A. Sikora o podatku miedziowym: Minimum miliard złotych rocznie dla Dolnego Śląska
Jednym z punktów programu Lewicy jest budowa mieszkań na tani najem. Ile takich mieszkań w Legnicy powinno powstać? Policzył pan? Ilu ich brakuje?
Znaczy generalnie jest problem z substancją mieszkaniową.
Generalnie to ja wiem. Ale jestem ciekaw ilu mieszkań brakuje w Legnicy.
Jak pan wie ostatnio te miasta, takie jak właśnie Legnica, Jelenia Góra, czyli nie miasta wojewódzkie, a bardziej dawne miasta wojewódzkie, powoli się wyludniają. Jest skutkiem wielu czynników, które mają na to wpływ. Między innymi brak dobrych, wysokopłatnych miejsc pracy. No i też młodzież, nie ukrywajmy, jednak stara się przybywać do tych miast wojewódzkich, bo bo tutaj jest większa atrakcyjność, jeśli chodzi o kulturę, o wszystkie...
To oczywista sprawa. Tak było od zawsze, że młodzi lgnęli do tych większych ośrodków, ale wielu z nich później wracało do swoich małych, lokalnych ojczyzn. A jednak Legnica jest relatywnie dużym miastem na Dolnym Śląsku, ważnym miastem. W związku z tym pytanie, jak tam właśnie wygląda sytuacja mieszkaniowa? Czy pan zbadał ten temat? Ilu mieszkań w tej chwili brakuje?
Znaczy przede wszystkim, jeśli chodzi o tę substancję mieszkaniową, jest dosyć sporo mieszkań, które wymagają remontu, odnowienia. Tutaj to jest zadanie przede wszystkim miasta. Wiem, że są w tej chwili prowadzone działania, natomiast oczywiście nowa substancja mieszkaniowa jest potrzebna i myślę, że około tysiąca mieszkań w takiej Legnicy problem rozwiązałoby.
I kto za te inwestycje zapłaci? Ile to może kosztować, takie tysiąc mieszkań w Legnicy?
Znaczy my mamy, jako Lewica, ten program oparty na dwóch odnogach. Pierwsza sprawa, to jest partycypacja samorządów w budowie tych mieszkań. Miałyby one na celu, czy właściwie ich zadaniem byłoby przeznaczenie gruntów pod budowę. Tanich gruntów.
Czyli na terenie Legnicy, gdzie na przykład takie mieszkania mogły powstać, nowe bloki? Na jakich osiedlach?
No tutaj trzeba by było po prostu porozmawiać z prezydentem to Tadeuszem Krzakowskim. Ja nie chciałbym lokalnej polityki uprawiać i wchodzić z butami lokalnym samorządowcom. Pewnie są plany zagospodarowania przestrzennego, które to wszystko ściśle określają. Natomiast, z tego co wiem, to na terenie Legnicy są takie miejsca, które mogłyby zostać przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe. To jest właściwie taki ukłon w stronę miasta, żeby to miasto wskazało te miejsca. Natomiast jeśli chodzi o finansowanie budownictwa, poza gruntami, to jest oczywiście zadanie państwa i my tutaj stawiamy na finansowanie z Banku Gospodarstwa Krajowego, który właściwie ma, jako jedno z zadań takich, współfinansowanie tego typu inwestycji. Jak wiemy również z KPO są środki możliwe do wykorzystania właśnie na ten cel.
Zakładam, że nie jesteście utracjuszami, więc macie to policzone dokładnie. Więc dlatego pytam, ile może kosztować tysiąc mieszkań na terenie Legnicy? Bo to jest myślę ciekawe i takie namacalne dla w ogóle Dolnoślązaków, którzy nas w tej chwili słuchają. To znaczy robimy, sprawdzam z poszczególnymi kandydatami.
Jeśli obniżymy te ceny do minimum, jeśli jeśli chodzi o grunty, o partycypację ze strony samorządu, to budowa około jednego metra kwadratowego mieszkania, to będzie około 4000 złotych.
