Koszykarski Śląsk awansował do finału Energa Basket Ligi!
Do składu Śląska na sobotni mecz wrócił Jakub Nizioł, którego zabrakło dwa dni wcześniej z powodu kontuzji. WKS rozpoczął piątką Jeremiah Martin, Łukasz Kolenda, Justin Bibbs, Ivan Ramljak i Arciom Parachouski.
W poprzednich trzech spotkaniach drużyna, która dominowała w pierwszej kwarcie, ostatecznie wygrywała. Tym razem o dominacji nie mogło być mowy, ale w mecz znacznie lepiej weszli wrocławianie. W stosunku do poprzedniego starcia poprawiliśmy skuteczność zza łuku, a bezbłędny z dystansu był Bibbs (8 punktów w niecałe 6 minut). Ponadto dobra obrona WKS-u sprowokowała aż siedem strat Legii. W efekcie po pierwszej części gry Śląsk prowadził 22:14, a wynik tej kwarty ustalił świetnym wsadem Aleksander Dziewa.
W początkowych fragmentach meczu z ofensywnej gry skutecznie wyłączeni byli liderzy obu zespołów – Martin i Kyle Vinales. W zespole Ertugrula Erdogana w buty Jeremiah weszli wspomniany Dziewa, który trafił ważną trójkę, a także Justin Bibbs. Z kolei w ekipie Legii najskuteczniejszy był wszechstronny Aric Holman. Ogólnie rzecz biorąc Trójkolorowi jednak lepiej funkcjonowali jako drużyna, szczególnie dobrze radząc sobie po bronionej stronie parkietu. Szczelna defensywa w połączeniu z niezłym atakiem dały nam spore prowadzenie do przerwy – 37:25.
A po powrocie z szatni ta różnica tylko rosła. Rozszalał się Jeremiah Martin, który czarował w ofensywie i skutecznie ograniczał rozgrywających Legii. Klasą sam dla siebie był Dziewa, a jego blok na Holmanie to bez wątpienia kandydat do „czapy” sezonu. Legia przez długi czas nie miała praktycznie żadnych argumentów w ofensywie i w pewnym momencie traciła aż 24 punkty. Nadzieje warszawskim kibicom dały jeszcze trójki Grzegorza Kamińskiego i Dariusza Wyki, ale nawet pomimo dobrego fragmentu gospodarzy przed ostatnią ćwiartką prowadziliśmy 55:40.
Legia to waleczna drużyna i nie zamierzała oddać awansu do finału bez walki. Seria sześciu punktów z rzędu gospodarzy na początku trzeciej kwarty zmusiła trenera Erdogana do poproszenia o przerwę. Cztery punkty Martina i rzut zza łuku Nizioła szybko mogły wybić warszawianom z głowy marzenia o zwycięstwie, ale ci jeszcze dwie minuty przed końcem przy ośmiu oczkach różnicy wierzyli w odrobienie strat. Po kilku błędach naszej drużyny i trójce Holmana w samej końcówce zrobiło się naprawdę nerwowo, ale ostatecznie to WKS zwyciężył 65:63 i awansował do finału!
W finale Śląsk zagra z lepszym z pary King Szczecin - Stal Ostrów Wielkopolski. W serii 2:1 prowadzi King.
Legia Warszawa – WKS Śląsk Wrocław 63:65 (14:22, 11:15, 15:18, 23:10)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.