Krzysztof Śmiszek: Będzie wspólny premier, będzie wspólny rząd, ale w 2023 roku
Panie pośle, po latach powrócił temat afery podsłuchowej. Czy w jej sprawie powinna powstać komisja śledcza? Jak pan na to patrzy po latach?
Ja patrzę po latach na to tylko z jednej perspektywy, oceny działań prokuratury. Dzisiaj mamy do czynienia i widać to jak na dłoni, z blamażem prokuratury. Jeśli mamy pewne zeznania, mniej lub bardziej wiarygodnego świadka, na różne, ale jednak ważne tematy funkcjonowania państwa, to ja wyobrażałbym sobie, że w tego typu sprawie prokuratura staje na rzęsach i na uszach, żeby to wszystko wyjaśnić. Mamy rok 2022, Prawo i Sprawiedliwość rządzi już 7 rok, a my dzisiaj zastanawiamy się, co zrobić w obliczu blamażu i kompromitacji prokuratury i mówimy o komisjach śledczych. No oczywiście, że komisja śledcza to nie jest jakiś zły pomysł i Lewica wcale nie będzie się jakoś specjalnie od tego odżegnywać i poprzemy taki projekt uchwały. Natomiast pytanie trzeba sobie zadać o to, czy po pierwsze ta komisja powstanie, bo mnie się wydaję, że Prawo i Sprawiedliwości nie zależy na tym, żeby taką komisję powołać tylko z jednego powodu. Tylko dlatego, żeby prokuratura była jedynym dysponentem różnych informacji, nawet najbardziej rewelacyjnych i z kosmosu wziętych informacji, żeby móc zrobić jedno. W ciągu najbliższych 12 miesięcy będziemy mieli do czynienia z kampanią wyborczą i prokuratura będzie wyciągała, jak króliki z kapelusza, różne inne informacje z tego śledztwa.
Jak pan czytał informacje Newsweeka, to wszystko, o czym pisał Grzegorz Rzeczkowski, to myśli pan sobie, że coś jest na rzeczy, czy to są trochę takie odgrzewane kotlety?
Zdecydowania mamy do czynienia z odgrzewanymi kotletami, bo, tak jak powiedziałem, gdyby prokuratura tak naprawdę chciała wyjaśnić wszystkie wątki, to już dawno by wyjaśniła, ale prokuratura albo jest niekompetentna i bez pomysłu na doprowadzenie tego śledztwa do końca, albo celowo będą puszczane, co kilka tygodni, co kilka miesięcy, takie przecieki, ponieważ mamy do czynienia z walką w kisielu, z walką w błocie, bo zbliżają się wybory i Prawo i Sprawiedliwość nie cofnie się przed niczym, żeby te kolejne wybory wygrać. Będzie wyciągało nawet najmniej wiarygodne zeznania, najmniej wiarygodnych świadków, którzy przy okazji chcą budować swoją legendę i swój obraz osób, które wpływają na losy już nie tylko Polski, ale i Europy.
Jeśli Lewica miałaby szansę na rządzenie lub współrządzenie, to czy bylibyście za rozłączaniem stanowisk prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości? Chociażby w kontekście wyjaśnienia tej sprawy, o której rozmawiamy. Należy wrócić do rozmów o rozdzieleniu tych stanowisk?
Zdecydowanie. Absolutnie jestem zwolennikiem rozdzielenia funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Sami też złożyliśmy taki projekt ustawy, który czeka oczywiście w zamrażarce PiS-owskiej już 3 rok. Prokuratura jest elementem bezpieczeństwa państwa, systemu bezpieczeństwa państwa i nie może być zamieniona w chłopca na posyłki. A dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją, w której prokurator generalny ręcznie steruje, czyli polityk, czyli człowiek zainteresowany tylko i wyłącznie polityką, a nie wyjaśnianiem konkretnych spraw, dzisiaj prokuratura stała się narzędziem politycznym i zbrojnym ramieniem partii rządzącej. Ja osobiście nie czuję się bezpieczny w kraju, w którym prokuratura tak naprawdę po uważaniu, po uważaniu politycznym rozwiązuje te sprawy. Więc rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, przyczyniłoby się do tego, że mielibyśmy mniej tego typu wrzutek medialnych, wrzutek politycznych, które odciągają uwagę tak naprawdę od najważniejszych spraw w państwie. Ja nie wiem, czy nasi słuchacze, dzisiaj o 8:30 rano, tak naprawdę żyją tym, nie wiem, jadąc do pracy, czy jedząc z rodziną śniadanie, zastanawiają się nad wiarygodnością pana Falenty i to, czy Tusk w reklamówce wziął 600 tysięcy łapówki. Mnie się wydaję i chyba jestem w dużej większości myślących w ten sposób, że Polacy dzisiaj myślą o drożyźnie, o inflacji, o rosnących ratach kredytu.
