Śląsk – Widzew 2:2: Ależ końcówka!
Po 94 minutach Śląsk przegrywał z Widzewem Łódź 1:2, a czas, który arbiter doliczył właściwie już się skończył. Wtedy w akcie desperacji na akcję rozpaczy zdecydował się Łukasz Madej, który wpadł w pole karne i został sfaulowany tuż przed bramką rywala. Sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr, a Sebastian Mila wykorzystał rzut karny doprowadzając stadion przy ulicy Oporowskiej do euforii. Śląsk uratował punkt, choć przez całe spotkanie zawodził.
- Zagraliśmy źle – mówił po meczu Orest Lenczyk. Uratowała nas dobra postawa Madeja, ale nie piszcie, że to nos trenera. To błąd trenera, że Madej nie grał od początku spotkania – dodał krytycznie szkoleniowiec Śląska, który śrubuje swój imponujący rekord. Mecz z Widzewem był już czternastym z rzędu bez porażki.
Wrocławianie rzeczywiście zaprezentowali się słabo. Brakowało szybkości i pomysłu. Rywale przyjechali z prostym zamiarem – nie przegrać. I ten cel konsekwentnie realizowali prostymi środkami. W pierwszej połowie łodzianie nie oddali celnego strzału, ale Śląsk także nie nawet bliski strzelenia gola.
Od początku drugich 45 minut Widzew nieoczekiwanie przycisnął. Gospodarze mieli ogromne problemy z wydostaniem się spod własnej bramki. Pomiędzy 53. i 55. minutą przyjezdni aż trzykrotnie wykonywali rzuty wolne z okolic 20. metra, bo Śląsk co chwilę faulował po stracie piłki. Po trzecim stałym fragmencie Widzew wywalczył rzut rożny. Krótkie podanie, dośrodkowanie w pole karne, a tam najwyżej do piłki wyskoczył Sebastian Madera, który uciszył wrocławską publiczność. W polu karnym zaspali Jarosław Fojut do spółki z Przemysławem Kaźmierczakiem.
Śląsk zapewne chciał szybko doprowadzić do remisu, ale na chęciach się skończyło, bo mądrze broniący się rywale nie pozwolili gospodarzom przeprowadzić żadnej groźnej akcji. A sami nastawili się na grę z kontry. Nie było to trudne, bo Śląsk tracił piłki w głupi sposób. W 60. minucie Mariana Kelemena uratowała poprzeczka, bo na potężny strzał Darvydasa Sernasa nawet nie zareagował. W 73. minucie było już 2:0. Przebojowy Nika Dżalamidze minął w polu karnym dwóch obrońców i trafił do siatki.
Bezradność Śląska aż biła po oczach. W 84. minucie Pawelec chciał wrzucić piłkę z autu 25 metrów od bramki Widzewa, ale żaden z graczy nawet nie raczył się wyjść na czystą pozycję. W akcie desperacji obrońca Śląska zagrał do dobrze pilnowanego Kaźmierczaka, któremu udało się zgrać piłkę do Madeja. Ten przebojem wdarł się w pole karne i z ostrego konta pokonał Macieja Mielcarza.
Rezerwowy pomocnik Śląska został bohaterem w doliczonym czasie gry, bo to on wywalczył rzut karny, po którym padła wyrównująca bramka. Śląsk wywalczył punkt, na który pewnie nie do końca zasłużył. Co ciekawe przed spotkaniem remisu nie chciał pewnie nikt. A tak po meczu zapanowała euforia.
Śląsk Wrocław - Widzew Łódź 2:2 (0:0)
Madej 84, Mila 90+7-k. - Madera 55, Dżalamidze 73
Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Marek Gancarczyk, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec - Waldemar Sobota (56. Łukasz Madej), Dariusz Sztylka, Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila, Piotr Ćwielong (71. Tomasz Szewczuk) - Remigiusz Jezierski (46. Łukasz Gikiewicz).
Widzew Łódź: Maciej Mielcarz - Bruno Pinheiro (88. Jarosław Bieniuk), Łukasz Broź, Dudu, Wojciech Szymanek - Sebastian Madera, Adrian Budka, Jurijs Zigajevs (62. Przemysław Oziębała), Mindaugas Panka - Velibor Duric (46. Nika Dżalamidze), Darvydas Sernas.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.