Prezes Śląska: Marcin Torz to był mój wybór. Z jego strony na pewno to nie była prowokacja
Gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław był prezes piłkarskiego Śląska Wrocław Patryk Załęczny.
Ostatnio o Śląsku Wrocław jest naprawdę głośno, ale nie za sprawą wyników sportowych, chociaż te są naprawdę niezłe, bo nieźle klub zaczął, jesteśmy na szczycie tabeli, ale raczej za sprawą tego, co się dzieje w klubie. Jak to było, panie prezesie, z zatrudnieniem Marcina Torza na stanowisko wiceprezesa? Był temat, czy nie było?
Panie redaktorze, ja już wydałem oświadczenie w tej sprawie.
Ale nie wszyscy je czytali, więc chciałbym, żebyśmy to zerojedynkowo rozstrzygnęli.
Oczywiście. Tak jak nawiązując do oświadczenia, ja wprost przyznałem, że oczywiście rozmawiałem z Marcinem. Chciałem, żeby ze mną współpracował, żeby wszedł do zarządu Śląska Wrocław, żebyśmy razem kooperowali. Niejednokrotnie rozmawialiśmy na ten temat. Naprawdę ciężko mi o tym mówić, bo ja się troszeczkę zawiodłem na osobie, z tego względu, że jakby my dopisaliśmy już pewne nawet projekty. Rozmawialiśmy o tych konkretnych akcjach promocyjno-marketingowych.
Od kiedy były prowadzone rozmowy? Proszę powiedzieć szczerze. To jest kwestia kilku dni czy nawet kilku tygodni.
Myślę, że kwestia kilku tygodni. Bardziej nawet w tę stronę. Także sobie już tam, nie wiem, rozmawialiśmy o roszadach wewnątrz kadry, o tym jak możemy tę kadrę wzmocnić, jeśli chodzi tutaj o właśnie promocję i marketing. Nawet już w tę stronę to wszystko szło. Także trudno mi uwierzyć w to, co się wydarzyło i też powiem szczerze, naprawdę no jest to taki dla mnie personalnie osobiście ciężkie. Nie miałem nawet momentu, żeby się troszeczkę nacieszyć tą prezesurą, bo od pierwszego dnia, czyli od poniedziałku, od godziny tam 12- 13, jak zostałem prezesem, to już zaraz zaczęły się informacje pojawiać w mediach.
Jak zatem tłumaczyć ostatnie publikacje w mediach społecznościowych Marcin Torza, który utrzymuje, że wrocławski magistrat i Śląsk padły ofiarą jego dziennikarskiej prowokacji?
No ja bym powiedział wszystkim słuchaczom, chyba żeby w to nie wierzyć, może nawet bez słowa "chyba". Naprawdę byliśmy w tych rozmowach. Negocjowaliśmy jakby warunki zatrudnienia z Marcinem. Doszło też do tego, że przecież Marcin nawet już otrzymał drafty umów i też sam negocjował z prawnikiem. Więc jakby no nie wydaje mi się, żeby naprawdę ta akcja była od początku w jakikolwiek sposób zaplanowana.
Co warte podkreślenia, że do tej pory żaden artykuł na łamach Super Expressu, autorstwa Marcina Torza, się nie ukazał. Natomiast na Twitterze Marcin Torz pisze: “władze Wrocławia próbowały wyeliminować i skorumpować niezależnego dziennikarza, czyli mnie”. Jak pan to skomentuje?
No skomentuję to w ten sposób, że na pewno to nie była prowokacja. Jeśli to by była prowokacja, to też myślę, że nie zostałoby to opublikowane na Twitterze Marcina, z całym szacunkiem oczywiście do jego zasięgów, bo te też są ogromne, ale raczej bezpośrednio w Super Ekspressie.
A ma pan twarde dowody na to, by słuchacze, kibice, mieszkańcy mogli ocenić zerojedynkowo, kto ma właśnie rację w tym sporze? Innymi słowy, takie kwestie, być może takie dokumenty, które absolutnie utną te dyskusje?
To znaczy, ja nie prowadziłem rozmowy z Marcinem na zasadzie twardych dokumentów. Były to nasze rozmowy telefoniczne. Dwa razy się bodajże też spotkaliśmy, porozmawialiśmy o tym, nie tylko z Marcinem, ale już też z innymi osobami, które miały po prostu dołączyć z nami do Śląska Wrocław. Natomiast ja jestem na tyle transparentny, że jeśli nawet miałoby dojść do tego, że ja miałbym pokazać swoją rozmowę, całkowitą konwersację z Marcinem, ja jestem w stanie to zrobić, bo naprawdę ja sobie nie mam nic do zarzucenia w tym temacie.
