Dziemianowicz-Bąk: Tusk składał obietnice (...) i to się nie wydarzyło
W miniony weekend we Wrocławiu odbył się kongres kobiet. Dlaczego nadal relatywnie niewiele kobiet pojawia się w polityce?
Z wyborów na wybory za każdym razem jest nieco lepiej. Obecny skład polskiego Sejmu jest bardziej sfeminizowany niż ten poprzedni, ale oczywiście do ideału, do takich proporcji 50 na 50 jeszcze nam wiele brakuje. Jakie są przyczyny tego mniejszego zaangażowania kobiet w życie polityczne? Myślę, że jest ich bardzo wiele. Począwszy od niższych wynagrodzeń, mniej stabilnych warunków pracy, z jakimi borykają się kobiety. Z faktem, że cały czas obowiązki domowe, rodzinne, spoczywają częściej i praca opiekuńcza spoczywa częściej na barkach kobiet. Ale także dlatego, że funkcjonuje wciąż taki stereotyp w świecie politycznym, że kobiety do polityki, jeśli idą, to po to, żeby zajmować się tylko i wyłącznie prawami i sprawami kobiet. A przecież wśród kobiet mamy ekspertki od energetyki, obronności, usług publicznych, finansów, ochrony zdrowia, można by tak długo wymieniać. Więc myślę, że tych przeszkód jest wiele, natomiast są one sukcesywnie przełamywane i każda kobieta, która dostanie się do polityki, może być takim zaświadczeniem, że się da, tylko czasami faktycznie musimy pracować dwa razy więcej.
W trakcie Kongresu Kobiet wręczono nagrodę m.in. Donaldowi Tuskowi. Robert Biedroń komentował: "nie przypominam sobie, żeby Tusk walczył o prawa kobiet, kiedy był premierem. Podwyższył wiek emerytalny dla kobiet, blokował wiele inicjatyw dotyczących równouprawnienia, nie wprowadził związków partnerskich". Czy jest szansa na zmiany w tym zakresie w przypadku wygranej opozycji? Mam na myśli np. związki partnerskie.
Czy jest szansa na wprowadzenie związków partnerskich i równości małżeńskiej? Jest oczywiście szansa, natomiast tę szansę zwiększa każdy dodatkowy punkt poparcia dla Lewicy, dlatego że bez względu na to jakie były, są i będą sondaże, jak układają się nastroje społeczne, Lewica była, jest i będzie konsekwentna w swoich wartościach i swoich postulatach. My w programie równość małżeńską, związki partnerskie, prawo do legalnej aborcji, mamy od lat i to się nie zmieni, bez względu na to, jak zawieje wiatr polityczny. Nie można tego powiedzieć o wszystkich naszych partnerach z opozycji.
O Donaldzie Tusku?
No niestety nie można, dlatego że składał obietnice przedwyborcze dotyczące chociażby związków partnerskich, że weźmie, cytuję: "na tapet" te związki zaraz po wyborach. I to się nie wydarzyło. Nie ma powodu, żeby in blanco ufać w deklaracje polityka, który już wcześniej zawiódł. Ale to nie znaczy, że nie jest możliwe wprowadzenie, czy to związków partnerskich, czy legalnej aborcji. Tylko trzeba postawić na polityków i na polityczki, co do których nie ma żadnych wątpliwości, że jak przyjdzie co do czego, to podniosą rękę za prawami człowieka, za prawami kobiet, za po prostu normalnością polskich rodzin, bez względu na to, czy jest rodzina dwupłciowa, małżeństwo z dziećmi, singiel czy para jednopłciowa.
W Lewicy kobiet jest całkiem dużo, natomiast już w pozostałych partiach jest ich wyraźnie dużo mniej. Czy spodziewa się pani, że w nadchodzących wyborach, to się zmieni. Widzi pani zmiany, gdy rozmawia pani ze swoimi wyborcami lub po prostu z obywatelem. Czy oni się w kontekście młodzieżówek Lewicy i środowiska Lewicy bardziej w tej chwili angażują?
