P. Uhle: Zaorano system wspólnego biletu (...). Powrót Dutkiewicza? Ja temu kibicuję
Gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław był wrocławski radny Piotr Uhle z Nowoczesnej.
Nadal nie rozstrzygnięto przetargu na śmieci, a podwyżki wrocławian już dotykają. Co dalej? Jak to wygląda z pana perspektywy, jak to wygląda w środku, w mieście?
Nasi słuchacze zapewne w ostatnich tygodniach otrzymują zawiadomienia od swoich zarządców nieruchomości, od spółdzielni, że będą płacili za odpady więcej, niezależnie od tego, czy jako mieszkańcy, czy jako użytkownicy nieruchomości niezamieszkałych. W przypadku osób fizycznych ta cena idzie pod korek, czyli mieszkańcy zapłacą 21 złotych 42 groszy od osoby za zagospodarowanie odpadów. Więcej po prostu ustawa nie przewiduje, więcej się nie da. Przedsiębiorcy z kolei będą płacili nawet 3-krotnie więcej, niż było to wcześniej. Dla rodzin 2, 3, 4-osobowych te podwyżki to jest podwyżka nawet tam do 175%, w stosunku do tego, co było wcześniej. A jak pokazują oferty, które spłynęły w przetargu, który jest w trakcie rozstrzygania, to nadal jest mało. Miasto w lipcu ubiegłego roku unieważniło przetarg. Tam cena zagospodarowania odpadów wychodziła nieco ponad 400 milionów złotych. Unieważniono ten przetarg, żeby zrobić oszczędności. Pogorszono jakoś usług, zmniejszono częstotliwość odbioru odpadów, zmniejszona ilość np. odbieranych odpadów wielkogabarytowych, żeby wyszło taniej, a wyszło 130 milionów złotych drożej.
No i co dalej? Jaki miasto ma pomysł?
Miasto w tym momencie nie przedstawiło konkretnego pomysłu. Tę 130-milonową dziurę budżetową może zagospodarować w następujący sposób, czyli albo podnosząc opłaty dla przedsiębiorców i instytucji, ponieważ dla mieszkańców już więcej się nie da. Następna okazja będzie na koniec marca, kiedy GUS opublikuje dane o dochodzie rozporządzalnym na osobę w gospodarstwie domowym, to jest taki wskaźnik, od którego liczy się tę maksymalną stawkę. To jest pierwsza opcja, czyli podniesienie stawek. Druga opcja to jest unieważnienie przetargu i rozpisanie go na nowo albo w procesie negocjacji obniżenie jakości, czyli jeszcze rzadziej byłyby wywożone odpady. Zmniejszona ilość udostępnianych pojemników, pogorszenie jakości usług dotyczących np. obsługi PSZOK-ów, gdzie już i tak tych PSZOK-ów na Michalczyka, czy na Janówku mam po prostu tylko dwa, a powinno być zdecydowanie więcej. Albo dopłacić z budżetu tę różnicę. Od zeszłego roku jest taka formalna możliwość. Żadna z tych opcji, według mnie, nie jest satysfakcjonująca dla zwykłego mieszkańca.
Miasto samo powinno gospodarować odpadami? To by rozwiązało problem?
Miasto powinno postawić na kompleksowe rozwiązania, między innymi w zakresie też własnych kompetencji. Już w roku 2019, na biurku pana prezydenta Mazura, były propozycje ze spółki Ekosystem, dotyczące rozbudowy własnych kompetencji. Np. budowy biogazowni o przepustowości do 60 tysięcy ton odpadów rocznie, z sortowni do odpadów budowlanych, z sortowni do szkła. Wszystkie te możliwości zostały zarzucone. Zostały niepodjęte przez pana prezydenta i Mazura, i prezydenta Sutryka. Natomiast w tym momencie słyszymy o tym, że do tych pomysłów się wraca. Szkoda tylko, że te lata zostały po prostu zmarnowane. Ale to też pokazuje, jak niewykorzystany został potencjał. A są olbrzymie środki i były olbrzymie środki do dyspozycji, żeby zaangażować przedsiębiorców z aglomeracji. Mogliśmy zbudować sobie tak naprawdę niezależność energetyczną, czy zwiększyć naszą niezależność energetyczną lub poprzez zagospodarowanie tych odpadów. Natomiast przez taki brak myślenia strategicznego, po prostu ten czas został zmarnowany. Kiedy zadamy sobie pytanie, z czym zostaniemy, jako wrocławianie, po kadencji Jacka Sutryka, no to z nierozwiązanym problemem śmieciowym. Myślę, że to będzie w czołówce.