A kto jeszcze, oprócz prezesa Patryka Załęcznego, prowadził rozmowy z Marcinem Torzem ze strony miasta, czy ze strony spółki ws. tego, żeby Marcin Torz nawiązał współpracę, został pracownikiem Śląska?
Ze strony spółki tylko i wyłącznie ja prowadziłem te rozmowy, te negocjacje. To był mój wybór, jeśli chodzi o Marcina. Chciałem po prostu też sprawić, żeby, no tak jak wspomniałem przed chwilą o zasięgach jego, skorzystać też z jego zasięgu, skorzystać z tego, że jednak jest kibicem, jest wrocławianinem. Może czasami nie do końca pozytywnie wypowiadał się na temat klubu, ale myślałem, że po prostu będzie też dokładnie wiedział, w którą ścieżkę pójść i jak zmienić to, co też zarzucał. Więc myślałem, że jakby to jest akurat dobry kierunek, dobra strona i i ja po prostu prowadziłem z nim te negocjacje. Te rzeczy, które gdzieś tam wypływają, to są przecież normalne narzędzia pracy i normalna forma negocjacji warunków zatrudnienia. Tutaj nie ma mowy o jakichś innych rzeczach, innych insynuacjach, które się dziś pojawiają.
Czy prowadzenie rozmowy na komunikatorach o szczegółach kontraktu, to jest normalna praktyka? Czy to nie był błąd?
Tak. To był błąd, jak widzimy. To częściowe oczywiście, tak. Lilka jakieś tam rzeczy wypłynęło. Natomiast jakby no my też rozmawialiśmy osobiście, więc jakby to była tylko tam powiedzmy część, nie wiem, ostatnich negocjacji z Marcina Torzem. Natomiast wcześniej żeśmy się naprawdę spotykali i rozmawialiśmy, i jakby te negocjacje były prowadzone w sposób osobisty.
Nam udało się nieoficjalnie ustalić, że współpraca Super Expressu z Marcinem Torzem została zawieszona do wyjaśnienia sprawy. Nie było mowy o prowokacji ustalonej z redakcją i wiemy to z dwóch niezależnych źródeł. Natomiast dopytam jeszcze o te szczegóły kontraktu dla redaktora Torza. Czy tylko pan chciał zaangażowania go do Śląska Wrocław? Czy był ktoś jeszcze?
Nie, nie, nie. Jak wspomniałem od początku.
To był pana pomysł?
Mój pomysł i moja inicjatywa w tym temacie. Po prostu ja też mam podobne narzędzia typu, nie wiem, teraz Marcin wysyła te informacje o samochodzie, no przecież to jest normalne narzędzie pracy. To nie jest samochód na własność, tylko to jest samochód służbowy, który służy w celu wykonywania spraw służbowych. Dzisiaj też jedziemy do Krakowa i też jadę służbowym samochodem do Krakowa.
W tym wszystkim, w tej całej dyskusji w ostatnich godzinach, umyka wątek zatrudnienia dwóch chłopaków, którzy w ostatnich tygodniach pracowali już na rzecz klubu. No i jak wygląda sytuacja kadrowa na dziś w ich przypadku? Czy oni pod presją ostatecznie zostali zwolnieni, czy nie? W zasadzie dlaczego po kilku tygodniach temat ich zwolnienia się pojawił?
Powiem wprost, ja byłem naprawdę zadowolony z pracy jednej i drugiej osoby. To był mój pomysł ściągnięcia zarówno, no nie chcę może tutaj mówić nazwiskami, bo też nie wiem czy chcieliby, żeby gdzieś tu na antenie te nazwiska wybrzmiały. Jest mi szkoda tego, że że musieliśmy pod presją jakby całego, no może tego światka kibicowskiego, zdecydować się na rozstanie z panami, ale bardziej pod kątem tej presji.
Dlaczego?
No była to presja wywierana zarówno na nas, jak i na nich samych.
Bo?
Bo nie są z Wrocławia. Bo nie są z Wrocławia i nie od samego początku kibicowali temu klubowi. Ja powiem szczerze, że kamerzysty nie znałem w ogóle. To był chłopak, który dzień i noc do mnie dzwonił, żeby po prostu rozpocząć pracę i chciał pracować w tym fachu, nie za jakieś duże pieniądze, więc naprawdę chciałem dać mu szansę. Widziałem po prostu takie zapalenie w oczach do pracy, czego ja oczekuję też od swoich współpracowników. Drugą osobę znam osobiście. Współpracowaliśmy już w innych spółkach miejskich. Myślę, że nie ma osoby, która by się w zły sposób wypowiedziała, jeśli chodzi o taką merytorykę tej osoby. Natomiast no zostały wyciągane różnego rodzaju jakieś zdjęcia i myślę, że to też powodowało napięcie, zarówno w klubie, jak i...
