Dziemianowicz-Bąk o równości płac kobiet i mężczyzn: Jedna z pierwszych ustaw, którą wprowadzimy
Kilka dni temu doszło do weta pana prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie nowelizacji prawa oświatowego. Była pani zaskoczona takim obrotem spraw?
Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona, bo wcześniej z Pałacu Prezydenckiego płynęły takie sygnały, że tym razem prezydent Andrzej Duda może tę ustawę podpisać. Ale po chwili namysłu to byłam zaskoczona swoim zaskoczeniem. Bo przecież jeśli traktować poważnie słowa głowy państwa sprzed kilku miesięcy, to ta decyzja była jedyną logiczną decyzją. Bo jeżeli jeden raz, za pierwszym razem wetuje się ustawę, która ogranicza prawa rodziców do decydowania o edukacji ich dzieci, to jeśli w tej ustawie nic się nie zmienia, to po kilku miesiącach, tak na zdrowy rozum, nie można po prostu podjąć innej decyzji. Więc prezydent Andrzej Duda zrobił to, co do niego należało, zawetował ustawę. I chciałabym powiedzieć, że mam nadzieję, że ta ustawa już nigdy nie wróci, ale wiem, po słowach ministra Czarnka, że z uporem godnym lepszej sprawy, będzie zapowiadał Lex Czarnek 3.0. To mogę tylko skomentować w taki sposób, że było 1.0, było 2.0, być może będzie 3.0, przy czym jak na razie to "0" to jest wynik po stronie ministra Czarnka i mam nadzieję, tego życzę szkole polskiej i polskim uczniom, nauczycielom, żeby tak właśnie pozostało.
To trochę tak wygląda, jak taki mecz. Ale sądzi pani, że ostatecznie edukacja wygra, uczniowie wygrają i ci, którzy ten system tworzą? To znaczy czy te zmiany, generalnie kierunek, który narzucił pan minister Przemysław Czarnek, o którym pani wspomniała, to jest jednak dobry kierunek, czy nie? Czy kompletnie wszystko by pani odwróciła o 180 stopni?
Jeżeli rozmawiamy o tej konkretnej ustawie, to ona jest, po pierwsze, zła i szkodliwa, a po drugie, niepotrzebna. Zła i szkodliwa, dlatego że organizacje pozarządowe, otoczenie społeczne szkoły, to oczywiście nie jest coś, co może szkoły i system formalnej edukacji zastąpić, ale jak uczy doświadczenie, bardzo istotnie może go wspierać. Mówię tutaj o prowadzeniu takich zajęć dodatkowych przez organizacje pozarządowe, jak zajęcia antydyskryminacyjne, warsztaty antyprzemocowe, dodatkowe wsparcie psychologiczne. Długo można byłoby wymieniać braki formalnego systemu oświaty, które łatają właśnie organizacje społeczne zapraszane przez dyrektorów, przez rodziców, przez nauczycieli do szkół. I teraz pomysł ministra Czarnka, żeby to zapraszanie, żeby te otwarte drzwi szkoły zatrzasnąć, żeby to zapraszanie utrudnić, żeby je sformalizować, żeby całą władzę nad tym, jakie dodatkowe zajęcia, nie mówimy tutaj o podstawie programowej, ona oczywiście wszędzie obowiązuje taka sama i ma być realizowana, ale żeby te dodatkowe zajęcia minister Czarnek chce, żeby nie mogły być realizowane. Albo chce przyznać władzę nad tym po prostu kuratorem oświaty, czyli swoim namiestnikom, takim jak np. kurator Nowak, o którym przecież wiemy, że jestem zagorzałą przeciwniczką edukacji seksualnej i edukacji prozdrowotnej, ale już wspiera po cichu albo mniej po cichu, umieszczając na swojej stronie takie treści, ruchy antyszczepionkowe, antynaukowe bzdury i minister Czarnek nic z tym nie robi. Nawet nie jest w stanie jej odwołać, nie chce jej odwołać, broni ją, stoi za nią murem. No więc takie osoby jak kurator Nowak nie powinny decydować o tym, w jakich zajęciach pozalekcyjnych biorą udział nasze dzieci. To powinno należeć po prostu do rodziców.
Ale jednak ktoś to powinien kontrolować. Ktoś mógłby tak powiedzieć.
