G. Schetyna: Podpisanie porozumienia opozycji pewnie przed sierpniem
Panie przewodniczący, jakie refleksje po marszu w minioną niedzielę?
Takie budujące. Warto było. Rzeczywiście to robiło wrażenie. Jako przewodniczący organizowaliśmy wiele marszy w latach 2016, 17 i 18. Głównie one dotyczyły obrony praworządności, Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego. I rzeczywiście było wiele, wiele osób i ta organizacja była taka bardzo, bardzo dobra. Uczyliśmy się robić te demonstracje. Ale żadna wcześniejsza nie jest porównywalna z tym, co było teraz, w ostatnią niedzielę. Było naprawdę bardzo, bardzo dużo osób. Zaskakująca liczba i warszawiaków, i przyjezdnych, i bardzo dobra atmosfera, taka bardzo pozytywna.
Jak pan mówi o liczbach, to czy wy się już liczyliście ostatecznie? Bo ja próbuję od wczoraj ustalić w zasadzie, ile tych osób było w stolicy kraju, no i w zależności od tego, po które medium sięgam, to wtedy mam wyniki. On się skrajnie potrafi różnić od siebie. Czy pan policzył już?
Mniej więcej, bo to oczywiście są szacunki, ale te informacje podawane przez policję to jest żart. Ja pamiętam te nasze największe demonstracje w 2017 roku w obronie Trybunału i Sądu Najwyższego, no i było wtedy 200 tysięcy ludzi. Wyszliśmy i kończyliśmy ją na placu Piłsudskiego.
Też pamiętam, panie przewodniczący. To przedwczoraj ilu was było?
Było więcej na pewno. Było dużo, dużo więcej niż te 200 tysięcy wtedy, kiedy kończyliśmy na placu Piłsudskiego. Plac Zamkowy jest mniejszy i jest bardziej ograniczony. Ale ja byłem na placu Na Rozdrożu. To rzeczywiście było tak, że ludzie prosili nas, żebyśmy przekazali dalej, chodząc między nimi, żeby już ruszyć, żeby pochód ruszył. Mówiliśmy, że ruszymy już godzinę temu, 20 minut temu, 40 i godzinę temu. Tak dużo było osób, że rzeczywiście niektórzy to tak naprawdę ruszali z placu Na Rozdrożu wtedy, kiedy kończył się wiec na placu Zamkowym.
Czy dlatego Hołownia i Kosiniak-Kamysz nie zdążyli przemówić na tym marszu?
Nie wiem właśnie. Ja tylko słyszałem ich wypowiedzi, że nie dostali się. To bardzo trudna była komunikacja. Jeżeli ktoś nie był na początku tego marszu, jakby przed początkiem tego marszu, nie miał szansy, żeby dotrzeć do niego, bo niemożliwy był po prostu transfer i przejście do przodu. To było niemożliwe.
A może oni tylko tak mówią, a wcale nie chcieli tam występować, np. obok pana premiera albo obok Lecha Wałęsy?
Ale to mówi pan o początku zupełnie. Ja mówię: ważne, że byli. Że wszyscy liderzy opozycji demokratycznej byli. Że byliśmy razem na tym marszu. To jest bardzo symboliczne i potrzebne. Opozycja musi wyciągać z tego marszu i musi pokazywać, że jej współpraca będzie skutkować lepszymi sondażami i zwycięstwem wyborczym. Ten marsz nie kończy, tylko tak naprawdę rozpoczyna ostatnie okrążenie przed wyborami parlamentarnymi. On musi być sygnałem do jeszcze większej mobilizacji i współpracy, i skuteczności.
Włodzimierz Czarzasty, czyli lider Nowej Lewicy, ocenił, że kolejnym krokiem po tym marszu powinno być podpisanie przez opozycję paktu o współpracy po wyborach. Kiedy zatem Platforma złoży swój autograf w tej sprawie?
Pakt Senacki uważam, że jest bardzo potrzebny. Wszystko, żeby zamknąć i pokazać, że jesteśmy razem. Natomiast jest potrzebne, tak rozumiem tę wypowiedź marszałka Czarzastego, że chodzi o podstawę, taki fundament programowy przyszłego rządu, który będą tworzyć przedstawiciele opozycji demokratycznej.
A kiedy ten podpis, panie przewodniczący?