Tak. Zdecydowanie. Zarówno jeżeli chodzi o pokolenie, młode pokolenie, młodych ludzi, to widać wśród nich większe zaangażowanie i większą świadomość polityczną, niż jeszcze kilka, nie wspominając o kilkunastu latach. Natomiast wśród tych młodych ludzi to rzeczywiście młode kobiety są bardzo zaangażowane. Zaangażowane w sprawy ochrony klimatu, w sprawy walki o dobrą publiczną edukację, oczywiście w sprawach walki o prawa reprodukcyjne kobiet. Myślę, że jeżeli tylko da się im szansę, stworzy się przestrzeń na listach wyborczych, czy to do Sejmu, czy w wyborach samorządowych, czy do europarlamentu, to mogą pokazać ile są warte, a są warte naprawdę wiele. Nam wszystkim powinno zależeć na tym, żeby jak najwięcej kobiet w polityce się znajdowało. Dlatego, że kobiety stanowią ponad połowę populacji i ich perspektywa, ich głos, jest po prostu potrzebny, żeby harmonijnie społeczeństwo mogło się rozwijać.
Czy urząd prezydenta RP to też jest to miejsce, w którym kobiety powinny pokazać, jakie mają przemyślenia i powinny zacząć rządzić krajem, ubiegać się o ten urząd? Myśli pani, że Polacy są gotowi na panią prezydent? Czy to w ogóle nie jest kwestia gotowości, tylko braku zaangażowania konkretnej kandydatki, która by pomyślała o tym urzędzie?
Polskie społeczeństwo jest znacznie bardziej gotowe na dobre, pozytywne zmiany, niż polska klasa polityczna. To widać w badaniach i to widać w rozmowach. Moim zdaniem już w ostatnich wyborach prezydenckich można było stawiać na kobiety. Te kolejne to na pewno jest to miejsce, gdzie przynajmniej moje środowisko, mówię tutaj o Lewicy, mam nadzieję, że właśnie na kobietę postawi. Myślę, że to nie jest w ogóle kwestia jakaś kontrowersyjna dla polskiego społeczeństwa. Jeśli będzie to kandydatka kompetentna, merytoryczna, która będzie miała kompetencje w zakresie polityki zagranicznej, bycia głową państwa, jak najbardziej ma szansę na dobry wynik.
Był we Wrocławiu Kongres Kobiet, wczoraj z kolei obchodzony był Międzynarodowy Dzień Dziewczynek. Dziewczyny mają trudniej w życiu? Powiedziała pani np. o kwestii nierównych płac. Czy Lewica ma pomysł, jak np. wyrównać poziom płac, by kobiety zarabiały równie dużo, co mężczyźni na tych samych zawodowych odcinkach?
Oczywiście. Problem luki płacowej, nierównych wynagrodzeń na rynku pracy dla kobiet i mężczyzn, jest problemem niezwykle poważnym. W Polsce ta luka płacowa oscyluje w okolicach 8 procent. To nawet jeżeli na tle Unii Europejskiej, czy innych państw nie jest bardzo dużo, to jednak te 8 punktów procentowych jest znaczące, jeżeli przełoży się to na faktyczne portfele Polek, pracownic. Mamy co rusz przykłady dyskryminacji kobiet na rynku pracy. Przykład wrocławski, tzn. związku zawodowego, który zaangażowany jest akurat w walkę o prawa kobiet we Wrocławiu. Mówię tutaj o związku Jedność Pracownicza, który działa w Kauflandzie. Od wielu miesięcy walczy o to, żeby kobiety, matki, rodzice w ogóle, ale przede wszystkim matki i kobiety, które udają się na urlop macierzyński, na urlop wychowawczy, mogły po powrocie liczyć na takie same wynagrodzenia, jak osoby, które na taki urlop nie idą. Niestety, na ten moment, polityka firmy, co potwierdziła też w swojej kontroli Państwowa Inspekcja Pracy, jest taka, że jeśli matka idzie na urlop macierzyński, wraca po tym urlopie, a w czasie, gdy na tym urlopie przebywała, pojawiły się jakieś podwyżki i zmiany w wynagrodzeniach, to ona w tych zmianach uwzględniania nie jest. Jaki to ma skutek? Ano taki, że taka matka już nigdy nie będzie w stanie doścignąć, dobić do tego poziomu wynagrodzeń, na jaki mogą liczyć koledzy, czy osoby, które na taki urlop się nie wybrały. Ja wielokrotnie już interweniowałam w tej firmie, interweniowała Państwowa Inspekcja Pracy, walczy o to związek zawodowy. Mówimy o dużej, bogatej, zachodniej firmie, od której powinniśmy oczekiwać wysokich standardów, jeżeli chodzi wynagrodzenia, jeżeli chodzi o warunki pracy. Takich przykładów jest bardzo wiele. W zasadzie w każdej dużej firmie, w której mam okazję interweniować, działać, rozmawiać ze związkowcami, związkowczyniami, pojawia się wątek nierównych wynagrodzeń, jakiejś dyskryminacji płacowej. Ten problem trzeba rozwiązać systemowo. Posłanka Katarzyna Ueberhan z Lewicy złożyła w imieniu naszego klubu ustawę przeciwko luce płacowej. Ta ustawa czeka w sejmowej zamrażarce. Pani marszałek Witek, kobieta, powinna tę ustawę jak najszybciej procedować, wdrażając jednocześnie regulacje europejskie, bo przypominam, że dyrektywa dotycząca "work-life balance", dotycząca równego traktowania, właśnie teraz wchodzi w życie. Więc to jest dobry moment, także dla Polski, żeby w końcu zakończyć dyskryminację kobiet na rynku pracy.