Oczywiście, że powinien to kontrolować, ale między kontrolą, między nadzorem pedagogicznym, a całkowitą władzą i prawem nie tylko weta, zablokowania jakiejś organizacji pozarządowej, ale także wysyłania określonych organizacji do szkół, to jest duża przestrzeń. Ja po prostu uważam, że rola kuratorów i rola nadzoru pedagogicznego to powinna być właśnie rola kontrolna, nadzorcza, a nie decydująca. Mamy wiele innych szczebli po drodze: dyrektor szkoły, nauczyciel, wychowawca, rodzic, no i na końcu oczywiście sam uczeń i uczennica, bo to też jest niezwykle niepokojące, że w całej tej debacie, którą zainicjował minister Czarek, w ogóle nie mówi się o uczniach, o dzieciach, o tych, którzy jedną trzecią swojego życia w szkole spędzają i powinni mieć też coś do powiedzenia w sprawie tego, jakie dodatkowe zajęcia w tej szkole się odbywają.
Podobno ustawa była szeroko konsultowana. Zresztą z tego, co pamiętam, to już w przypadku pierwszej wersji tej ustawy, o której rozmawiamy, gdy ona zaczęła budzić takie ogromne emocje, włączyła się w to Pierwsza Dama. Więc wydaje się, że przynajmniej czysto teoretycznie gdzieś tam te różne środowiska miały prawo do tego, żeby o tym mówić i może faktycznie ostatecznie dlatego pan prezydent zawetował tę ustawę. Czy Nowa Lewica ma plan właśnie na to, żeby może w formie jakiejś ustawy albo nowelizacji coś od siebie tutaj wrzucić?
Tak. Oczywiście, że mamy plan na system edukacji, na to, jak edukacja powinna wyglądać. Bardzo chcielibyśmy przestać już musieć apelować o weto, bronić przed złymi pomysłami ministra Czarnka, bo w systemie edukacji, w obszarze oświaty naprawdę jest wiele do zrobienia. Trzeba pamiętać, że oprócz edukacyjnej funkcji szkoły, czyli wyposażania młodych ludzi w wiedzę i umiejętności, szkoła, tak jak powiedziałam, to jest miejsce, w którym młodzi ludzie spędzają jedną trzecią swojego życia. Oprócz nauki szkoła powinna oferować także opiekę, wsparcie i wychowanie. Dlatego tak ważne dla nas jest, żeby w każdej szkole pojawił się dostępny dla ucznia, uczennicy, psycholog, pedagog, specjalista. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że polskie nastolatki, polska młodzież, w szczególności po okresie pandemii, ale nie tylko, jest w dramatycznym stanie, jeżeli chodzi o kondycję psychiczną. Brakuje psychiatrów dziecięcych, brakuje psychologów, a objawy depresji, zaburzeń, innych chorób związanych ze zdrowiem psychicznym, one się nasilają. Nasila się liczba prób samobójczych wśród młodzieży. W tym roku już padł niechlubny rekord tych prób. Więc sytuacja jest naprawdę paląca. Kolejna kwestia, w trudnej sytuacji gospodarczej, w sytuacji kryzysu gospodarczego, kiedy wiemy z badań, z danych, że około 900 tysięcy dzieci żyje w ubóstwie, szkoła powinna wyciągnąć do nich rękę. Dlatego złożyliśmy ustawę w Sejmie o darmowym, bezpłatnym posiłku, ciepłym posiłku dla każdego ucznia i każdej uczennicy. Zależy nam na tym, żeby to był posiłek, z którego naprawdę każdy uczeń i uczennica może skorzystać, a nie tylko uczniowie dzieci z najuboższych rodzin. Wyciągając tę pomocną dłoń, chodzi o to, żeby nikogo nie stygmatyzować, nie zaznaczać, tylko po prostu, żeby móc zapewnić taką podstawową opiekę w szkole.
Zmieńmy temat. Coś, co przykuło moją uwagę, to jest informacja, że firmy zatrudniające ponad stu pracowników będą musiały ujawniać, ile płacą kobietom, a ile mężczyznom zatrudnionym na tych samych stanowiskach. Unijne instytucje porozumiały się odnośnie nowych przepisów. To brzmi trochę jak rewolucja. Czy jest pani sobie w stanie wyobrazić, może pani już sobie wyobraża, że w Polsce też takie przepisy właśnie zaczną niebawem, jak się domyślamy, obowiązywać i wszystko będzie transparentne? To co zmieni rynek pracy?
