30 lat temu zmarł Andrzej Waligórski
Był twórcą „Studia 202" - najstarszej rozrywkowej audycji na świecie, która w dalszym ciągu jest emitowana na naszej antenie. Dziś, w rocznicę śmierci, zorganizowaliśmy koncert wspominkowy w Studio Słuchowiskowym Radia Wrocław - mówi syn poety Marek Waligórski:
fot. Piotr Czyszkowski
- Chcemy przypomnieć mieszkańcom twórczości Andrzeja - mówi wieloletni przyjaciel i organizator występów Waligórskiego Marek Łaciak:
O „cysorzu co ma klawe życie” w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych słyszała od Tadeusza Chyły niemal cała Polska. Później zaś – dzięki Małgorzacie Zwierzchowskiej i Olkowi Grotowskiemu – konstatowała, że: „jesień idzie, nie ma na to rady”.
O jednym i o drugim napisał Andrzej Waligórski.
„Zarówno wymyślone przezeń postaci oraz ich kwestie, np. ulubione przez Rycerzy +Hej, szable w dłoń+ i +Oj, niedobrze, koledzy, niedobrze+, jak i całe zdania pochodzące z piosenek: +Cysorz to ma klawe życie+ czy +Jesień idzie, nie ma na to rady+ stały się typowymi skrzydlatymi słowami niosącymi uniwersalne znaczenia” - napisano na stronie spiewajmypolske.pl.
Natomiast prof. Jan Miodek we wstępie do tomiku Waligórskiego zatytułowanego „Wieczór autorski” (2008) przypomniał, że jego autor „wszedł nie tylko do słowników skrzydlatych słów, a więc do historii języka, ale również do obiegowej polszczyzny”.
Wszedł a raczej - i dokładniej - wdreptał. „Dreptak był największym wynalazkiem Waligórskiego. Pijaczek z duszą rycerza, nieudacznik odwołujący się do Jagiellońskiej świetności, mały polski cwaniaczek, a zarazem szlachetny bojownik na wszystkich zakrętach powojennej historii, tępy zacofaniec z lakierem europejskości, tragiczny i śmieszny zarazem, w którym jak w zwierciadle odbijał się stosunek Waligórskiego do Polski i Polaków. Bo pod maską prześmiewcy był On najżarliwszym patriotą, jakkolwiek by to dziś brzmiało pusto” - napisała Lena Kaletowa we wspomnieniu pośmiertnym „Andrzej Waligórski (1926-1992)” opublikowanym w „Polityce”.
„Bardzo dziękuję wszystkim wrocławianom i w ogóle Polakom, czyli Dreptakom, za stałe dostarczanie tematów do moich wierszyków” - napisał Andrzej Waligórski we wstępie do „Dreptakiady”(1973). Wcześniej Dreptak trafił do śpiewanych przez Chyłę popularnych ballad.
Prof. Jan Miodek podziękował Waligórskiemu za „optymizm i nadzieję”, a także naukową pomoc uniwersytecką. „Wiele roczników wrocławskiej polonistyki może też zaświadczyć, że corocznym zabiegiem terapeutycznym, stosowanym przeze mnie w czasie wykładów w sali Nehringa, jest odczytywanie znanego wiersza Waligórskiego pt. +List w sprawie polonistów+” - przypomniał.
„Polonista, niepoprawny romantyk, nie największym się cieszy mirem, ale ja mu - laury i akanty, ale ja mu - kadzidło i mirrę. Ale ja go całuję w ramię, ale ja go podziwiam i cenię. Bo jeżeli jesteś i ja jestem, to dlatego, że stojący na warcie polonista znużonym gestem. Kartki książek wertował uparcie za kajzera i za Hitlera, i za cara, i za innych carów paru, i dlatego właśnie nie umiera coś ważnego, co nazywa się Naród” - tak kończy się wiersz Waligórskiego.
fot. Andrzej Waligórski
„Jest w tym wierszu i zwyczajność, i prostota, a zarazem swoisty patos - jak w tekście o tekście, w którym Andrzej Waligórski wyznał: +By tekst stworzyć, trzeba kochać, cierpieć oraz obserwować+. Waligórskiemu - oczywiście - nie grozi łzawość, bo jak mistrz Gałczyński uruchamia natychmiast mechanizm obronny, jakim jest nastrojowy kontrast: +Więc psa kochaj, cierp z powodu ekstramocnych i obserwuj+” - ocenił prof. Miodek.