Wiceminister sprawiedliwości, poseł Solidarnej Polski Marcin Warchoł ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że za blokowanie pieniędzy unijnych dla Polski odpowiada Platforma Obywatelska i Donald Tusk. Donald Tusk z kolei powiedział, że jest w stanie załatwić pieniądze europejskie z dnia na dzień. To może faktycznie Donald Tusk blokuje te pieniądze skoro w dzień jest w stanie fundusze załatwić? Z drugiej strony Lewica zapowiedziała wyjazd do Brukseli ws. funduszy. Czy czegoś efektywnego możemy się spodziewać po waszej wizycie? No i kto ma rację? Donald Tusk? Marcin Warchoł? Może obaj panowie się mijają z prawdą?
Po pierwsze trzeba powiedzieć, że sam fakt tych wycieków z Komisji Europejskiej, już informacji o tym, że już nie tylko Krajowy Plan Odbudowy, ale przede wszystkim ten najważniejszy budżet europejski, ten taki tradycyjny budżet europejski, który zasila kraje członkowskie, ta część tych pieniędzy z tego budżetu może być zablokowana dla Polski, to to jest informacja szokująca i byłaby to katastrofa, katastrofa dla Polski, dla polskich samorządów, dla polskich przedsiębiorców, dla rozwoju naszego kraju. Więc dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość ponosi pełną odpowiedzialność za to, że jeśli pieniądze europejskie, te setki miliardów złotych, nie przypłyną do Polski, to dzisiaj jedynym podmiotem do rozliczania jest Prawo i Sprawiedliwość. To jest jedna sprawa.
A wasz wyjazd do Brukseli?
W obliczu tego, że Prawo i Sprawiedliwość kompletnie nie radzi sobie na salonach europejskich, kompletnie nie ma pomysłu na to, jak rozwiązać ten konflikt z Brukselą, to w poniedziałek delegacja zarządu Nowej Lewicy, w tym także ja, jedziemy i mamy już umówione spotkania z 4 komisarzami w Komisji Europejskiej. Będziemy rozmawiać o jednym, o tym, jak ominąć agendy rządowe, jak ominąć rząd i wypuścić te pieniądze z Brukseli bezpośrednio do samorządów.
To przepraszam, że wejdę w słowo. Ale czy to jest normalna sytuacja, że opozycja jedzie do Brukseli i pyta o to, jak ominąć władze, które obecnie rządzą w naszym kraju, żeby bezpośrednio uruchomić fundusze np. dla samorządów? Brzmi to abstrakcyjnie.
Nie, to jest sytuacja absolutnie nienormalna. Ale to dzisiaj opozycja, jeżeli chce dalszego rozwoju Polski i chce przejąć za rok władzę, to musi podejmować tego typu decyzje.
Sądzi pan, że naprawdę musi?
Ten rząd już dalej nie pojedzie. Trawestując słowa Henryki Krzywonos, "ten rząd już dalej nie pojedzie". Ten rząd dzisiaj tak się zakałapućkał w tym konflikcie z Unią Europejską, w tej wojence z Unią Europejską, że on tych pieniędzy nie uruchomi. Jeszcze jedna ważna rzecz: zostaliśmy na arenie europejskiej sami, bo nawet Orban w trybie pilnym, w ostatnich dniach dogaduje się z Komisją Europejską, uruchamia ustawy, które odblokowują praworządność i będzie pozyskiwał pieniądze. Zostaliśmy sami boso, ale w ostrogach.
Dzisiaj rozmawiamy o pieniądzach i omijaniu rządu w tej sprawie, ale czy nie boi się, że zaraz dojdzie do kolejnych, podobnych sytuacji, że czegoś nie da się załatwić i tutaj opozycja będzie próbowała coś robić za plecami rządu? Ja tego nie oceniam, bo nie jestem od tego i nie ma znaczenia, o której partii teraz rozmawiamy. Tylko tak po prostu systemowo, czy to nie rodzi patologii? Np. Jadwiga Emilewicz w rozmowie z Polską Agencją Prasową mówiła, że jedyną przewidzianą w traktatach unijnych podstawą do niewypłacania środków są "kłopoty z ich praworządnym wydatkowaniem", a "Polsce ten zarzut nigdy nie został postawiony". A pan premier Mateusz Morawiecki komentował ostatnio nawet, że pierwsze środki już wpływają. Czy ta dyskusja nie jest trochę jałowa?
