Pechowy remis Miedziowych
Miejsce w tabeli, ostatnie wyniki i fakt, że mecz był rozgrywany w Lubinie, stawiał w roli faworyta niedzielnego meczu Zagłębie. Na boisku nie było jednak tego widać. Korona grała bardzo blisko, agresywnie i podopieczni trenera Piotra Stokowca mieli problemy nie tylko z wypracowaniem sobie sytuacji bramkowej, ale nawet z przedostaniem się pod pole karne przyjezdnych. Goście umiejętnie odcinali od podań skrzydłowych gospodarzy, którzy we wcześniejszych spotkaniach byli motorem napędowym ataków Zagłębia. W ofensywie natomiast kielczanie głównie szukali swoich szans po stałych fragmentach gry. Po jednym z rzutów rożnych obrońcy Zagłębie wyraźnie przysnęli i w idealnej sytuacji znalazł się Adrian Danek, ale nie trafił czysto w piłkę.
W odpowiedzi Bohar w swoim stylu zbiegł do środka, uderzył na bliższy słupek i Konrad Forenc musiał ratować swój zespół. Był to właściwie jeden z dwóch momentów, kiedy Korona pozwoliła Zagłębiu na groźną akcję skrzydłem. Drugi przydarzył się już w doliczonym czasie gry. Zawodnicy Korony chyba już czekali gwizdek kończący pierwszą połowę, kiedy na prawej stronie podanie dostał Bartosz Kopacz. Nieatakowany obrońca Zagłębia przełożył piłkę na lewą nogę i dośrodkował w pole karne, gdzie Rafał Adamski strzałem głową trafił do siatki. Był to klasyczny gol do szatni.
Po zmianie stron Korona zaatakowała śmielej i w polu karnym gospodarzy zaczęło się robić gorąco. Dobrą okazję miał Jakub Łukowski, ale jego strzał wślizgiem minął bramkę. Kilka minut później po rzucie rożnym gospodarzy uratował Kopacz, który wybił piłkę zmierzającą do siatki.
Lubinianie przetrwali napór i w końcu sami zaatakowali. Po dośrodkowaniu Kopacza sam w polu karnym znalazł się Tornike Gaprindaszwili, ale fatalnie przestrzelił w kilku metrów. W tym momencie powinno być 2:0.
Kolejne fragmenty meczu mogły się podobać kibicom, bo znacznie mniej było walki w środku pola a za to akcje szybko przeniosły się od jednej bramki pod drugą. Kilka razy mocno zakotłowało się w polu karnym Zagłębia, ale też Korony, lecz w obu przypadkach w ostatniej chwili obrońcom udawało się zażegnać niebezpieczeństwo.
Korona, goniąc wynik, po dokonanych zmianach przeszła na grę trzema obrońcami, aby więcej zawodników mogło angażować się w akcje ofensywne. Efekt był jednak odwrotny od oczekiwanego, bo kielczanie przestali zagrażać bramce rywali. To lubinianie byli groźniejsi i mogli „zamknąć to spotkanie”. Najlepszą okazję miał Tomasz Pieńko, ale w idealnej sytuacji piłka podskoczyła mu na murawie.
Kiedy wydawało się, że już nic się w Lubinie nie wydarzy, Korona w doliczonym czasie jeszcze raz zaatakowała. Zapomniany na skrzydle Janusz Nojszewski świetnie dośrodkował z prawej strony w pole karne, a tam niepilnowanym Miłosz Trojak mocnym strzałem głową nie dał szans Kacprowi Bieszczadowi. Akcja przypominała tę, po której gola zdobyło Zagłębie.
Gospodarze próbowali jeszcze rzucić się do ataku, ale czasu wystarczyło na jedno dośrodkowanie, z którym obrońcy Korony sobie poradzili i w Lubinie więcej bramek nie padło.
KGHM Zagłębie Lubin – Korona Kielce 1:1 (1:0)
Bramki: 1:0 Rafał Adamski (45+1-głową), 1:1 Miłosz Trojak (90+2-głową).
KGHM Zagłębie Lubin: Kacper Bieszczad – Bartosz Kopacz, Aleks Ławniczak, Jarosław Jach, Guram Giorbelidze – Tornike Gaprindaszwili (67. Kacper Chodyna), Filip Starzyński (77. Tomasz Pieńko), Tomasz Makowski, Łukasz Łakomy (55. Marko Poletanovic), Damjan Bohar – Rafał Adamski (77. Martin Doleżal).
Korona Kielce: Konrad Forenc - Adrian Danek (63. Jacek Podgórski), Miłosz Trojak, Kyryło Petrow, Sasa Balic – Jakub Łukowski, Adam Deja (85. Janusz Nojszewski), Oskar Sewerzyński (63. Adam Frączczak), Ronaldo Deaconu, Dawid Błanik (63. Łukasz Sierpina) - Jewgienij Szykawka (78. Dalibor Takac).
Żółte kartki – KGHM Zagłębie Lubin: Tomasz Makowski, Bartosz Kopacz.
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 4 812.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.