Anna Zalewska o ustawie wiatrakowej: Przekonywałabym do innych rozwiązań
Pani poseł, ustawa wiatrakowa ma trafić pod obrady Sejmu. Cieszy się pani? Będzie więcej wiatraków w naszym kraju?
W naszym kraju rozwój energii wiatrowej jest na określonym poziomie. To jest już 7 gigawatów. Przypomnę, że każdy kraj ustala swój miks energetyczny, ustala ile energii z jakich źródeł. Nasz miks w przyszłości to przecież energia atomowa. Offshory, których jestem ogromną zwolenniczką, czyli wiatraki na morzu, bo mają po prostu bardzo dobrą efektywność, ponad 45%.
A sama ustawa?
Natomiast sama ustawa jestem trochę zdziwiona, że ona jest strategiczna. Myślę, że to premier Jarosław Gowin, który z reguły się ze mną nie zgadzał, jeżeli chodzi o energetykę odnawialną. Zaproponował Komisji Europejskiej właśnie wprowadzenie zmiany tej ustawy, dlatego że think tanki związane z Jarosławem Gowinem, jeszcze kiedy byłam w opozycji, bardzo zabiegały, żeby do takiej ustawy po prostu nie doszło. A ona jest tylko i wyłącznie i aż konsekwencją kilku lat pracy w absolutnie w każdym powiecie w Polsce. Prawie 500 gmin protestowało i my nic innego tylko oddaliliśmy, uwaga, o kilometr, półtora elektrownię wiatrową od domu. Naprawdę nikt na podwórku nie chce mieć maszyny, która ma 250 metrów.
A czy to jest trochę tak, że nad tą ustawą, o której rozmawiamy, unosi się jeszcze duch pana Jarosława Gowina?
Pan premier Jarosław Gowin, przypominam, był odpowiedzialny, jako wicepremier, za przygotowanie tzw. KPO. W związku z tym zamieszczał tam różnego rodzaju rozwiązania, w tym m.in. tę ustawę, bo, proszę zauważyć, że KPO, Fundusz Odbudowy, ma aż 37% do 40% wydatkowania właśnie na energetykę odnawialną. To prawie 60 miliardów. W związku z tym łatwo sobie wyobrazić, że każdy chce mieć kawałek tego ciastka, chce skorzystać z tych pieniędzy, a ja bym chciała, żeby skorzystali przede wszystkim obywatele.
Ustawę chwali np. Janusz Gajowiecki, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Domyślam się.
Natomiast on wskazuje, że ustawa wiatrakowa bez 500 metrów będzie bublem prawnym, bo jego zdaniem każda inna odległość będzie blokować rozwój wiatrowej energetyki wiatrowej w naszym kraju. Czy te pół kilometra to taka odległość, którą pani akceptuje?
Ja bezwzględnie uważam, że elektrownie wiatrowe powinny zostać oddalone. Jestem zwolenniczą takich zapisów, jakie są w tej chwili. Proszę zauważyć, że to jest tendencja w tej chwili europejska, dlatego że ja m.in. jestem przy petycjach i protestach Francuzów, Belgów, Niemców, Greków, którzy absolutnie nie pozwalają przybliżać sobie elektrowni wiatrowych do domu. W Danii m.in. parlament zastanawia się nad wprost już zapisanymi odszkodowaniami. Wiele firm wiatrowych już takie odszkodowania płaci. Przypomnijmy, że to jest 250 metrów stali, półtora tysiąca, co najmniej, ton żelazobetonu, bez badania wód gruntowych wlanych w ziemie. To są smary i to jest pół tablicy Mendelejewa na łopatach, które w dodatku nikt nie wie w jaki sposób zutylizować. Ja bym chciała, żeby startupy, które deklarują tutaj umiejętność liczenia śladu węglowego, to bardzo dobre rozwiązania, policzyły ślad węglowy, który powstaje przy elektrowni wiatrowej.
Światowa Organizacja Zdrowia wskazuje jednak, że energia wiatrowa powiązana jest z mniejszą liczbą negatywnych oddziaływań na zdrowie, niż inne formy tradycyjnego oddziaływania energii, a w wręcz ma pozytywne skutki dla zdrowia, poprzez zmniejszenie emisji zanieczyszczeń.
