Mija 40 lat od pacyfikacji strajku w kopalni "Rudna"
Dokładnie 40 lat temu, punktualnie o 7:00 formacja ZOMO uderzyła na Szyb Główny kopalni "Rudna" w Polkowicach. Był to początek pacyfikacji - największego na Dolnym Śląsku - strajku, przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Szacuje się, że w proteście brało udział około 7 tysięcy górników. Protest zapoczątkował i kierował nim Franciszek Kamiński:
- Myśmy żądali tylko odwołania stanu wojennego, wypuszczenia internowanych, przywrócenia swobód związkowych. A oni nas straszyli co oni nam mogą zrobić: rozgonić, spałować... Zagrożenia wynikające z dekretu o stanie wojennym - tam były przewidziane również wyroki śmierci - tłumaczy Franciszek Kamiński.
- Pierwszy atak przypuścili na wypełnioną strajkującymi cechownię - wspomina Czesław Paluch, wówczas ratownik górniczy:
- Jak padły pierwsze strzały, był potężny strach, olbrzymia cisza, a później jeszcze te granaty łzawiące i jeden jęk. Natomiast tłum w jedne wąskie drzwi i próbowali się tamtędy wydostać. Ogólna panika. Tłum uciekł na zewnątrz, a myśmy z noszami - jako ratownicy - zbierali tam kilku rannych - mówi Czesław Paluch.
Walki między ZOMO-wcami a górnikami na Szybie Zachodnim "Rudnej" trwały do godziny 13. Później strajkujący opuścili kopalnie i przeszli do Polkowic. W mieście kilkakrotnie dochodziło do starć ulicznych. Dopiero późnym popołudniem w tamtejszym kościele św. Michała Archanioła liderzy strajku ogłosili koniec protestu.
Po pacyfikacji strajku wielu górników zostało zwolnionych z pracy. Część z nich wróciła do kopalni na znacznie gorszych warunkach płacowych. Wobec liderów protestu zapadły wyroki więzienia w zawieszeniu.
Dziś uczestnicy tamtych wydarzeń podkreślają rolę kobiet, które wspomagały protestujących. Matki, żony, siostry... Jedną z takich postaci jest Barbara Głowacka:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.