Jest początek czerwca. Pewnie przed ogłoszeniem wyborów, czyli przed sierpniem. To jest taki dobry czas, żeby powiedzieć "tak". To jest taka deklaracja. To jest ten wariant czeski, że idziemy na osobnych listach, ale podejmujemy zobowiązanie, że będziemy tworzyć wspólny rząd. Podpisanie tego porozumienia jest naszym zobowiązaniem, że zrobimy to po zwycięskich wyborach. Tak się stało w Czechach i wierzę, że tak się stanie w Polsce.
A jak pan ocenia deklaracje i chęć startu panów Giertycha i Petru?
Są poza Paktem Senackim.
Ale chcą być w nim.
Nie mam takiego wrażenia, wie pan, że chcą być w. Te deklaracje były albo wprost, albo zupełnie wprost pana Ryszarda Petru, że on jest poza Paktem Senackim. Źle by się stało, żeby tak znane osoby, z historią w polskiej polityce, występowały przeciwko kandydatom Paktu Senackiego. To znaczy, że jesteśmy źle zorganizowani. To jest zły sygnał do wyborców. Uważam, że warto zrobić wiele, żeby uniknąć takiego scenariusza.
To powinni się znaleźć blisko was, powinni być częścią tego paktu?
To jest walka o 65-70 okręgów wyborczych senackich, które są rozdzielone między obecnie funkcjonujących senatorów, a także tych, którzy dołączają, żeby poprawić wyborczy wynik. Więc uważam, że tam są miejsca takie, które mogą być zaproponowane osobom nie wprost z Paktu Senackiego, a tymi, którzy deklarują współpracę z większością senacką po wyborach. To jest temat rozmowy. Tylko tego się nie powinno robić w mediach, a już w zaciszu politycznych gabinetów. Na tym polega polityka.
Może wam pomożemy. Zorganizujemy jakąś debatę, posadzimy was przy stole i się dogadacie.
Rozumiem poczucie humoru pana redaktora. Ta sprawa jest poważna, bo chodzi o pewnego rodzaju symboliczne działania. Nie powinni politycy opozycji startować przeciwko obecnym senatorom. To jest oczywista oczywistość. Warto znaleźć porozumienie i takie rozwiązanie, które pokaże, że to nie jest problem, że ci, którzy chcą wzmocnić Pakt Senacki, to naprawdę to robią, a nie doprowadzają do rywalizacji. I tylko tyle.
To zmieńmy temat. W miniony piątek prezydent Andrzej Duda poinformował o przygotowaniu projektu nowelizacji ustawy o komisji do spraw badania rosyjskich wpływów i zaapelował do parlamentu o jak najszybsze przyjęcie tych zmian. Jak pan ocenia ten ruch i co to właściwie oznacza dla samej komisji?
On jeszcze w dodatkowy sposób ją kompromituje. Cały pomysł, ideę, sposób przeprowadzenia. Trudno sobie wyobrazić, że po tylu latach rządów i w drugiej kadencji prezydentury coś takiego jest możliwe. Najpierw prezydent Duda podpisuje tę ustawę, wysyła ją do Trybunału Konstytucyjnego i po 4 dniach zaczyna ją nowelizować, wysyła nowelizację do Sejmu, tak jakby nie przeczytał tej ustawy. Bez jeszcze wprowadzenia trybu, bo przecież nie ma pracy nad tą ustawą. To jest po prostu absurdalne. Jakby nie rozumiał, nie znał przepisów, regulaminu Sejmu, nie mówiąc o Konstytucji. Więc dla mnie to jest wszystko postawione na głowie. To jest naprawdę kompromitacja.
Tak jak pan mówi, pan prezydent podpisał kilka dni temu ustawę, w tej chwili czeka nowelizacja. Nie wiadomo, czy parlament w ogóle się pochyli nad tym dokumentem. Pytanie, czy ta komisja może zacząć działać i w międzyczasie wejdzie nowelizacja? Bo w tej chwili też jest tak, że mają być zgłoszeni kandydaci, jak rozumiem, do tego tworu, którzy będą przesłuchiwać ewentualnie tych, którzy mają się przy tym komisjom stawić. To w ogóle zacznie funkcjonować? Jak to dziś wygląda pana zdaniem?
Tylko w tej nowelizacji ma być zapis, że to nie mogą być posłowie i senatorowie.
Właśnie dlatego o to pytam.