„K a ż d y wiersz Andrzeja Waligórskiego ma piękną, prześmieszną, nieraz wielopiętrową pointę końcową. Prócz tego w s z y s t k i e wiersze Andrzeja Waligórskiego obfitują w pointy pośrednie! W zasadzie każda zwrotka ma swoją pointę, z której inny satyryk zrobiłby cały wiersz. Mając tak kolosalny talent, mógł Andrzej, w ciągu 35 lat uprawiania zawodu, napisać k i l k a t y s i ę c y wierszy” - przypomniał Jan Kaczmarek, cytowany na stronie waligorski.art.pl.
Wiele z tych wierszy stało się popularnymi piosenkami, śpiewanymi przez: Marię Koterbską, Sławę Przybylską, Alicję Majewską, Alinę Janowską, Małgorzatę Zwierzchowską i Olka Grotowskiego oraz Tadeusza Chyłę.
Andrzej Waligórski urodził się 20 października 1926 r. w Nowym Targu. Ojciec, Bolesław, pochodził ze Lwowa, gdzie ukończył studia medyczne, i zatrudnił się w nowotarskim szpitalu. Matka, Janina z domu Błachowska, studiowała we Lwowie i w Poznaniu nauki humanistyczne. W 1927 r. rodzina przeniosła się do wsi Koropiec nad Dniestrem, ponieważ Bolesław Waligórski otrzymał posadę lekarza w dobrach hrabiego Badeniego - na Podolu mieszkali do 1936 r.
„Mały Andrzej często towarzyszył ojcu w wyprawach do chorych. Latem jeździli powozikiem, zimą zmieniali go na sanie. Andrzej Waligórski wspominał te czasy z wielkim sentymentem: piękno kresowej przyrody, ogromne lasy, mroźne, śnieżne zimy. Właśnie mieszkając w Koropcu, Andrzej po raz pierwszy zetknął się z radiem. Jak wspominał po latach: […]ojciec jako jedyny - poza hrabią - miał własne radio. Trzeszczało niemiłosiernie, niekiedy niewiele było słychać, ale wszyscy siedzieliśmy wokół niego w nabożnym skupieniu” - napisała biografka Agnieszka Cieślik na stronie „Kresy nasze Kresy”.
Przy tym trzeszczącym radioodbiorniku w niedzielne popołudnia rodzina i znajomi zbierali się, by posłuchać popularnej „Wesołej Lwowskiej Fali” - jej echo dość wyraźnie brzmiało później w audycjach pióra Waligórskiego.
W 1936 r. Bolesław Waligórski został lekarzem Kasy Chorych w Gródku Jagiellońskim pod Lwowem. Tam Andrzej ukończył szkołę podstawową i w 1939 r. zdał egzaminy do gimnazjum.
Wojnę i okupację Waligórscy przeżyli we Lwowie. Ojciec, kapitan rezerwy, pracował w szpitalu. „Andrzej uczęszczał przez pół roku do szkoły handlowej, co chroniło go przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec. W wieku 16 lat zaczął pracować w majątku ziemskim w Drozdowie, gdzie zatrudnieni byli również Żydzi. Pewnego dnia SS-mani rozstrzelali jednak wszystkich pracujących tam Żydów. Andrzej otarł się wówczas również o śmierć. Został zatrzymany w łapance i akurat nie posiadał dokumentu potwierdzającego tożsamość. Na szczęście rozpoznał go SS-man z kasyna wojskowego, do którego woził gęsi” - napisała Agnieszka Cieślik.
Waligórskiego „ukształtował dom przedwojennej inteligencji, z którego wyniósł kulturę literacką i pewien kanon postępowania, który ukształtował Go jako człowieka bezkompromisowego, a jednocześnie szlachetnego i wrażliwego” - oceniła Lena Kaletowa. „Mało komu wspominał, że walczył w AK, brzydził się kombatanctwem na pokaz” - podkreśliła.