Bo kibicowali innym klubom. Dobrze, panie prezesie, ale czy to jest normalna sytuacja, że kibice ustawiają pracę klubu? Mówią panu prezesowi, kto może, a kto nie może pracować?
Nie. To zgodzę się.
Dlaczego pan uległ tej presji?
Zgodzę się z tym, że jakby nie są tutaj najważniejsi do podejmowania decyzji. Natomiast no mimo wszystko, w jakiś sposób musimy się liczyć też ze zdaniem kibiców.
Ale naprawdę à propos tego, w jaki sposób kompletuje pan swój zespół?
Ja powiem szczerze, że zacząłem się bać troszeczkę o jakby relacje, ale też o to, czy te dwie osoby, bo one też otrzymywały różnego rodzaju dosyć złe wiadomości, tak krótko mówiąc...
Groźby?
Czy to były groźby? Nie wiem. Ja tych wiadomości nie widziałem, natomiast rozmawiałem z nimi i też jakby zaczęły się obawy po prostu ich wewnętrzne. Więc po prostu też wspólnie podjęliśmy taką decyzję, że tutaj najlepszym środkiem do tego będzie jednak po prostu zawieszenie tej współpracy.
A może pan obiecać, że kibice nie będą ustawiać tego, w jaki sposób właśnie Śląsk Wrocław będzie funkcjonować?
Tak. Mogę to obiecać.
Nie ulegnie pan tej presji?
Tak.
Chociaż to z kibicowaniem nie ma zbyt wiele wspólnego, tylko z jakąś patologią, po prostu z kibolami. Tak to trzeba wprost powiedzieć.
Tym bardziej, że osoba, z którą musieliśmy się rozstać, ona od 20 lat mieszka we Wrocławiu. Tutaj się też urodził syn tej osoby i jakby jest już przesiąknięty po prostu Wrocławiem. Więc jakby ja nie, przyznam szczerze, nie patrzyłem na przeszłość, tylko patrzyłem po prostu na merytorykę. Natomiast myślę, że jakby kolejne moje wybory, które będą, to będą zdecydowanie rozsądniejsze, żeby też właśnie nie wywoływać podobnych napięć.
To kończąc ten wątek, od którego zaczęliśmy i tych rozmaitych napięć i kontrowersji, czy wy, jako klub, czy pan, jako Patryk Załęczny, będziecie podejmować jakieś kroki prawne? Walcząc na przykład, nie wiem, o swoje dobre imię, o kwestie prostowania informacji, które się pojawiają, właśnie à propos między innymi korupcji, zarzutów korupcji?
Powiem szczerze, że to jest tak świeży temat dla mnie i ja jestem cały czas jeszcze rozemocjonowany tą całą sytuacją, że o tym akurat nie pomyślałem, czy chcemy to robić. Nie chciałbym tutaj też na antenie zapowiadać takich kroków. Myślę, że tutaj najważniejszy jest mimo wszystko spokój i zobaczymy też, w którym kierunku w dalszym ciągu ta sprawa się będzie rozwijała.
A teraz o panu, czyli o prezesie Patryku Załęcznym. Miał pan okazję rozmawiać z panem prezydentem Sutrykiem? Myślę, że to też nie jest dla niego łatwa sytuacja, dla nikogo to nie jest łatwa sytuacja. Czy cieszy się pan zaufaniem pana prezydenta? Jest pan spokojny o to, że pan ustoi na tym stanowisku?
Tak. Wczoraj co prawda zauważyłem w mediach społecznościowych jakąś informację, że to są minuty od mojego zwolnienia i od wydania oficjalnego oświadczenia klubu.
A mimo wszystko się dzisiaj tutaj spotykamy. Dlatego pana pytam.
Tak. No dlatego też jest spotykamy, bo jestem prezesem i mam zapewnienia, że będę prezesem Śląska Wrocław. Mamy postawione przed sobą pewne krótkoterminowe i długoterminowe cele i będziemy dążyć do tego, żeby je po prostu zrealizować, dopiąć i pozostaje po prostu jednoosobowy zarząd Śląska.
I tak zostanie?
Tak zostanie.
To teraz o przyszłości Śląska Wrocław, czyli prywatyzacja. Na jakim etapie jesteśmy tej prywatyzacji, panie prezesie? Kiedy jakieś konkrety? Chyba, że już dzisiaj może pan powiedzieć?
