Czy we Wrocławiu mamy rowerowe autostrady?
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się tutaj zgadzać, ale jak mówią miejscy aktywiści, rzeczywistość wygląda nieco inaczej...
- Nie ma ani 1400 kilometrów tras przyjaznych rowerzystom, ani 500 kilometrów autostrady. To wszystko jest opowiadaniem bajek - przekonuje Kuba Nowotarski z Akcji Miasto:
- Oczywiście, że to jest nieprawda, bo urzędnicy wliczają w to ulicę, gdzie jest ograniczenie do 30 km/h i pewnie jeszcze przemnażają przez dwa, bo można w jedną i drugą stronę pojechać, więc nagle mamy dwa razy więcej tras. Te liczby są wyssane z palca na użytek magistratu.
Urząd Miasta przekonuje jednak, że rowerowe autostrady to tylko metafora użyta w debacie, a kryją się za nią dziesiątki kilometrów nowych tras o wysokim standardzie:
- To są drogi rowerowe ze specjalną nawierzchnią, szerokie z priorytetowym przejazdem, na których rowerzysta może czuć się jak na autostradzie i taki był kontekst tej wypowiedzi udzielony podczas debaty.
- tłumaczy Tomasz Sikora z Urzędu Miasta.
Zdaniem Cezarego Grochowskiego z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej, to lukrowanie rzeczywistości, które w dodatku antagonizuje kierowców i rowerzystów:
- Trochę propagandowe stwierdzenia, takie po prostu lukrowanie rzeczywistości powoduje, że kierowcy się tylko wkurzają, a rowerzyści tego nie kupią, bo rowerzysta chce przejechać z punktu A do punktu B i ma dziurę w systemie, a to po czym jedzie, to się nie zawsze nadaje do jazdy. Możemy dowolne liczby: 2 tys., 3 tys. km powiedzieć, nic to nie zmieni.
Zdaniem aktywistów ważniejsza od liczby kilometrów jest nie tylko spójność tras, które we Wrocławiu w wielu miejscach nagle się urywają, ale przede wszystkim udział rowerów w ogólnym ruchu, który w ostatnich latach spadł, a sam Wrocław nie jest już pod tym względem krajowym liderem.
POSŁUCHAJ WIĘCEJ:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.