace. Tam jeszcze jakieś perfumy, jakieś szampany były. To jest wszystko takie właśnie "patologiogenne", że tak powiem.
No młodsi słuchacze tego nie pamiętają, ale starsi znakomicie, że dokładnie wtedy, kiedy coś jest trudno dostępne, bez względu, czy jest to towar czy usługa, w tym przypadku państwowa, jak wydanie zezwolenia, tworzą się kolejki, to zawsze są tacy, którzy próbują tę kolejkę przeskoczyć albo tacy, którzy próbują zarobić na tym, żeby załatwić przyspieszenie. To jest wada każdego systemu scentralizowanego, niewydolnego i wtedy zawsze pokusa się pojawia, żeby dorobić na boku, żeby zarobić właśnie jako pośrednik i załatwiać. To przecież była jedna z poważniejszych chorób PRL-u, komitety kolejkowe, kupowanie i sprzedawanie miejsc.
Tu też było tak, że kupowano i sprzedawano numerki z tego automatu.
Więc jedynym sposobem, ponieważ rozpoczęliśmy i to całkiem solidnie XXI wiek, z cyfryzacją i informatyzacją, więc punkty przyjmowania wniosków i wydawania później paszportów mogą być przecież w Kłodzku, w Dzierżoniowie, w Bolesławcu, czy nawet w mniejszych miejscowościach, typu Kowary na przykład, gdzie okolicznym mieszkańcom będzie bliżej, a przecież te wnioski tam zebrane i tak elektronicznie można przesłać do Wrocławia czy dalej do Warszawy. Decyzje będzie i tak podejmował urzędnik państwowy, tyle tylko, że obywatel nie będzie musiał pokonywać kilometrów, żeby jechać i godzinę czekać na swoją kolejkę, denerwując się, że no właśnie ktoś się wepchnął, "pan tu nie stał".
Ale w kwestii cudzoziemców jest jakaś informacja co do tego, czy takie rozproszenie byłoby możliwe, czy to na razie jest sprawdzane?
Na razie jest sprawdzane. Na razie analizujemy sytuację. Informacja pierwsza, z takiego wstępnego audytu, mówi o tym, że gdyby nawet dzisiaj zaprzestać wydawania tych pozwoleń, to przez najbliższe prawie 2 lata i tak nie zdążylibyśmy obsłużyć wniosków, które zostały złożone. Taką mam informację od podwładnych urzędników, więc ten zator jest ogromny.
Kolejka na dwa lata?
Tak jest.
To rzeczywiście robi wrażenie. Jeszcze jedna sprawa to kwestie kryzysowe. Najwyższa Izba Kontroli. bodajże w grudniu wykazała, że działania Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego były nieprawidłowe i spóźnione, jeśli chodzi o kryzys w Odrze. Pierwsze informacje o śniętych rybach pojawiły się w lipcu, a zespół się spotkał 11 sierpnia. To jest też taki bardzo trudny obszar, bo może nam się wydawać, że jesteśmy do kryzysu przygotowani, tylko że dowiemy się tak naprawdę, czy jesteśmy przygotowani, dopiero kiedy kryzys nastąpi. Czy tutaj jakiś audyt, pomysły na usprawnień, żeby do takiej sytuacji nie dochodziło? Choć pewnie z tą Odrą to się będzie znów zdarzało, nie oszukujmy się, ale żeby do takich spóźnionych reakcji nie dochodziło.
Rozmawialiśmy o tym w poniedziałek na kolegium wojewody, czyli spotkaniu głównego wojewody ze swoimi zastępcami, że to jest właśnie jeden z pięt achillesowych administracji rządowej w naszym dolnośląskim regionie. Akurat pan wojewoda Awiżeń jest byłym starostom kłodzkim, gdzie często z sytuacjami kryzysowymi, zwłaszcza powodziami, miało wiele do czynienia, czyli ma doświadczenie w zarządzaniu kryzysowym. Może na skali jednego powiatu, ale jednak największego na Dolnym Śląsku. Tę kompetencję wziął w swoje ręce. Mówił o tym, jak wiele musi w tej kwestii poprawić. Mamy świadomość, jak pan powiedział, że na kryzysy składa się bardzo wiele czynników, nigdy to nie jest jeden. Wśród nich również nieodpowiedzialne zachowanie przedsiębiorców, którzy zrzucają, zwłaszcza latem, do Odry zanieczyszczoną czy zasoloną wodę użytkowaną technologicznie, co skutkuje później, jak chociażby 2 lata temu, tymi złotymi algami i tą katastrofą ekologiczną, setkami ton śniętych ryb.
(...)
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.