A co z tramwajem na Jagodno? Czy tramwaj ma szansę dojechać? Pytam o ten tramwaj dlatego, że pytam w zasadzie wszystkich polityków, którzy obecnie są związani z miastem, czy to po stronie opozycji, czy po tej stronie obecnie rządzącej. No i tak się składa, że po pierwsze ten temat trochę siłą rzeczy ucichł w ostatnich miesiącach, ale z drugiej strony wydaje się, że nie uciekniemy od tego zagadnienia. Po czyjej stronie w tej chwili w Pana ocenie jest piłka w grze?
W tym momencie? Tak, jak za każdym razem. Na terenie całego miasta, niezależnie od tego, gdzie formalnie jest końcówka odpowiedzialności, odpowiedzialność jest po stronie miasta. Natomiast to prezydent miasta jest gospodarzem. Powinien tak prowadzić rozmowy z partnerami, żeby to wszystko się udało. Naprawdę nie wierzę w to, że w XXI wieku w stolicy ponad milionowej metropolii. my nie mamy pomysłu na to, jak skutecznie zrobić skrzyżowanie linii kolejowej i linii tramwajowej. I cytując klasyka: cały czas tylko słyszę, kiedy tramwaj, kiedy tramwaj, kiedy tramwaj na Jagodno. I myślę, że wrocławianie chcieliby w końcu usłyszeć odpowiedź, a nie kolejne wymijające odpowiedzi ze strony prezydenta. Gdyby była wola do porozumienia, to myślę, że dałoby radę to zrobić, nawet jeżeli chodzi o budowę, czy podniesienie tej linii kolejowej na poziom +1. Z jakichś przyczyn nawet we wnioskach do inwestycji realizowanych z KPO, tego typu inwestycja się nie pojawiła. Nie pojawiła się inicjatywa w zakresie np. aktualizacji przepisów, żeby można było przeprowadzić połączenie, jakby na tym samym poziomie, linii kolejowej i linii tramwajowej. Inicjatywy ustawodawcze w tym zakresie np. Unia Metropolii Polskich potrafi przygotowywać. Wydaje mi się, że to jest tylko i wyłącznie kwestia woli, a nie kwestia możliwości.
A kto ma rację w tym sporze dotyczącym wspólnego biletu MPK i kolei? Czy to jest kwestia w tej chwili pana marszałka Cezarego Przybylskiego, czy pana prezydenta Jacka Sutryka?
Rację mają przede wszystkim wszyscy ci, którzy przesiedli się z samochodów na transport zbiorowy dzięki temu, że można było korzystać z niego na podstawie tego samego biletu. Jasnym jest, że na terenie miasta organizatorem transportu zbiorowego jest prezydent miasta, który jest jednocześnie i wójtem, i starostą powiatu, od strony formalnej. Transport, który obsługuje tereny miejskie, to jest w jakiejś mierze odpowiedzialność prezydenta miasta. Jeżeli jesteśmy w stanie "zdjąć" kilkanaście tysięcy pasażerów na dobę z naszych ulic, czyli tak naprawdę wyjąć kilka tysięcy samochodów z naszych ulic, zostawić je na parkingach i sprawić, że te korki będą ciut mniejsze, to myślę, że jest to kwestia warta rozważenia. Kiedy się spojrzy na to, jakie oferty były przestawiane na początku negocjacji, jakie w sumie dzisiaj są rozpatrywane, to my mówimy cały czas o praktycznie takich samych pieniądzach. Mam wrażenie, że bardziej chodziło o to, żeby wygenerować przestrzeń do sporu, niż o realne koszty.
Ale może pan prezydent Jacek Sutryk ma jednak rację, wskazując, że on chce dokładnie wiedzieć za co płaci?
Tylko kwestia jest taka, że dosyć dobrze było wiadomo za co jest płacone, ponieważ te badania były robione w uzgodnieniach z miastem. Tak naprawdę największą kwestią, która budziła wątpliwości, to jest kwestia tego, że Wrocław wprowadził możliwość przejazdów bezpłatnie dla dzieci i młodzieży. Problem był z policzeniem tych wszystkich osób. Ale naprawdę różnica w negocjacjach na poziomie 4-5 milionów złotych rocznie, to nie jest różnica, która warta była zaorania tak naprawdę systemu wspólnego biletu. Wrocławianie, czy Dolnośląscy, zagłosowali nogami. Wcześniej kilkanaście tysięcy osób dziennie, teraz kilkaset osób miesięcznie.
Jak dziś wygląda układ sił w mieście? Jest większość dla pana prezydenta w Radzie Miejskiej, czy nie?