Dlatego zachęcam do liczenia tego śladu węglowego, dlatego że trzeba to wszystko wyprodukować. Te tysiące ton betonu, setki tysięcy ton stali, przecież ona bez węgla koksującego absolutnie nie powstaje. Smary, łopaty, brak możliwości utylizacji. Proszę też zauważyć, bo bardzo często rzeczywiście są takie i one od wielu lat funkcjonują, tego rodzaju teorie, które właściwie nie zostały do końca nigdzie zbadane. Kiedy np. są prowadzone drogi szybkiego ruchu, to bezwzględnie mieszkańcy są chronieni ekranami. Tutaj jest pełna ekspozycja, nie tylko na hałas, ale również na infradźwięki, że nie wspomnę, że rujnowany jest po prostu krajobraz. W związku z tym, kiedy ta ustawa wchodziła w życie, to mieliśmy za sobą ponad 1,2 miliona obywateli, którzy po prostu protestowali. Nie z obawy, ale chcąc walczyć o swoją własność, dlatego że wartość nieruchomości właściwie jest równa zero.
Ale to do pani jednocześnie, o czym pani sobie doskonale zdaje sprawę, przykleiła się taka łatka, takiej osoby, która blokowała te wiatraki w Polsce.
Ja stałam na czele ogólnopolskiego protestu przeciwko elektrowniom wiatrowym, które stają na podwórku, które to inwestycje były lokowane na granicy. Chcę użyć właściwego sformułowania prawa, to jest bardzo łagodne, to były szantaże, to były konflikty, to było grożenie rolnikom, którzy podpisali umowę, żeby, broń Boże, nie informowali o tychże umowach. To były różne dziwne zachowania lobbystów, którzy obiecywali złote góry samorządom w momencie posadowienia tych elektrowni.
Mafijne działania?
Myślę, że to za duże słowo, ale na granicy prawa lub łamanie prawa, to owszem.
Ostrożne szacunki według jednej z analiz pokazują, którą czytałem, że Polska mogłaby dysponować dziś blisko 20-procentowym udziałem energii z wiatru, gdyby w 2016 roku nie zdecydowano się na wprowadzenie tzw. zasady 10H.
Ale za to mamy 10 gigawatów z fotowoltaiki.
Ale moglibyśmy też mieć wiatraki.
I jednocześnie protesty obywateli, młodych ludzi z kredytami na dom, którzy po to wyprowadzają się z dużych miast, żeby prowadzić spokojne życie z pięknym krajobrazem, których wartość domu byłaby właściwie zerowa, a trzeba byłoby spłacać te kredyty. Trzeba bardzo poważnie, a nie powierzchownie, na ten temat dyskutować Jeszcze raz powtarzam, że każdy kraj jest inny. Nie można przenosić jeden do jednego rozwiązań z poszczególnych krajów, tak. Proszę zauważyć, bo też mówimy o bezpieczeństwie energetycznym, teraz wykorzystuje się wojnę również w Komisji Europejskiej, mówiąc o tym, że trzeba zmaksymalizować między innymi budowanie elektrowni wiatrowych, bo one są gwarancją bezpieczeństwa i uniezależniają od węglowodorów z Rosji. No to popatrzmy na Niemcy. Tam jest ponad 30 tysięcy elektrownie wiatrowych i zdaje się, że po Wielkiej Brytanii to jest drugi lider, jeżeli chodzi o ilość elektrowni wiatrowych i najbardziej uzależnił się energetyki, czy od węglowodorów z Rosji, dlatego że potrzebne są po prostu stabilizatory. To jest bardzo zmienna energia. Taki papierek lakmusowy tej polityki klimatycznej, otóż Niemcy dostały pozwolenie na uruchomienie 5 elektrowni opartych o węgiel brunatny i muszą demontować elektrownie wiatrowe, które zostały posadowione na terenie tychże kopalni. Jesteśmy tu i teraz. Odpowiadamy za ciepło, bezpieczeństwo, za cenę prądu dla obywateli.
A pani by zagłosowała za tą ustawą, w tym kształcie?
Przekonywałabym do innych rozwiązań, dlatego że musimy zabezpieczyć majątek, własność i spokój obywateli.
To zła ustawa?
