B. Ciążyński: Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe w tym roku
Panie prezydencie, policzyłem przed naszym spotkaniem, że dziś dziesięć dni w nowej roli w fotelu wiceprezydenta. Jakie przemyślenia?
Przemyślenia? Nie schodzi ze mnie to uczucie pewnej ekscytacji, takiego zawodowego pobudzenia. Pierwsze satysfakcje też jest związane z pełnieniem tej roli i z tą pracą też nadchodzą. To jest czas bardzo intensywnej pracy, bardzo wielu spotkań. Ja chcę poznać departament, poznać wydziały, wszystkie jednostki podległe temu departamentowi, który został mi powierzony do opieki. To jest ten czas jakby na zbadanie co jest i dzielenie się pierwszymi pomysłami też z koleżankami i kolegami w pracy.
Pan chciał być prezydentem? Czy to matka partia, matka Lewica chciała.
Chciałem być wiceprezydentem. Już w 2018 roku takie rozmowy były prowadzone. Wówczas, jakby z powodów polityki, a polityka rządzi się matematyką, nie było to możliwe. Na to się nie obrażam, bo zajmuję się tym już od jakiegoś czasu. Więc tak. Jakby tu te aspiracje, moje ambicje były znane od jakiegoś czasu.
Czy po tym krótkim audycie, relatywnie krótkim, po tych kilku dniach, ale z drugiej strony jest doświadczonym samorządowcem, widzi pan, że przed panem trudne dni, trudne tygodnie, wiele spraw do rozwiązania, jakieś trupy w szafach w magistracie?
Nie. Nie postrzegam tego w kategoriach trudu. Trud bardziej bierze się z powodów finansowych, z powodów budżetowych, z tego, że państwo, władza centralna nie jest przychylna samorządom i regularnie nas z pieniędzy samorządom należnych, no odbiera nam je, żeby nie użyć mocniejszego słowa na antenie. Więc to jest duże wyzwanie, ale też mam pewne pomysły, jak pieniądze pozyskać zewnętrznie i na pewno na projekty, które już zresztą zapowiedziałem, zaawizowałem i którymi się dzielę i wewnątrz, i na zewnątrz, no nie odpuszczę, żeby one były realizowane.
To, co jest pana priorytetem z perspektywy takiego codziennego życia mieszkańca. Gdzie, na jakim obszarze mieszkaniec będzie mógł poczuć, że tutaj faktycznie ręka Bartłomieja Ciążyńskiego jest zauważalna?
Mieszkaniec musi mieć dostęp do wysokiej jakości usług publicznych, które w części oczywiście zapewniają jednostki samorządu terytorialnego. Mi zależy na realizacji, a przede wszystkim utrzymaniu tego standardu, który mamy i otwarciu nowych projektów. To są Społeczne Agencje Najmu, nad którymi pracujemy. To jest taki projekt, który ma wypełnić lukę, która powstała. Zaleźliśmy się na rynku mieszkaniowym, szczególnie w dużych miastach, w takiej oto sytuacji, że mamy cały szereg osób, które są niejako za bogate na to, żeby być uprawnione do mieszkania np. komunalnego, ale i cały szereg osób, które są niewystarczająco wyposażone, żeby mieć zdolność kredytową i kupić mieszkania z rynku komercyjnego. Ofertą dla tych osób jest mieszkalnictwo społeczne, TBS-y, Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe, to we Wrocławiu mamy. Ja bym jeszcze to rozszerzył o Społeczne Agencje Najmu, czyli taką publiczną agencję najmu.
To będzie nowy byt w tej układance miejskiej?
Tak. Tego nie ma jeszcze we Wrocławiu. Tu bym chciał, bo to są po prostu najmy stabilne i dużo tańsze niż rynek komercyjny oferuje, bo dofinansowane z BGK, czyli z Banku Gospodarstwa Krajowego.
To ciekawe, o czym pan mówi. To może chwilę się zatrzymajmy. Od kiedy realnie ten projekt może wejść w życie? Ile mieszkań przede wszystkim?
