Wielkie emocje w Sopocie! Śląsk wygrywa po dogrywce
Spotkanie świetnie rozpoczęło się dla Śląska, bo już w pierwszej akcji z dystansu trafił Dziewa, a w kolejnej skuteczny z półdystansu był Ramljak. W drużynie Trefla w pierwszych minutach świetnie spisywał się z kolei Karol Gruszecki. Wspomagał go Paweł Leończyk, po którego punktach Trefl prowadził 11:7. Szybko odpowiedzieli jednak Trójkolorowi. Ivan trafił za trzy, Kerem spod kosza i nastąpiła zmiana na prowadzeniu.
W kolejnych minutach kibice oglądali grę punkt za punkt, a wynik oscylował wokół remisowego. W tym fragmencie meczu za punkty we wrocławskim zespole odpowiedzialni byli przede wszystkim podkoszowi. Po drugiej stronie wyróżniał się Josh Sharma, który najpierw popisał się wsadem, by następnie zaliczyć efektowny blok na Kanterze. Swoje pierwsze punkty po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją zdobył również Mateusz Szlachetka. Po rzutach Kolendy z linii znów utrzymywał się w tym spotkaniu remis, aczkolwiek ostatnie słowo w pierwszej kwarcie należało do gospodarzy. Yannick Franke celnie rzucił z półdystansu i skończyła się ona wynikiem 23:21.
Po krótkiej przerwie Śląsk szybko wyrównał za sprawą Karolaka, który udanie wjechał pod kosz. W drużynie z Sopotu w dalszym ciągu rewelacyjne grał Leończyk i to głównie dzięki niemu Trefl utrzymywał się na minimalnym prowadzeniu. Wrocławianie w porównaniu do poprzedniej części meczu tym razem szukali punktów na obwodzie. W pierwszej ćwiartce Śląsk miał spory problem z rzutami zza łuku, lecz w tej po sobie trafili D’mitrik Trice i Kolenda. Następne minuty WKS-u były jednak bardzo nieudane. Po prawie trzech minutach bez punktów do kosza trafił w końcu Meiers. Na szczęście rywale również nie grzeszyli skutecznością i nie byli w stanie zbudować sobie większego prowadzenia.
Wtedy sprawy w swoje ręce wziął jednak Franke, który przez pewien czas był jedynym punktującym na boisku. Zdobył wtedy dziewięć punktów z rzędu, dzięki czemu sopocianie nagle prowadzili 14 oczkami. Trójkolorowi po raz kolejny w tym meczu mieli niemały kryzys i w ogóle nie trafiali do kosza. Na dodatek koszykarze z Wrocławia zdecydowanie przegrywali walkę pod tablicą. W całej pierwszej połowie Śląsk zebrał jedynie 9 piłek, przy aż 24 rywali. Pod koniec drugiej kwarty Travis Trice zdołał jeszcze rzucić trójkę, lecz do szatni obie ekipy schodziły przy wyniku 45:34.
W trzeciej kwarcie wrocławianie dobrze rozrzucili piłkę, a z czystej pozycji za trzy trafił Ramljak. Chwilę później z linii skuteczny był Dziewa i Śląsk zmniejszył straty do zaledwie pięciu punktów. Kiedy wydawało się, że Trójkolorowi już za moment dojdą rywali, niestety znów ich gra się załamała. W Treflu wyższy bieg wrzucił za to Michał Kolenda, zdobywając siedem punktów z rzędu. Kiedy trójkę dorzucił Franke, a Sharma wykończył akcję pod koszem, nagle zrobiło się 41:57. Błyskawicznie o czas poprosić musiał Andrej Urlep, by powstrzymać rozpędzonych rywali.
Na szczęście przyniosło to pożądany efekt. Trefl po przewie na żądanie nie był już tak skuteczny, a w naszej drużynie zza łuku trafili Ramljak oraz Karolak. Po dwóch kolejnych akcjach Chorwata wrocławianie sukcesywnie zmniejszali straty. Do bardzo dobrze grającego Ivana dołączył również Travis Trice. Po kilku jego akcjach gospodarze prowadzili już tylko pięcioma punktami. W Treflu gorszy okres przełamał Gruszecki, jednak ostatnie akcje znów należały do duetu Trice-Ramljak. Po ich punktach przed ostatnią kwartą Śląsk przegrywał już tylko 65:67.
Rozpędzony Śląsk po krótkiej przerwie od razu postanowił dopaść zdenerwowanych rywali. Po raz kolejny dobrze z dystansu przymierzył Travis i po raz pierwszy od dawna to wrocławianie byli na prowadzeniu. Po drugiej stronie tym samym odwdzięczył się jednak Davis. We wrocławskiej drużynie coraz lepiej radził sobie z kolei Kanter, który wykończył dwie akcje z rzędu. Po punktach Tomczaka oraz kolejnych Turka Trójkolorowi mieli przewagę czterech oczek. W kolejnych akcjach punkty dla swoich drużyn zdobyli bracia Kolenda. Najpierw wjazdem pod kosz popisał się Łukasz, a za moment tym samym odpowiedział Michał po drugiej stronie. Trefl do gry wrócił rzutami wolnymi i po pięciu celnych próbach to zespół z Sopotu prowadził jednym punktem na niecałe dwie minuty przed końcem.
Wtedy fenomenalną akcją 2+1 popisał się Łukasz Kolenda. Chwilę później młodszy z braci trafił również spod kosza. Te dwie akcje przedzieliła jednak jeszcze trójka Gruszeckiego. W ostatniej minucie kibice oglądali festiwal rzutów z linii. W Treflu celnie rzucali Leończyk i DeAndre Davis. Po próbach tego drugiego na pięć sekund przed końcem sopocianie prowadzili trzema punktami. W ostatniej akcji Śląska z dystansu rzucał Kanter i podczas tej próby był faulowany. Oznaczało to, że Turek musiał trafić wszystkie rzuty wolne, by przedłużyć nadzieje wrocławskiego zespołu. Tak też zrobił z zimną krwią, a więc na tablicy widniał wynik 88:88. Trefl nie wykorzystał decydującego posiadania i o zwycięstwie musiała zadecydować dogrywka.
W niej widać było już spore zmęczenie, bo obie drużyny nie rozpoczęły jej najlepiej. Na bardziej zdenerwowanych wyglądali jednak zdecydowanie podopieczni Marcina Stefańskiego. Po początkowym przestoju wrocławianie szybko wzięli się do roboty. Rozpoczął Ramljak od wsadu, a za moment z dystansu trafił Kanter. Gospodarze nie byli w stanie odpowiedzieć skutecznym atakiem i kiedy kolejną trójką popisał się Ivan, Trójkolorowi zwycięstwo mieli już na wyciągnięcie ręki. Chwilę później jeden rzut wolny trafił jeszcze Gruszecki, lecz jak się później okazało, był to jedyny punkt Trefla w dogrywce. W Śląsku pod koniec punktowali za to jeszcze Dziewa oraz Kanter, nie pozostawiając złudzeń, kto tego dnia zachował więcej sił. Ostatecznie Śląsk dogrywkę wygrał aż 14:1, a całe spotkanie 102:89.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.