No nie. Na razie jeszcze czekamy. 12 września było spotkanie obu stron. Ja akurat w tym nie uczestniczę, bo tutaj to klub nie jest stroną, tylko tutaj właściciele, czyli miasto, właśnie z Westminster, czyli firmą, która jest zainteresowana zakupem Śląska Wrocław. Są jakieś rozbieżności między oboma stronami. Natomiast na ten moment w dalszym ciągu jest ten proces prywatyzacji w toku i myślę, że obie strony naprawdę dążą do tego, żeby to się udało. Natomiast czy te rozbieżności są tak poważne, że, nie wiem, druga strona, czyli firma Westminster, nie będzie w stanie odpowiedzieć konkretną ofertą i też pokazać, jakby te dokumenty, które gdzieś tam padałem. Nie chciałbym też opowiadać za bardzo o tym protokole rozbieżności, bo to jednak mimo wszystko jest jakby wewnętrzna sprawa miasta i potencjalnego inwestora. Natomiast myślę, że jakby tutaj nie ma przekreślonego jeszcze na ten moment tematu.
A ile prawdy jest w tych wszystkich historiach, o których też się relatywnie często ostatnio mówi, że wcale tej prywatyzacji nie będzie? Że to ostatecznie magistratowi się nie opłaca, ponieważ nadchodzą wybory i jeśli Śląsk będzie nadal w takiej kondycji sportowej, w jakiej jest, mam na myśli wyniki przede wszystkim i wyjdzie na prostą, to absolutnie nie ma mowy o sprzedaży?
Ja wiem, że dużo osób pomyślało tak, że nie będzie tej prywatyzacji wtedy, kiedy na przykład ja wszedłem do Śląska Wrocław, bo też takie głosy usłyszałem i nie tylko na funkcję prezesa, ale po prostu wcześniej na funkcję dyrektorską. Natomiast ja nie mam takich informacji i nie mogę tego potwierdzić, że to się nie wydarzy, bo naprawdę ten proces prywatyzacji jest. Ja sam jestem w kontakcie z inwestorami. Rozmawiamy o tym mniej więcej co się dzieje w klubie, wymieniamy się jakimiś spostrzeżeniami, więc jakby ja w tym nawet procesie uczestniczę i widzę dobrą chęć i z jednej, i z drugiej strony. Więc ja oczywiście niczego nie mogę w tym momencie zapewnić, natomiast w dalszym ciągu te rozmowy są prowadzone. Myślę, że jeśli druga strona, czyli inwestor, jakby spełni te wymagania miasta, to jesteśmy w stanie, patrząc przez pryzmat miasta, dokończyć te prywatyzację.
W jakiej kondycji jest dzisiaj klubowa kasa Śląska? To znaczy musi pan tam sięgać do zaskórniaków? Czy tych zaskórniaków absolutnie nie ma i jeśli jest jakaś potrzeba, to tylko prezydent może pomóc?
Na razie jest w porządku, jeśli chodzi o finanse Śląska Wrocław.
Będą transfery jeszcze?
Wczoraj podpisaliśmy umowę z Danielem Łukasikiem. Natomiast to był wolny transfer i to zawodnik, który już od dłuższego czasu trenował z nami i wywalczył sobie ciężką pracą na treningach ten kontrakt. Ale też nie ukrywajmy, no mamy pewne potrzeby w środku pola i kartki, kontuzje, choroby, gdzieś tam się to wszystko pojawia i to się będzie wraz z kolejnymi dniami, tygodniami sezonu nawarstwiać.
Kto jeszcze panie prezesie?
Rozmowy prowadzi nasz dyrektor sportowy David Balda.
Z iloma zawodnikami?
Tego nie powiem. Nie to, że nie powiem, bo nie wiem, tylko po prostu też nie chciałbym jakby palić różnych tematów naszego dyrektora sportowego. Proszę mi wierzyć, że tak jak patrzymy przez pryzmat tych ostatnich dni i wyniku Śląska Wrocław, to widać, że naprawdę David ma bardzo duże pojęcie o piłce i potrafi ściągać takich zawodników, którzy też dają nam jakość, bo to też widać po miejscu w tabeli.
Będzie nowy napastnik?
Napastnikiem numer jeden jest Erik Exposito, o którego walczyliśmy dosyć mocno i też toczyliśmy z nimi rozmowy, żeby został w klubie. Jest to mega profesjonalista, bo też nie naciskał na transfer do Rakowa Częstochowa, jak gdzieś tam niektóre media sygnalizowały, że takie sprawy miały miejsce. Po tym jak odrzuciliśmy oferty Rakowa Częstochowa, usiedliśmy z Erikiem. Erik powiedział, że on jest napastnikiem, on jest kapitanem Śląska Wrocław i on zostaje.
Ktoś jeszcze?
Kenneth Zohoré wraca do składu i kto wie, czy dzisiaj go też nie zobaczymy w Krakowie.
Kto wygra mecz?
Zdecydowanie Śląsk Wrocław. Stawiam dzisiaj 2:0 dla WKS-u.
Posłuchaj całej rozmowy:
ZOBACZ TEŻ: Afera z niedoszłym wiceprezesem Śląska. Nieoficjalnie: Torz zawieszony przez SE
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.