Jak to ma wyglądać? Dokładnie. Pytanie jest zasadne. Jest kompletny bałagan. Ja uważam, że to absolutnie nie ruszy. Problem polega na tym, że uważam, że chodzi o to, żeby przyjąć sprawozdanie z pracy komisji 17 września, bo to też jest zapis ustawowych. Żeby był młot na opozycję, żeby niecały miesiąc przed wyborami zaatakować opozycję i jej liderów, Donalda Tuska, czy Waldemara Pawlaka, czy innych ministrów rządów Platformy Obywatelskiej i PSL-u. Nas po prostu. O to chodzi. Wszystko inne jest środkiem tylko, dosyć niezdarnie przygotowanym i zorganizowanym, żeby tak się stało. Więc ja uważam, że zrobią wszystko, żeby ta komisja ruszyła. Ale rzeczywiście ma spory kłopot Kaczyński, bo nie przygotowali, nie rozmawiali, nie ustalali tego z prezydentem. Prezydent najpierw podpisał, ale teraz rakiem się wycofuje z tej decyzji. Kompromitacja i wstyd. Tak mogę tylko nazwać te aktywności PiS-u i prezydenta.
To na koniec, panie przewodniczący, piłkarski Śląsk Wrocław. Czy nie pęka panu serce, gdy za każdym razem w ostatnich latach Śląsk walczy o utrzymanie?
Pękło by mi serce, gdyby, odpukać, opuścił szeregi Ekstraklasy.
Szczęśliwie udało się tego uniknąć, ale niewiele zabrakło.
Byłem osobą, która publicznie mówiła, że wierzę w to, że Śląsk się utrzyma i że będzie walczył do końca. I tak się stało. Uważam, że to jest dobry sygnał, dobry znak.
Teraz przyjdzie nowe?
Przed Śląskiem czas takiej prawdziwej transformacji, że musi przejść w inne miejsce. To jest kwestia też budżetu, oczywiście możliwości. Śląsk, przypomnę, nie został w ogóle wzmocniony w przerwie przed rundą wiosenną, więc grali tym składem, bez wzmocnień, a jednak się utrzymali, więc to trzeba potraktować jako dobry sygnał. Dobrze, że trener Magiera przedłuża kontrakt o dwa lata i wierzę, że powrotu to będzie progres. Czy to będzie związane ze zmianą właściciela i tym wszystkim, o czym słyszymy i o czym mówią kibice? To tego nie wiem.
A pan na co by postawił? Na sprzedaż, czy żeby jednak miasto jeszcze więcej zainwestowało pieniędzy po to, by, nie wiem, zakładam, że za jakiś czas faktycznie Śląsk walczył tylko już o najwyższe cele?
Na pewno to muszą być sponsorzy, muszą być partnerzy. To musi być strategia, to musi być rozpisane na lata.
Pan ma pewne doświadczenie, tylko że z koszykarskiego Śląska, dlatego właśnie o to pytam.
No mam. Tylko nie ma takiej zasady, że klub prywatny będzie osiągał dobre wyniki, a z właścicielem, którym jest samorząd, to tak nie jest. Prywatna Lechia spada, a Śląsk, utrzymywany przez samorząd, zostaje w lidze, w Ekstraklasie. Tylko to nie wystarczy. Musi być cały projekt. Muszą być ludzie, którzy poprowadzą to, ale będą mieli możliwość trzymania kierownicy w rękach. Będą wiedzieli, na jaki budżet mogą liczyć. To nie wystarczą tylko pieniądze z miasta Wrocławia, bo to musi być cała konstrukcja. To musi być stadion, musi być organizacja meczów, musi być frekwencja. Wrocław zawsze marzył o europejskich pucharach. Zawsze Śląsk, czy w piłce nożnej, czy w koszykówce, czy w każdej dyscyplinie, chciał grać w pucharach i to musi być cel, czyli obecność Śląska Wrocław w rozgrywkach europejskich. Więc ten cały proces, ten cały pomysł trzeba przygotować i zbudować wokół niego takie powszechne, wrocławskie wsparcie.
Ten nowy sezon to będzie ewolucja czy rewolucja?
Jednak myślę, że ewolucja. Ja jestem przeciwnikiem rewolucji w piłce, bo to się zawsze z reguły źle kończy. Trzeba po prostu mieć dobry pomysł i wokół niego budować wsparcie. To musi być coś powszechnego we Wrocławiu, wsparcie dla Śląska Wrocław. Nie, że ludzie zastanawiają się, czy tych pieniędzy nie jest za dużo, że przydałyby się gdzieś indziej. To musi być cała konstrukcja, także wrocławskiego, ale też pozawrocławskiego biznesu, przedsiębiorców, inwestorów, którzy mówią: tak, prowadzimy, budujemy projekt Śląska Wrocław w europejskich pucharach, zaczynamy go w przyszłym sezonie.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.