R. Czarnecki o KPO: Pieniądze do Polski przyjdą po wyborach, obojętnie kto je wygra
Chciałem zapytać o uzbrojenie i o niemieckie Patrioty, które ostatecznie mają znaleźć się w Polsce. Minister Mariusz Błaszczak twittował, że trwają uzgodnienia. Skąd było to zawirowanie po drodze, że na Ukrainie, że nie u nas, a ostatecznie kończy się tak, jak się zaczęło, czyli będą stacjonować w Polsce.
Od początku ja osobiście, publicznie mówiłem, że powinny stacjonować w Polsce. W moim jest to sytuacja optymalna. Powinny bronić polskiego terytorium i odstraszać potencjalnego agresora ze wschodu. Dobrze, że ta sprawa się tak kończy.
Czyli nie ma już o czym mówić, tak? Potrzebne były te zawirowania?
Pan ma prawo mówić na każdy temat. Ja od początku, publicznie podkreślam, a nie u cioci na imieninach, tylko publicznie mówiłem, że te rakiety powinny stacjonować w Polsce. Także z tego względu, że znając politykę Niemiec w ostatnich dekadach, wiedziałem że oni nie zgodzą się na przekazanie ich Ukrainie. Osobiście też uważałem, że Polska przekazując broń, amunicje Ukrainie, jesteśmy pierwszym krajem na liście krajów Unii, w sensie wartości przekazywanej broni Ukrainie, trzecim krajem na świecie po USA i Wielkiej Brytanii. No oczywiście musimy dbać także o własne bezpieczeństwo. Stąd też Patrioty w Polsce uważam, że finalnie są dobrym pomysłem.
Przejdźmy do spraw związanych z Krajowym Planem Odbudowy i stosunkami z Unią Europejską. Taki sondaż (United Surveys dla DGP i RMF FM) się ukazał, który mówi, że prawie 57% Polaków, na pytanie, czy Polska powinna pójść na dalsze ustępstwa względem Komisji Europejskiej, żeby uzyskać granty i pożyczki z Krajowego Planu Odbudowy, odpowiada, że tak. Około 30%, że nie. Czy należałoby już zacząć robić wszystko, żeby te pieniądze popłynęły?
Wolałbym taki sondaż, który pokazuje na nastawienie Brukseli, bo prawdę mówiąc robienie takich sondaży i pokazanie ich wyników osłabia pozycję negocjacyjną Polski. Jestem zaskoczony, że ktoś wpadł na taki pomysł. To głupie, mówię wprost, ponieważ w ten sposób dajemy punkt dla partnera, który jest po drugiej stronie stołu negocjacyjnego. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem intencji tego typu sondaży, a to, że jest dobra wola po polskiej stronie, gdy chodzi o te rokowania z Unią Europejską, to świadczą peregrynacje ministra Szymona Szynkowskiego vel Sęka do Brukseli. Ja się z nim spotykam zawsze po zakończeniu jego wizyty. Wiem, że te rozmowy są intensywne i dobrze. Trzeba z Brukselą rozmawiać, to jasne.
A posuwają się do przody te negocjacje? Mówi pan, że są intensywne, no ale czy zmierzają do jakiegoś pozytywnego rozstrzygnięcia?
Na poziomie technicznym wszystko jest ok. Tzn., że te uzgodnienia są daleko idące. Rzecz tylko taka, że ci dyrektorzy, którzy negocjują z naszymi dyrektorami, sami mówią, że to jest decyzja polityczna. Komisja Europejska nie jest ciałem eksperckim. Ona się składa z byłych premierów, ministrów, po prostu polityków, sensu stricto i to jest decyzja polityczna. Według mnie jest dobra wola i chęć kompromisu ze strony Polski, zresztą nie pierwszy raz. Mam wrażenie, że cały czas tej dobrej woli brakuje po drugiej stronie.
A będą te pieniądze, pana zdaniem? Tak na wyczucie polityczne.
Wiadomo, że Węgrom część z tych pieniędzy już zamrożono, ale zarzuty wobec nich są bardzo poważne. Tam zarzuca się Węgrom korupcję. Takich zarzutów wobec Polski nigdy nie było, podkreślam. Nikt tego nie może powiedzieć. W związku z tym Polska na papierze, teoretycznie, ma znacznie większe szanse niż Węgry. Kiedy to nastąpi? Moja taka jest może mało popularna w kręgach rządowych, bo ja mówię, że te pieniądze do Polski przyjdą po wyborach, obojętnie kto te wybory wygra.
Był pan zaskoczony postawą Węgier wobec tych 18 miliardów euro, które miały stanowić o pomocy dla Ukrainy? Węgry na ten moment blokują te pieniądze.
Niespecjalnie. Jest rzeczą ciekawą, że na posiedzeniach Rady Europejskiej, czy na COREPER-ach, spotkaniach, gdzie głosowania ambasadorów krajów członkowskich Unii przy Unii, Węgry nigdy nie wetowały. To jest ciekawa rzecz. Oni werbalnie mogą mieć różne takie, wręcz prorosyjskie oświadczenia, ale weta nigdy nie przedstawiły. Ostatnio przestawiła je Belgia, której zależało na imporcie stali z Rosji, do ich stalowni, które dzięki temu świetnie prosperowały. A więc Belgia, nie Węgry. Natomiast to jest element gry ze strony Budapesztu. Chce coś załatwić w innych sprawach, np. w sprawach środków z KPO, no to wetuje tę pomoc dla Ukrainy. Tutaj naprawdę nie chodzi o Ukrainę, tylko o ugranie dla siebie korzyści w innym obszarze. Węgry, podobnie jak inne kraje, właśnie w tej sposób grają, żeby zwiększyć szanse na uzyskanie konkretnych rzeczy, realizację swojego interesu w innym obszarze.
Istnieje konflikt między środowiskiem Solidarnej Polski a resztą obozu rządowego. Czy sądzi pan, że tu będzie wygrany i przegrany, czy ta sytuacja będzie trwać do wyborów i kiedy one się odbędą?
Mówiłem to od dwóch lat, kiedy mówiono, że wybory będą szybko, że będą kolejną wiosną, kolejną jesienią, a odbędą się w terminie konstytucyjnym. Co do tego, jakie będą listy, to będą listy takie, jak dotychczas. Jak przy 7 zwycięskich wyborach listy obozu Zjednoczonej Prawicy, na której będzie i Prawo i Sprawiedliwość, i Solidarna Polska. My się po prostu różnimy w kwestiach europejskich, także czasem w obszarze nazwijmy to takim moralno-obyczajowym. Oni są twardsi, na pewno. Natomiast to jest urok koalicji. To, że mamy inny pogląd na różne sprawy, to nie oznacza, że my ze sobą nie będziemy współdziałać. Współdziałamy i będziemy współdziałać. Ta koalicja zagrożona nie jest i mówię to bardzo stanowczo.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.