Nie. Ta dyskusja nie jest jałowa, bo rząd robi dobrą minę do złej gry. Pieniędzy nie było i pieniędzy nie ma. To jest jedyny fakt, na podstawie którego możemy rozliczać ten rząd. Natomiast jeżeli pyta mnie pan, czy sytuacja jest normalna. Nie, nie jest normalną sytuacja, w której rząd nie potrafi poradzić sobie z bardzo prostymi niekiedy czynnościami, jakimi jest złożenie wniosku o płatność albo odblokowanie paru ustaw dotyczących praworządności po to, żeby Polacy wreszcie odetchnęli i mieli pieniądze na przeżycie, dla przedsiębiorców, dla samorządów. To nie jest normalne, że rząd nie potrafi sobie już poradzić z najprostszymi sprawami. Dlatego Lewica jedzie do komisarzy Komisji Europejskiej. Powiem panu jedną rzecz: jednym komisarzem, który odmówił spotkania z przedstawicielstwem Nowej Lewicy, jest kto? Jest pan Janusz Wojciechowski. Polski komisarz, który prawdopodobnie wstydzi się spotkać z delegacją opozycji, bo nie ma pewnie odwagi spojrzeć nam prosto w oczy, po tym co robi rząd, który go wydelegował do Komisji Europejskiej. To nie jest normalna sytuacja. Ale dzisiaj nie możemy pozwolić na to, żeby, z jednej strony przez głupie, beznadziejne i antyeuropejskie działania, Polacy stracili te gigantyczne pieniądze. Ja uważam, że są sposoby i to było też wcześniej wyrażane w rezolucjach Parlamentu Europejskiego, że są sposoby na puszczenie tych pieniędzy, przynajmniej części tych pieniędzy w sposób, w którym trafiłyby bezpośrednio do samorządu. Ja np. rozmawiałem przedwczoraj z panią prezydentką Świdnicy i ona mi powiedziała, że brak tych pieniędzy oznacza brak 100 milionów złotych na ocieplanie budynków użyteczności publicznej i brak 300 milionów złotych na reorganizacje pracy zakładu energetyki cieplnej. To jest 400 milionów złotych do tyłu.
Ja się generalnie zgadzam, że pieniądze są zawsze potrzebne, niezbędne i absolutnie Polska sobie nie może pozwolić na to, żeby tych pieniędzy nie było. Tylko się zastanawiam, czy ewentualne środki, które też proponuje opozycja, w tej sytuacji Lewica, czy to jest normalna sytuacja? Pan mówi, że nienormalna, ale i tak to będziecie robić.
Nienormalna jest w tym sensie, że to do rządu należy przede wszystkim dialog z Komisją Europejską. Ale od 7 lat polski rząd zrobił wszystko, żeby Polaków pozbawić pieniędzy. Rząd Prawa i Sprawiedliwości okrada Polaków z należnych im pieniędzy.
Pan kilka dni temu zadał pytanie, kto dzisiaj stoi na straży interesów finansowych Polski? Czy udało się panu znaleźć na nie odpowiedź?
Niestety nie. Niestety nie znam tej odpowiedzi, bo mamy do czynienia z różnymi wypowiedziami przedstawicieli rządu i jak jeden mąż i jedna żona, wszyscy robią wszystko, żeby Polaków pozbawiać pieniędzy. Jeśli mówimy o sytuacji wewnętrznej, to ja nie wiem, czy to prezes Narodowego Banku Polskiego stoi na straży interesów finansowych, czy to minister finansów, którego nazwiska prawie nikt nie pamięta, czy to stoi premier Morawiecki. No mamy dzisiaj statek bez kapitana, szczególnie że płyniemy po bardzo wzburzonym morzu inflacji, drożyzny i szalejących cen.
Grzegorz Schetyna kilka dni temu na antenie Radia Wrocław mówił o tym, że jeśli opozycja nie dojdzie do porozumienia, to grożą jej 4 listy. Na jakim etapie są wasze rozmowy w tej sprawie? Dojdzie do porozumienia?
Spokojnie. Ci, którzy dzisiaj proponują już wybór premiera, czy kandydata na premiera, muszą trochę poczekać. Mówię tutaj na antenie Radia Wrocław jedno: będzie wspólny premier, będzie wspólny rząd, ale w 2023 roku. To Polakom dowieziemy, to na pewno. Natomiast jeżeli chodzi o rozmowy, dotyczące porozumienia, to na pewno to jest końcówka dogadania, jeżeli chodzi o Senat, o wspólną listę do Senatu. Natomiast to, czy pójdziemy w dwóch blokach, trzech blokach, czy jednym bloku, to naprawdę około marca wszystko będziemy wiedzieli. Ważne jest jedno i to jest sygnał do naszych wyborów: opozycja jest w kontakcie, współpracujemy ze sobą, składamy wspólne inicjatywy i naprawdę damy radę.
A jak Lewica reaguje na zapowiedzi Donalda Tuska, że "w ciągu 100 dni wszystko będzie wyczyszczone"? Czy pan premier Tusk to konsultuje z wami, z Nową Lewicą?
100 dni to jest oczywiście jakiś publicystyczny chwyt. Bagno, w którym my jesteśmy, bagno prawne, w które wpędziło nas Prawo i Sprawiedliwość, tkwimy w nim po uszy. Zajmie to znacznie dłużej niż 100 dni, 3 miesiące, naprawianie Polski, ale wspólnie damy radę. Daję tutaj obietnice solenną. Naprawdę, czy to będą 3 miesiące, czy 10 miesięcy, to damy radę.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.