Nie powiem teraz. To jest dość skomplikowany projekt legislacyjny, organizacyjnie. Ja z tym przyszedłem do miasta już pod koniec zeszłego roku. Pracujemy nad wnioskiem do BGK, pracujemy nad uchwałą Rady Miejskiej, pracujemy nad kryteriami, które trzeba będzie w tę uchwałę wpisać, czyli kryteriami dla mieszkańców, czyli kto będzie mógł się ubiegać o taki stabilnym najem instytucjonalny. Jestem przekonany, że to się sfinalizuje w tym roku, ale gdybym powiedział w którym miesiącu, to chyba bym nie zachował się odpowiedzialnie. Po prostu nie jestem w stanie tego przewidzieć.
Ale ten rok to brzmi nieźle. Ale te kryteria, o których pan powiedział, to znaczy w jakich widełkach, o jakich widełkach możemy mówić?
Nie powiem jeszcze. To by nie była wiążąca wypowiedź. Przepraszam, ale prace trwają, one się rozpoczęły relatywnie niedawno. Ja teraz będę sprawował na nimi opiekę już nie tylko z zewnątrz, kiedy byłem radnym i to starałem się zainicjować, teraz już mam jakby narzędzia też wykonawcze do tego, żeby to szło.
Ale rozumiem, że w ramach TBS-u to nie może się odbywać? To jest zupełnie nowy byt?
To jest nowe narzędzie najmu instytucjonalnego. TBS to jest budowanie mieszkań i Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe, natomiast SAN-y są pozyskiwaniem mieszkań z rynku, który istnieje. Więc to jest inne narzędzie, ale służące jakby dla tej samej grupy odbiorców i służące temu samemu celowi.
Czyli w tym roku ten projekt. Coś jeszcze pan zaplanował na najbliższe miesiące?
Myślę, że bardzo niedługo rozpoczniemy rekrutację do projektu telemedycyny dla seniorów. Oczywistym jest, że seniorów jest coraz więcej w Polsce, w dużych miastach również i trzeba ich opieką otaczać. To jest taka opieka niestacjonarna, czyli uposażenie seniorów w taką opaskę z przyciskiem alarmowym i oczywiście połączenie z całym systemem ratunkowym, pomocowym zarządzanym przez miasto. Tutaj myślę, że rekrutacja do seniorów najbardziej potrzebujących, ale nie na tyle potrzebujących, żeby opiekę otrzymywali od miasta w stacjonarnych punktach, rekrutację do tego zaczniemy bardzo niedługo. To jest druga rzecz, na którą też się umówiłem i na której mi bardzo zależy.
Czyli dwa duże projekty.
Nie będą tylko dwa, ale o dwóch na razie powiedzieliśmy.
Powiedział pan o pieniądzach. Jak Lewica, jak pan reagował na te wszystkie doniesienia w ostatnich miesiącach, tygodniach o dorabianiu w rozmaitych spółkach przez samorządowców, radnych, sympatyków poszczególnych frakcji politycznych? Ma pan pomysł, jak to rozwiązać? Jak to wyczyścić? Był pan zaskoczony skalą?
Może trochę. Ale tu jakby naprawcze czynności zostały poczynione. Tych rad, które były odpłatne w bodaj trzech spółkach miejskich, rad programowych już nie ma. W tym sensie, że są społeczne.
One faktycznie funkcjonują? Ci ludzie faktycznie społecznie funkcjonują?
Wydaję mi się, że tak. Jakby ze słyszenia.
Sprawdzał to pan? Sprawdzi to pan po naszej rozmowie?
Mogę to sprawdzić, oczywiście, jakie są efekty prac w ostatnim czasie. Natomiast ja sam jestem współprzewodniczącym Społecznej Rady ds. Równego Traktowania przy prezydencie Wrocławia, gdzie jest niemal 30 osób. Robimy naprawdę dobre rzeczy dla Wrocławia, dobre równościowe rzeczy dla Wrocławia. Mamy konkretne efekty, konkretne projekty zrealizowane. Konkretne zmiany, wskutek działań tej rady, zaszły.
Ja się zgadzam. To jest zupełnie różny obszar. Ja mówię o tych radach, które działały komercyjnie.
Pomiędzy radą społeczna a radą programową dużej różnicy nie widzę, bo ich cel jest mniej więcej ten sam, czyli konsultacyjno-opiniodawczy. Jakby kwestia tego wynagradzania, w jakiej wysokości, czy w ogóle i czy to w danej jednostce powinno się zdarzyć. We Wrocławiu, w Urzędzie Miejskim, w sensie przy prezydencie Wrocławia, jest kilkanaście, chyba nawet około 20 rad społecznych i one mają swoje efekty, efekty swoich prac. Przez pryzmat tego, gdzie ja działam, czyli właśnie w tej Radzie ds. Równego Traktowania, ja to oceniam pozytywnie.