To jest jakiś konkret. A średni metraż?
Te mieszkania miałyby przede wszystkim służyć młodym małżeństwom. A jak młode małżeństwa, to muszą być przynajmniej te 2 pokoje, a więc standardowo około 40 metrów kwadratowych.
Kolejnym punktem programu, z którym pan idzie do Sejmu, jest KGHM. KGHM faktycznie płaci ogromne podatki. Znakomita ich większość trafia do kasy budżetu i mamy tutaj w regionie trochę od lat taki dysonans poznawczy, no bo z jednej strony to jest perła w koronie, ogromny zakład, a z drugiej, to relatywnie niewiele tych pieniędzy trafia tutaj do regionu. Jak to zmienić? Czy w ogóle może tak powinno być i tego nie powinniśmy zmieniać?
W 2012 roku rząd Platformy Obywatelskiej i PSL-u wprowadził tak zwany podatek od kopalin, który, jak wiemy, dotyczy tylko i wyłącznie jednego zakładu produkcyjnego czy wydobywczego, tutaj w tym wypadku KGHM-u Polskiej Miedzi. Tak zwany podatek miedziowy. Ten podatek właściwie z tego regionu nam znika, to znaczy te środki z tego regionu nam znikają. Do tej pory grubo ponad 20 miliardów złotych. Województwo dolnośląskie, nasze województwo straciło z tego tytułu, bo tylko w tym roku zarezerwowano w budżecie państwa 4,6 miliarda złotych z tego tytułu przychodów. To znaczy, że pieniądze w dużej części mogłyby trafić do naszego regionu.
A ile trafia z tych miliardów?
Kilkaset milionów złotych. I to są pieniądze, które trafiają do województwa dolnośląskiego. To są środki, które w formie różnej trafiają tutaj i są wykorzystywane. Natomiast jestem przekonany, że można by było stworzyć taką formułę, która pozwalałaby na pozostawienie w tym regionie minimum miliarda złotych rocznie, a to oznaczałoby ogromne wpływy, jeśli chodzi o Dolny Śląsk. Znaczy byłyby to pieniądze możliwe do wykorzystania zarówno na inwestycje, jak i poprawę sytuacji infrastrukturalnej.
Infrastruktura to między innymi komunikacja. To też jest jeden z waszych punktów programu, pana programu, czyli walka z wykluczeniem komunikacyjnym. Tak się składa, że na Dolnym Śląsku mamy kilka takich przykładów, gdzie komunikacja jest darmowa. Czy sądzi pan, że to jest słuszny kierunek i to właśnie pomogłoby w łataniu tych białych plam na terenie naszego regionu, jeśli chodzi o dostępność?
Wiemy, że komunikacja, autobusowa zwłaszcza, jest darmowa w niektórych miastach. Przykładem tutaj są miasta Zagłębia Miedziowego i tam dosyć dobrze to funkcjonuje.
Słuszny kierunek.
Jeśli chodzi o miasta, wydaje mi się, że dosyć słuszny. Natomiast my, jako Lewica, przede wszystkim mówimy o wykluczeniu społecznym, komunikacyjnym, powstałym na styku małych miejscowości, wiosek, miast gminnych i pomiędzy gminami a powiatami. Bo wiemy doskonale, że jeśli chodzi o komunikację między powiatami a dużymi miastami wojewódzkimi, to nie wygląda aż tak źle. To znaczy jest stopniowo, ale jednak jest, rozbudowywana kolej, która łączy miasta powiatowe z miastami wojewódzkimi.
Ja bym powiedział, że ona jest raczej przywracana niestety, a nie rozbudowywana. Trochę nowych inwestycji powstaje, natomiast znakomita większość to jest rewitalizacja tego, co kiedyś funkcjonowało dobrze.
To prawda. Na przełomie lat 90. ta infrastruktura kolejowa została bardzo mocno pozostawiona samej sobie. One po prostu nie wytrzymały próby czasu, te połączenia kolejowe.
