9 miesięcy męczarni za 13 lat wiernej służby. Historia psa Kuby z Jelcza-Laskowic
Ta bulwersująca historia wydarzyła się w Jelczu-Laskowicach. Kuba ma kilkanaście lat. Przez wszystkie te lata pilnował obejścia. We wrześniu ubiegłego roku doznał porażenia tylnych łap. Przestał chodzić. Jednak właściciel nic sobie z tego nie robił. Nie pojechał do weterynarza. Po prostu czekał aż zwierzę padnie.
Pies przez ponad 9 miesięcy czołgał się, aby się napić, czy posilić. Pełzał, aby schować się przed deszczem czy zimnem, w nieocieplonej budzie. Załatwiał się pod siebie, a wlokąc po betonie tylne łapy – dotkliwie je ranił.
O całej sprawie dowiedzieli się wolontariusze Dolnośląskiej Straży ds. Zwierząt. Kiedy ustalili miejsce, gdzie pies przebywa – pojechali sprawdzić całą sprawę. Niestety ustalenia potwierdziły się. Mówi Karolina Piech z organizacji:
- Naszym oczom ukazał się przerażający widok. Pies, który się właściwie czołga, pies który nie jest w stanie normalnie się poruszać. Pies, który wyciera tylnymi łapami o ziemię, ciągnąc te łapy po prostu za sobą, robiąc sobie w ten sposób rany. Pies, który po prostu cierpi – nie da się tego inaczej określić.
Okazało się, że pies siedział tak od prawie roku, tak samo w błocie, na mrozie, czy w śniegu. Właściciel robił wszystko, byle uśpić swojego czworonoga, jednak nikt nie chciał się tego podjąć – bo Kuba nadawał się do leczenia. Mężczyzna zamiast psu pomoc, zabrać go do domu, do czystego miejsca - psa nadal zaniedbywał. - Ani rezonansu, ani wózka, ani niczego. Grał na czas. Jak pies zacząłby mieć rany, w których, z uwagi na temperaturę, zaległyby się larwy much, to miał być uśpiony. Taki był plan – dodaje Karolina Piech:
- Dowiedzieliśmy się, od samego właściciela, że pies w takim stanie znajduje się od września ubiegłego roku. Jesień, zimę i wiosnę. Niezależnie czy błoto, czy śnieg. Bagno właściwie. Musiał po prostu pełzać po ziemi w takich warunkach pogodowych.
Jak twierdzą wolontariusze, o sytuacji psa wiedzieli: - policja, prokuratura rejonowa w Olawie, która dostała zawiadomienie o znęcaniu się nad tym psem i jeszcze inspekcja weterynaryjna. - Również bez reakcji. A właściciel był w szoku, że psu chcemy pomoc, a nie go uśmiercić. On się chciał problemu pozbyć:
- Mnie podczas tej interwencji najbardziej zszokowało to, że ten właściciel nie chciał, aby ktokolwiek pomógł jego psu. On chciał się po prostu pozbyć problemu. Chciał, aby ktoś mu uśpił tego czworonoga. Nie zabrał i leczył, ale zabił. Właściwie tutaj nie ma mowy o humanitarnej eutanazji, bo niedowład można leczyć, operować, a w razie ostatecznym – pies mógłby poruszać się na wózku.
Niestety miesiące koszmarnego zaniedbania spowodowały u psa anemię. Ma on też guza na wątrobie. Wszystkim tym zajmą się lekarze weterynarii. Tymczasem wolontariusze planują zaskarżyć do sądu tak rażące zaniedbanie i wielomiesięczne znęcanie się nad czworonogiem:
- Właściciel zwrócił się do swojego psa, do psa, który mu wiernie służył przez kilkanaście lat: zdychaj własną śmiercią. Nas to zszokowało. Takiego zwyrodnialstwa nie da się zaakceptować.
Byli już właściciele Kuby mają jeszcze jednego psa. Rasowego. Mieszka w domu i systematycznie wożony jest do psiego fryzjera i na wizyty do lekarza weterynarii. Radio Wrocław będzie wracać do tej sprawy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.