A ma pan pomysł w ogóle na to, jak uchronić rozmaite spółki, te samorządowe, ale też Skarbu Państwa przed tym, żeby nie padały łupem rozmaitych działaczy, polityków? Bo tu mówimy o skali w zasadzie globalnej, jeśli myślimy o naszym kraju. To nie jest tylko tak, że samorząd ma z tym problem, tylko generalnie mamy z tym problem.
Mamy przepisy prawne, które dotyczącą spółek Skarbu Państwa, gdzie właścicielem czy współwłaścicielem są jednostki samorządu terytorialnego, które ograniczają możliwości tutaj zarobkowania. Może te przepisy trzeba w jakiś sposób zacieśnić, może trzeba je zmienić. Tego nie wiem. Nie mam pomysłu na tę chwilę. Ale temat, szczególnie w spółkach Skarbu Państwa, jest.
Lewica zapowiedziała, że do końca czerwca powstanie czarna księga z gotowymi aktami oskarżenia dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy podczas sprawowania władzy mieli przekroczyć uprawnienia i złamać prawo. Pan był w ogóle w Warszawie w trakcie ogłaszania tego projektu przez Lewicę, z tego co pamiętam, Na jakim etapie jest ten projekt?
To, że byłem w Warszawie, to mało. Jestem członkiem zespołu prawników, kilkunastoosobowego zespołu prawników, który ma przygotować ten swoisty akt oskarżenia.
Jak idzie, bo mamy marzec?
Idzie nam tak, że jesteśmy na etapie wyszczególnienia kilkunastu, to spokojnie mogę mówić, że kilkunastu osób, które będą obwinionymi za te nadużycia, za naruszenia prawa, naruszenie konkretnych ustaw, głównie kodeksu karnego. I teraz przechodzimy, po wyartykułowaniu, czy wyszczególnieniu tych osób z władz centralnych, będziemy pisać takie swoiste akty oskarżenia, czyli wskazania jakie przepisy naruszyły, w jaki sposób, co to za okoliczności, co to za fakty zaistniały, że rzeczywiście one powinny zostać postawione w stan oskarżenia, co oczywiście pewnie będzie możliwe dopiero po wygranych wyborach przez opozycję demokratyczną.
Kto powinien się bać, pana zdaniem?
Powinien się bać minister Sasin. Powinien bać się premier Morawiecki. Powinien bać się Antoni Macierewicz. Powinna bać się była premier Beata Szydło. Ja tutaj w debacie politycznej, chyba poniedziałkowej, nawet mówiłem, za co i kto, oczywiście nie wszyscy, bo jestem tylko jednym z członków tego zespołu i ekspertów, krótko za co powinien zostać postawiony. Myślę, że w czerwcu będzie efekt tych prac. On będzie bardzo konkretny.
Właśnie o to pytam. Czy wierzy pan w to, że to się jakoś zmaterializuje?
Na czerwiec się umówiliśmy, na finał.
Dziś Narodowy Dzień „Żołnierzy Wyklętych”. Wybiera się pan na obchody?
Nie, nie wybieram się, bo moja opinia w tej sprawie jest znana od lat. Ja stanowczo protestowałem przeciwko budowie pomnika Żołnierzy Wyklętych, który ostatecznie będzie pomnikiem Żołnierzy Niezłomnych. Uważam, że temat Żołnierzy Wyklętych, czyli partyzantki po II wojnie światowej został zawłaszczony przez środowiska skrajnie prawicowe, nacjonalistyczne. Tam po prostu na pomniki są wynoszone osoby, które nie powinny być wynoszone, czyli osoby, które dopuściły się zbrodni, niejednokrotnie ludobójstw. Jeżeli my na sztandarach i mamy naszą historię, mamy wielbić i czcić osoby, które po II wojnie światowej zabijały ludność cywilną, no to nie ma na to mojej zgody. Nie ma na to zgody też mojej partii politycznej.
Posłuchaj całej rozmowy:
Czytaj też:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.