Jest klub pana prezydenta, który w chwili obecnej, po powołaniu Bartłomieja Ciążyńskiego na wiceprezydenta Wrocławia, ma 17 członków w 37-osobowej radzie. Jest dwóch radnych niezależnych. Jest 9 radnych PiS-u, jest 8 radnych Nowej Nadziei. Jak łatwo policzyć, pan prezydent w tym momencie w Radzie Miejskiej Wrocławia, nie ma takiej większości, którą mógłby spokojnie dysponować w ramach swojego klubu. Pytanie, jak będzie się to rozkładało. Mandat po Bartłomieju Ciążyńskim, z tego co wiem, obejmie Jacek Ossowski, były przewodniczący Rady Miejskiej. Witamy serdecznie panie Jacku z powrotem. Natomiast nadal to jest jeden głos za mało, żeby posiadać większość. Wszedł radny niezrzeszony Igor Wójcik. Zobaczymy, jak będzie się zachowywać. Póki co zachowuje się zgodnie ze swoimi zapowiedziami, niezależnie, czyli nie głosuje zgodnie z dyscypliną w klubie pana prezydenta. Głosuje zgodnie z tym, jak sam analizuje uchwały, czy są warte poparcia, czy są warte tego, żeby się wstrzymać albo sprzeciwić.
Czym brak większości może skutkować, w dłuższej perspektywie?
W dłuższej perspektywie to jest na pewno dobra informacja dla wrocławian, ze względu na to, że to jest przywrócenie debaty do Rady Miejskiej. To sprawia, że pan prezydent nie będzie w stanie dyktować bezrefleksyjnych decyzji radzie. To prawdopodobnie będzie rozmowy nad tego typu decyzjami, jak np., no właśnie, wspólny bilet na autobusy, tramwaje i pociągi na terenie miasta, jak podwyżki opłat za śmieci, jak np. podwyżki opłat za przejazdy transportem zbiorowym, ponieważ o to też był spór. Być może większe poparcie dla takich kwestii wrażliwych społecznie, jak np. kwestia toalet w lokalach komunalnych. Nadal kilka tysięcy lokali komunalnych jest niewyposażonych w toalety. W ubiegłym roku nasza uchwała w tym zakresie została odrzucona. Być może będzie przestrzeń do tego, żeby wrócić do sprawy.
Rafał Dutkiewicz wróci do polityki?
Myślę, że to trzeba pytać Rafała Dutkiewicza.
Pytamy. A pan go namawia?
Z pewnością to byłaby dobra informacja dla polskiej polityki, gdyby osoba o takim potencjale intelektualnym, potencjale, jeżeli chodzi o doświadczenie, wiedzę i sieci dostępu do informacji, do kontaktów w całej Europie, na całym świecie, do polskiej polityki wróciła. Ja temu absolutnie kibicuję. Myślę, że to by była dobra informacja dla polskiej polityki.
W sejmiku doszło do kolejnej próby, kolejnej nieudanej, odwołania przewodniczącego Andrzeja Jarocha. Szef klubu Koalicji Obywatelskiej Marek Łapiński próbował kolejny raz tego zabiegu. Nie udało się ostatecznie. Nie milkną echa tego wszystkiego, co się wydarzyło. Mam na myśli większość, która miała być, ale praktyka pokazała, że jej nie było. Zaczęło się rozliczanie, m.in. rozliczanie członków Nowoczesnej. Jak to wygląda z waszej perspektywy?
Ja byłem właściwie na wszystkich posiedzeniach klubu przed sejmikiem. Byłem zaproszony, byłem gościem. Jestem przekonany, że nasze 5 głosów zostało oddanych tak jak trzeba, czyli za odwołaniem pana przewodniczącego Jarocha.
Dodajmy, że głosowanie było tajne.
Z kilku przyczyn. Przede wszystkim to nie jest dobry przewodniczący. Jak popatrzy się na to, jak są prowadzone obrady, to w historii dolnośląskiego sejmiku nie było wcześniej takich problemów. To raz. Dwa, umniejszana jest tak naprawdę, czy marginalizowany jest sejmik jako taki. Jest to problem. Na sam koniec został opublikowany harmonogram prac sejmiku, który sprawia, że sejmik spotyka się raz na dwa, raz na trzy miesiące. Bardzo niedobrze się stało, że ten wniosek nie zyskał większości, bo to osłabia wiarygodność opozycji. Myśmy głosowali z solidarności za tym wnioskiem, którego autorem był rzeczywiście pan przewodniczący Łapiński, natomiast ważne jest, z punktu widzenia właśnie wiarygodności opozycji, żeby, jak już się stawia jakiś wniosek, to mieć pewność, że ta większość zostanie zapewnione. Najgorsze co jest, to to, że przychodzimy na strzelaninę z nożem w ręku. To nie jest coś, czego powinniśmy szukać w polityce.
Czyli jest pan pewien, że od was nikt się nie wyłamał?
Absolutnie jestem tego pewien.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.