Strajkujący pracownicy MOPS-ów i DPS-ów w Legnicy: "Za te pensje nie przeżyjemy"
"Strajkować będziemy, bo za te pensje nie przeżyjemy" - takie między innymi hasło pojawiło się na transparentach pracowników opieki społecznej, którzy od wielu miesięcy bezskutecznie walczą o wyższe wynagrodzenia. Dziś na dwie godziny we wszystkich placówkach MOPS i DPS w Legnicy, pracownicy opuścili stanowiska pracy. Mają dość głodowych pensji i wymówek magistratu. Spór zbiorowy związkowców z legnickim urzędem miasta trwa od czerwca. Dzisiejszy strajk ostrzegawczy to zapowiedź strajku generalnego. Protestujący mają jednak nadzieje, że zostaną w końcu wysłuchani.
Związkowcy żądają podwyżki w wysokości 1200 złotych z wyrównaniem od początku tego roku oraz 400 zł od 1 stycznia 2023.
Prezydent Tadeusz Krzakowski na poniedziałkowej sesji mówił wprost, że w budżecie nie ma pieniędzy. Dziś rzecznik prasowy magistratu Piotr Seifert zapewnił, że podwyżka podobnie jak w tym roku, będzie, ale nie na takim poziomie jaki usatysfakcjonowałby pracowników.
Zaproponowana przez magistrat podwyżka, w wysokości blisko 8.proc, w przekonaniu pracowników nie załatwia sprawy, bo nie uwzględnia stopy inflacji. Aneta Mazur przewodnicząca Komisji Międzyzakładowej NSZZ Solidarność przy MOPS w Legnicy podkreśliła, że w razie strajku właściwego, pracownicy Domu Pomocy Społecznej nie odejdą od łóżek podopiecznych, ale nie wyklucza problemów z pomocą psychologiczną dla ofiar przemocy, wypłatami świadczeń czy też w funkcjonowaniu żłobków, świetlicy dla dzieci i schroniska dla osób bezdomnych.
Jak informują związkowcy, którzy od czerwca pozostają w sporze zbiorowym z miastem, blisko 80 procent załogi ma otrzymywać obecnie wynagrodzenie na poziomie płacy minimalnej. A już 30-proc kadry legnickich Domów Opieki Społecznej z uwagi na sytuację płacową miało się zwolnić.
Pracownicy MOPS zapowiedzieli, że jeśli podczas najbliższego spotkania z mediatorem nie uda się dojść do porozumienia będą strajkować.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.