Swoją drogą mamy niski poziom bezrobocia, ale pensje też, szczególnie mając na uwadze inflację, nie są zbyt wysokie. Jak to zmienić, czy da się to zmienić?
Faktycznie ten problem istnieje. Płace nie nadążają za inflacją. Mitem jest spirala płacowo-cenowa. Faktycznie mamy do czynienia ze spiralą marżowo-cenową.
To też nie jest rozwiązanie, żeby te pensje nie wiadomo, jak długo i w jaki sposób podwyższać.
Na razie są raczej zamrażane. Bo jeśli mówimy chociażby o podwyżkach dla nauczycieli, młodych nauczycieli, na poziomie na 4,4%, no to to są podwyżki, które ledwo dobijają do płacy minimalnej, żeby nauczyciele nie zarabiali poniżej tej płacy minimalnej. Więc nie mówimy o żadnych spektakularnych wzrostach. Natomiast naszym zdaniem płace muszą wzrosnąć, dlatego że ludzi po prostu przestaje być stać na podstawowe potrzeby, na opłacenie rachunków, na zakup żywności, na ubranie dziecka. My proponujemy podwyżki 20-procentowe w sferze budżetowej, gdzie płace przez lata były zamrożone. To jest ten moment, kiedy faktycznie na taki krok należy się zdecydować. Co więcej, mówimy teraz o budżecie na przyszły rok. ale ja przypominam, że przez zabieg, który rząd wprowadził w tym, bieżącym roku, tzn. zaniżenie wskaźnika inflacji w ustawie budżetowej i wpisanie go na poziomie 3%, to tak naprawdę rząd okradł 2 miliony Polaków zarabiających płacę minimalną. Zgodnie z ustawą jest tak, że jeśli wskaźnik inflacji w ustawie budżetowej wynosi powyżej 5%, to dwa razy w roku musi rosnąć płaca minimalna, a jeśli jest niższy, to tylko raz. Wiemy, że inflacja to jest ponad 17% w 2022 roku, a tymczasem płaca minimalna nie wzrosła dwukrotnie.
Są zapowiedzi, że ta płaca dwukrotnie wzrośnie w przyszłym roku.
Tak, bo już teraz nie da się udawać dłużej, przy 17-procentowej inflacji, że będzie ona niższa niż 5.
A czy należy proponować kolejne tarcze, wpuszczać pieniądze na rynek, czy jednak chłodzić gospodarkę i zaciskać pasa? Chociaż wydaje się, że już nie ma, gdzie i jak zaciskać.
Wsparcie jest potrzebne, ale to wsparcie nie powinno być prostym wpuszczaniem pieniędzy w rynek. My, jako Lewica, proponujemy np. bon AGD. Bon na wymianę starego, energochłonnego sprzętu, takiego jak pralka, czy lodówka, na sprzęt energooszczędny. Dzięki temu takie gospodarstwo domowe mogłoby zaoszczędzić nawet 300 kWh rocznie. To są bardzo konkretne oszczędności, a jednocześnie nie są to po prostu pieniądze do ręki, czy dopłata do rachunku, więc nie ma ryzyka takiego działania proinflacyjnego. To są rozwiązania tego typu, których trzeba poszukiwać, żeby z jednej strony zabezpieczyć polskie rodziny, a z drugiej strony nie pompować inflacji.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.