Ale to chyba też nie jest tak do końca, bo skoro teraz chętni ludzie korzystają z tych połączeń, które zostały przywrócone, to zakładam, że kiedyś też pewnie dalej by jeździli, tylko być może to była kwestia taboru, infrastruktury, która była w coraz gorszym stanie, więc pociągi coraz wolniej jeździły.
To jest oczywiście fakt, natomiast przede wszystkim brakowało środków na inwestycje w tą kolej, ponieważ, jak wiemy, przed 2000 rokiem tych środków unijnych w ogóle nie było. Przede wszystkim ta kolej została postawiona na nogi dopiero inwestycjami unijnymi. Jak wiemy, blisko 90% inwestycji właśnie w kolej na Dolnym Śląsku, to są środki z Unii Europejskiej.
Jak te białe plamy zmazać?
My uważamy, że konieczne jest stworzenie funduszu, takiego transportowego. Być może mógłby się on inaczej nazywać. Który byłby wspomagany środkami zarówno z samorządu wojewódzkiego, jak i przede wszystkim budżetu państwa na to, aby z tego funduszu były dofinansowane połączenia transportowe, przede wszystkim autobusowe. Nie wiem, czy byłyby to busy mniejsze, to trzeba by było dokładnie sprawdzić, na których połączeniach jaki tabor jest potrzebny. Z tego funduszu mogłyby być współfinansowane, łącznie z małymi gminami, właśnie te połączenia. Bo dzisiaj same gminy nie są w stanie sobie z tym poradzić.
Ile to może kosztować, właśnie na przykładzie Dolnego Śląska?
Ja sobie tak pozwoliłem to wszystko gdzieś policzyć i wydaje mi się, że na początek około 10 milionów złotych, jeśli chodzi o taki fundusz dolnośląski.
10 milionów złotych załatwiłoby sprawę wykluczenia komunikacyjnego?
Myślę, że częściowo tak. Natomiast ja myślę, że tu trzeba było traktować to nie na zasadzie takiego rocznego finansowania, tylko stopniowego zwiększania i możliwości korzystania z tych środków w dłuższej perspektywie.
Ale 10 milionów złotych, to z perspektywy budżetu całego województwa dolnośląskiego, to nie są duże pieniądze.
To nie są duże pieniądze, ale widać perspektywa obecnej władzy w sejmiku województwa dolnośląskiego nie przewiduje właśnie współfinansowania tego typu połączeń. Natomiast mówię tutaj o tym, że mogłoby to nastąpić właściwie z roku na rok. Natomiast w przyszłości, jeśliby te połączenia by się sprawdziły, bo to też trzeba dokładnie zbadać, to myślę, że zainteresowanie gmin i mniejszych miejscowości byłoby większe, jeśli chodzi o korzystanie z tego dofinansowania. Chcę powiedzieć, że część powiatów sobie doskonale z tym radzi i już takie połączenia są.
Ale są takie, które sobie absolutnie nie radzą.
Ja mówię o tych najbiedniejszych miejscowościach, które po prostu wymagają dofinansowania 200, 300 tysięcy złotych. To jest po prostu coś, co na pewno mogłoby im w tym pomóc.
A ile może kosztować realizacja wszystkich pana postulatów? Tego programu, który pan teraz ogłasza w rozmowach między innymi z wyborcami?
Jeśli chodzi o ten mój program. Mówimy o tak zwanym Planie Sikory, tak?
Tak. Czyli między innymi mieszkania, KGHM, o których rozmawialiśmy już.
To jest plan przedstawiony na lata.
No powiedzmy, że kadencja. Kadencja to jest taki czas, który coś już nam mówi.
Myślę, że jeśli udałoby się pozostawić środki z podatku miedziowego, tutaj właśnie na Dolnym Śląsku, to te 3, 4 miliardy złotych w ciągu 4 lat byłyby w stanie zabezpieczyć te postulaty, o których mówię.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.