Oczywiście, że mogę sobie to wyobrazić. Mogę sobie wyobrazić to także dlatego, że oprócz tej unijnej dyrektywy, która jest pewnego rodzaju drogowskazem dla legislatorów, dla ustawodawców, dla rządów państw, my w Polsce mamy taką ustawę. Mamy ustawę, projekt ustawy złożony przez mój klub, czyli dokładnie przez posłankę Katarzynę Ueberhan, o likwidacji luki płacowej, o jawności płac w przedsiębiorstwach i wzmacniającą Państwową Inspekcję Pracy, tak żeby w sytuacji, w której zostanie ujawniona dyskryminacja płacowa, Państwowa Inspekcja Pracy miała narzędzia do tego, żeby tę dyskryminację zlikwidować. Więc projekt jest, wyobraźnia jest, wizja jest. Brakuje woli politycznej, dlatego że ta ustawa znajduje się w Sejmie od ponad roku. Prawo i Sprawiedliwość, gdyby tylko chciało, mogłoby po nią sięgnąć. Mam nadzieję, a na pewno będziemy o to apelować, że teraz, po tej dyrektywie, być może zamiast wyważać otwarte drzwi, po tę ustawę właśnie rząd sięgnie. Ale ta ustawa, samo ujawnienie wysokości wynagrodzeń, to jest krok w dobrą stronę, ale to krok wciąż niewystarczający. Wspomniałam o konieczności wzmocnienia Państwowej Inspekcji Pracy i powiem na przykładzie, dlaczego to jest tak potrzebne. Bo my mamy już teraz w Polsce zdiagnozowane, skrytykowane przez Państwową Inspekcję Pracy sytuację dyskryminacji kobiet w firmie, której centrala znajduje się we Wrocławiu, w firmie Kaufland. Państwowa Inspekcja Pracy stwierdziła dyskryminację kobiet, tych kobiet, które udają się na urlop macierzyński i wychowawczy. Polega ta dyskryminacja na tym, że kiedy te panie wracają z urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego, otrzymują niższe wynagrodzenie niż koledzy, koleżanki, którzy na taki urlop nie udali. No to jest po prostu dyskryminacja za macierzyństwo, za rodzicielstwo i to jest dyskryminacja płciowa, bo dotyczy przede wszystkim kobiet. Państwowa Inspekcja Pracy zdiagnozowała tę dyskryminację, nakazała, czy zaleciła Kauflandowi zmianę tej sytuacji i nic się nie wydarzyło, a Państwowa Inspekcja Pracy nie ma żadnych narzędzi, żeby wyegzekwować zmiany wynagrodzeń. Co więcej, za ujawnienie tej dyskryminacji wiceprzewodnicząca związku zawodowego pani Jolanta Żołnierczyk została dyscyplinarnie zwolniona przez Kaufland. Teraz będzie toczyć się sprawa w sądzie, a my jako posłanki i posłowie Lewicy, interweniujemy w sprawie tego skandalicznego łamania prawa do zrzeszania się, prawa do działalności związkowej, no i przede wszystkim skandalicznego zwolnienia kobiety, która stanęła w obronie kilkuset kobiet.
Zapytam inaczej, czy jeśli opozycja doszłaby do władzy, jeśli np. Nowa Lewica miałaby szansę rządzić, współrządzić, to ta ustawa, o której rozmawiamy, to byłaby jedna z pierwszych ustaw, które będziecie chcieli uchwalić.
Tak. Bezwzględnie tak, dlatego że równość i prawa kobiet, to oczywiście są prawa reprodukcyjne, to prawo do przerywania ciąży, ale to także prawa pracownicze kobiet. Oprócz tego, że kobiety wciąż zarabiają mniej na tych samych stanowiskach, niż mężczyźni w Polsce, to jest to ponad 8% różnicy średnio.
Czyli prawie jedna dziesiąta w przypadku wypłaty, tak?
Tak jest. A co piąta pracująca Polka zarabia na poziomie płacy minimalnej. Bo to jest kolejna strona dyskryminacji płacowej kobiet. Zawody sfeminizowane: pielęgniarki, opiekunki, nauczycielki. To są te zawody, w których płace rosną wolniej albo wcale. Tym też należy się zająć i na kobiety spojrzeć jako na dyskryminowaną grupy, nie tylko jeżeli chodzi o prawa reprodukcyjne, ale także sytuację na rynku pracy. Z tego powodu właśnie, wspólnie z posłanką Katarzynę Ueberhan, powołaliśmy parlamentarny zespół ds. sytuacji kobiet na rynku pracy i już 14 stycznia w Sejmie, ze związkowczyniami, z kobietami, z pracownicami i przemysłu, i handlu, i gastronomii będziemy się spotykać i rozmawiać o ich sytuacji, więc z tego miejsca też serdecznie zapraszam do śledzenia tego spotkania.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.