„W styczniu 1945 roku doktor Waligórski został aresztowany przez NKWD za przynależność do AK i wywieziony do Zagłębia Donieckiego do obozu w miejscowości Krasny Don, gdzie przebywał do października 1945 roku. Po zwolnieniu, na skutek przeżyć, zmarł na zawał serca w 1946 roku” - przypomniała Agnieszka Cieślik.
Po jego śmierci rodzina wyjechała na Dolny Śląsk do Jawora koło Legnicy, by po trzech miesiącach przenieść się do Wrocławia. Andrzej podjął naukę w średniej szkole plastycznej i równocześnie zaczął pracę w biurze prywatnej firmy zajmującej się instalacjami wodnymi. W 1948 r. zdał maturę. Rok wcześniej debiutował w dziennikarstwie w dzienniku "Słowo Polskie". W kolejnych latach podejmował studia - w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, na filologii polskiej, oraz socjologii i ekonomii politycznej. „Z wszystkich szybko rezygnował, gdyż zbyt wiele rzeczy go interesowało, a na to, co uznał za nudne, szkoda mu było czasu” – oceniła Cieślik.
W 1950 r. zaczął pracę we wrocławskiej rozgłośni Polskiego Radia. „Audycjami z przodka pomagał wałbrzyskim kopalniom wykonywać plany, a rozmowami z kombajnistami podnosił plony. Wcale nie wymazywał tego okresu ze swojego życiorysu – przeciwnie, podkreślał, że był to znakomity czas dla terminowania w zawodzie satyryka” – napisała Lena Kaletowa.
„Terminowanie” zakończyło się tym, że pod koniec 1956 r. powstało „Studio 202” – audycja, której głównym pomysłodawcą był Waligórski. Trzon audycji stanowiły pisane przezeń cykle programowe, m.in. „Rodzina Pasikoników” (będącą parodią „Matysiaków), „Listy Anzelma Pukałki”, „Niedzielny tatuś”, „Docent Basset. Uczeń profesora Wilczura” oraz „Przygody kapitana Klusa”.
„Andrzej Waligórski żywo interesował się wrocławskim ruchem amatorskim, prezentując ciekawsze debiuty w +Studiu 202+. W audycji śpiewały między innymi zupełnie jeszcze wtedy nieznane Pola Raksa i Anna German” – przypomniała Cieślik.
Gdy w 1969 r. Zimową Giełdę Piosenki Studenckiej wygrał kabaret „Elita”, Waligórski dopilnował, by jego członkowie trafili do radia. Tak w zespole „Studia 202” znaleźli się: Jan Kaczmarek, Włodzimierz Plaskota, Jerzy Skoczylas i Leszek Niedzielski. Później z teatru „Kalambur” doszlusował Stanisław Szelc.
„Okazali się wspaniałymi dziennikarzami, wyczulonymi na aktualne wydarzenia, głównie polityczne. Nie można było tego nie wykorzystać” – wspominał Waligórski.
„Wykorzystanie” zaowocowało stałą współpracą „Studia 202” z ogólnopolskim programem III Polskiego Radia – „Pamiętnika młodej lekarki” Ewy Szumańskiej i „Rycerzy” Andrzeja Waligórskiego słuchała już cała Polska.
„Kiedyś pijany zając włóczył się po rżysku. A spotkawszy niedźwiedzia, naprał go po pysku. Niedźwiedź wpadłszy do domu wrzasnął: - Leokadio! Coś się chyba zmieniło, włącz no prędko radio!” – napisał Waligórski w „Bajeczkach Babci Pimpusiowej”. Słuchając ich, można się chyba zdziwić, że nikt jeszcze nie porównał wrocławskiego poety z Jeanem de La Fontaine'em, biskupem Ignacym Krasickim czy wręcz Ezopem.
„Waligórski pisał odważnie, mądrze i śmiesznie. Czuł znakomicie formę i miał ogromny wdzięk. Był klasycznym reprezentantem polskiej inteligencji, klasy, znajdującej się obecnie w stałym, szybkim zaniku. Teksty Waligórskiego będą kiedyś świadczyć, że taka klasa w Polsce istniała” - ocenił Wojciech Młynarski, cytowany na stronie waligorski.art.pl.
Andrzej Waligórski zmarł na zawał serca 10 maja 1992 r. Miał 65 lat. Spoczywa na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.