Po pierwsze, nie może być tak, że inwestorzy kupują plan zagospodarowania przestrzennego. Doprowadzimy do tego, że w marketach będziemy kupować plan zagospodarowania przestrzennego. Myślę, że trzeba by było dać gwarancję obywatelom prawdziwego udziału, to znaczy referendum bez progu i bez kryteriów i rozważyć odszkodowania, jeżeli spadnie wartość nieruchomości. Myślę, że to dawałoby, po pierwsze, spokój mieszkańcom i gwarantowałoby zaangażowanie radnych i jakieś narzędzia do tego, żeby oni wiedzieli, co powinno zbadać przy planie zagospodarowania przestrzennego.
Czyli pani by nie zagłosowała za tą ustawą?
Przekonywałabym do zmian.
Czyli nie?
Przekonywałabym do zmian i wtedy na pewno doszlibyśmy do kompromisu. Jeżeli oczywiście będą takie dyskusje, bo one się zaczęły w klubie, ja też w tych dyskusjach uczestniczę. Mam rzeczywiście ogromne doświadczenie, wiem jak to trzeba zrobić, wiem jak wygląda sytuacja w całej Unii Europejskiej. Proszę mi wierzyć, że generalnie kraje członkowskie dbają o swoich obywateli. My też musimy zadbać o swoich.
Swoją drogą. Solidarna Polska poprze rząd w sprawie wiatraków? Wydaję się, że Zbigniew Ziobro też nie jest fanem tego projektu. W ogóle uda się przegłosować tę ustawę?
Ale to jest projekt, który przeszedł przez rząd.
Ale czasu jest mało. Podobno do końca roku to ma się wydarzyć.
Przed wszystkim, jeżeli będzie on już w Sejmie, to na pewno komisję, posłowie będą mogli zgłaszać różnego rodzaju poprawki po to, żeby rzeczywiście ustawa wypełniała zobowiązanie, którego podjął się m.in. Jarosław Gowin, a z drugiej strony, żeby zabezpieczyła mieszkańców i jednak nie pozwoliła na absolutną dowolność. Powiedzmy też, że te emocje, lobby wiatrowe, mam wrażenie, że odwiedzili wszystkie biura poselskie totalnej opozycji, bo mówią ich językiem. Nawet Polska Akademia Nauk cytuje raporty lobbystów wiatrowych, mówiąc np. o tym, że dużo większy hałas jest np. z odkurzacza. No tak, tylko on pracuje 2 minuty, a nie jest np. ekspozycją przez kilka dni. W związku z tym myślę, że powinniście państwo wiedzieć, że elektrownie wiatrowe, tak jak każda energia odnawialna, ma tyle subsydiów, ma tyle dotacji, od certyfikatów, przez stabilną gwarancję ceny przez wiele miesięcy, dofinansowanie do inwestycji, łącznie z umorzeniem ewentualnych pożyczek, pierwszeństwo, jeżeli chodzi o włączenie do sieci. Mogłabym mnożyć. W związku z tym zrozumiałe są emocje lobbystów. Ja ich rozumiem, bo zabiegają o swoje pieniądze.
Ustawa wiatrakowa jest jednym z kamieni milowych w sprawie KPO. Kiedy Polska dostanie pieniądze z KPO? Jak pani sądzi?
Ja zawsze się od tego dystansuje, bo widzę złe emocje po stronie Komisji Europejskiej. Proszę nikomu nie wmawiać, że to są jakieś kamienie milowe. To jest tylko i wyłącznie pretekst. Te kamienie milowe mają wszystkie kraje, mniej więcej, ale oni realizują te kamienie spokojnie, nigdzie nie widzę gwałtowanego przyjmowania kilkuset projektów ustaw, bo takiego zobowiązania nie ma. To jest polityczna emocja. To już jest kampania wyborcza. Komisja Europejska w sposób absolutnie oczywisty się w tę kampanię się wpisuje. Oczywiście rozmawiamy, oczywiście negocjujemy, ale tak jak pan minister Szynkowski vel Sęk podkreśla, mamy swoje granice. On te granice ustalił, również polityczne. Jest cierpliwy, tłumaczy i mamy nadzieję, że te pieniądze do nas dotrą przed wyborami.
A jak nie?
Jak nie, to musimy być też na to przygotowani, dlatego że rzeczywiście są to duże pieniądze. Każdy z krajów członkowskich chciałby, żeby te pieniądze w ich przychodach były. Mam nadzieję, że tak będzie. Nie rozważam złego scenariusza.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.