Lech – Śląsk 2:2: Niepokonani!
- Na nowej murawie pokażemy pełnie swoich możliwości – straszyli przed meczem piłkarze Lecha Poznań. Na strachu się skończyło. Wprawdzie mistrzowie Polski mieli sporą przewagę, ale to Śląsk był bliżej wywalczenia trzech punktów. Z remisu wrocławianie mogą być zadowoleni. Powody do radości ma także Orest Lenczyk, który wyrównał klubowy rekord kolejnych spotkań bez porażki.
Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami. Lech zdecydowanie częściej był przy piłce, przejął szybko inicjatywę, ale nie mógł przebić się przez dobrze zorganizowaną obronę Śląska. Wrocławianie pod bramkę gospodarzy przedostali się na dobrą sprawę raz. Ale za to z jakim skutkiem. W 22. minucie piłkę przed polem karnym dostał Łukasz Gikiewicz, który świetnie się zastawił i próbował wbiec w szesnastkę. Przeszkodził mu Hubert Wołąkiewicz, a sędzia bez wahania podyktował rzut karny. Jak pokazały telewizyjne powtórki, faul był, ale tuż przed polem karnym. Do jedenastki, po tym jak Przemysław Kaźmierczak spudłował w meczu z Legią, podszedł Sebastian Mila i pewnym strzałem nie dał żadnych szans Krzysztofowi Kotorowskiemu.
Radość wrocławian trwała krótko. Lech ruszył do przodu i osiem minut później doprowadził do wyrównania. Vojo Ubiparip znakomicie odegrał piłkę głową do wbiegającego w pole karne Siergieja Kriwca, a ten mimo asysty dwóch obrońców strzelił nie do obrony.
Jeszcze przed przerwą mistrzowie kraju objęli prowadzenie. Wołąkiewicz huknął z 20. metrów, a piłka trafiła w poprzeczkę. Mariusz Pawelec dał się jednak przepchnąć przed własną bramką, a do piłki dopadł Ubiparip, który mocnym strzałem pokonał Mariana Kelemena.
Po przerwie wydawało się, że Śląskowi będzie ciężko doprowadzić do remisu, bo Lech wyraźnie nastawił się na zagęszczanie pola przed własną bramką i spokojne rozgrywanie piłki. Taktyka nie przyniosła jednak wymiernych korzyści. Wrocławianie zaatakowali i już w 53. minucie doprowadzili do remisu. Pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Dariusz Sztylka.
Potem mogliśmy obserwować to samo co w meczu z Legią i Lechią. Wrocławianie głęboko się cofnęli i ofiarnie bronili, szukając szczęścia w kontratakach. I byli bardzo bliscy zwycięstwa. W końcówce spotkania w doskonałej sytuacji Łukasz Madej trafił w słupek, a pół minuty później Waldemar Sobota przebojem wdarł się w pole karne i strzelił… w słupek.
Zabrakło szczęścia, ale prawda jest taka, że remis nie krzywdzi żadnej z drużyn. Śląsk znów pokazał charakter, wywalczył punkt i nie stracił kontaktu z czołówką tabeli. A przed rycerzami wiosny z Wrocławia trzy kolejne mecze przed własną publicznością i naprawdę realna szansa na walkę o europejskie puchary.
Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:2 (2:1)
Kriwiec 31, Ubiparip 40 - Mila 23k., Sztylka 53
Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marcin Kikut, Bartosz Bosacki, Hubert Wołąkiewicz, Seweryn Gancarczyk - Jakub Wilk (79. Tomasz Mikołajczak), Dimitrije Injac, Ivan Djurdjevic (61. Rafał Murawski), Siergiej Kriwiec, Semir Stilic (61. Bartosz Ślusarski) - Vojo Ubiparip.
Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Tadeusz Socha, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec - Marek Gancarczyk (79. Łukasz Madej), Dariusz Sztylka, Sebastian Mila, Przemysław Kaźmierczak, Piotr Ćwielong (40. Waldemar Sobota) - Łukasz Gikiewicz (81. Remigiusz Jezierski).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.