Zagłębie zostało rozgromione w Warszawie
W pierwszym meczu w roli trenera Legii od września 2020 roku Aleksandar Vukovic mógł cieszyć się ze zwycięstwa i zrobił pierwszy krok w stronę wyprowadzenia broniącego tytułu klubu z chaosu. Przed środowym wieczorem warszawianie byli na ostatnim miejscu w tabeli, a do tego muszą zmagać się z konsekwencjami ataku pseudokibiców na autokar drużyny, w czasie którego kilku zawodników ucierpiało. Azera Mahira Emrelego i Brazylijczyka Luquinhasa zabrakło w środę w składzie stołecznego zespołu.
Vukovic rozpoczął pracę w poniedziałek, dzień po tym, jak do dymisji podał się dotychczasowy szkoleniowiec Marek Gołębiewski, który z kolei zastąpił 25 października zwolnionego Czesława Michniewicza.
"Zgodziłem się, bo jeśli jest to pożar, to pali się także mój dom" - mówił mający polskie obywatelstwo Serb na konferencji prasowej przed meczem z Zagłębiem. Jako piłkarz także bronił barw Legii.
Rozpoczęło się dla niego bardzo dobrze. W pierwszej połowie, po kilku niemrawych atakach drużyny z Lublina, gospodarze przejęli kontrolę nad wydarzeniami i udokumentowali przewagę dwoma bramkami. Obie zdobył Portugalczyk Rafael Lopes, który najpierw wykorzystał prostopadłe podanie górą od Bartosza Slisza (26. minuta), a później - dośrodkowanie swojego rodaka Yuriego Ribeiro (39.).
O ile w pierwszej sytuacji Lopes miał trochę szczęścia - jego uderzenie na bramkę strzeżoną przez Dominika Hładuna było lekkie i nieznacznie minęło rękawicę bramkarza Zagłębia - to drugi gol był już bardziej imponujący. Portugalczyk stojąc bokiem do bramki uderzył głową precyzyjnie przy lewym słupku i na tyle wysoko, że Hładun nie miał szans na interwencję.
Gole dla gospodarzy "rozruszały" nieco publiczność, która zaczęła bardziej żywiołowo dopingować swój zespół. Legioniści tę motywację wykorzystali i już na początku drugiej połowy wbili rywalom kolejne dwa gole. W 49. minucie na listę strzelców wpisał się Czech Tomas Pekhart, a w 53. na 4:0 podwyższył Mateusz Hołownia. Przy obu golach dobrym dośrodkowaniem popisał się Portugalczyk Josue.
Później na chwilę inicjatywę przejęli goście, a Legia miała sporo szczęścia w 58. minucie po jednym z ich ataków. Po strzale Słoweńca Sasy Zivca piłka odbiła się najpierw od prawego, a potem lewego słupka bramki Artura Boruca. Z dobitką zdążył Kacper Chodyna, ale trafił... w słupek.
To jednak nie wybiło z uderzenia gospodarzy, którzy szybko opanowali sytuację na boisku i z dużym spokojem konstruowali kolejne akcje. Nie zdołali wprawdzie podwyższyć wyniku, za to trzymali piłkę z daleka od własnej bramki i Boruc przez ostatnie pół godziny praktycznie nie musiał interweniować.
Kilka ostatnich minut goście grali w dziesiątkę, ponieważ urazu doznał Adam Ratajczyk, a szkoleniowiec Zagłębia Dariusz Żuraw wykorzystał już wszystkie zmiany. Jedną z nich musiał przeprowadzić w pierwszej połowie z powodu kontuzji kapitana Łukasza Poręby.
Legia powiększyła dorobek do 15 punktów i ma jeszcze jeden mecz zaległy. Zajmuje 15. pozycję, ale sklasyfikowane za nią ekipy Warty Poznań i Górnika Łęczna mają tyle samo. Tabelę zamyka Bruk-Bet Termalica Nieciecza - 12 pkt i również o jeden mecz rozegrany mniej. Zagłębie zgromadziło 20 i jest na 14. miejscu.
Legia Warszawa - KGHM Zagłębie Lubin 4:0 (2:0)
Gole: 1:0 Rafael Lopes (26), 2:0 Rafael Lopes (39-głową), 3:0 Tomas Pekhart (49), 4:0 Mateusz Hołownia (53-głową).
Żółta kartka - Legia Warszawa: Bartłomiej Ciepiela, Tomas Pekhart.
Sędzia: Łukasz Kuźma (Białystok). Widzów: ok. 7000.
Legia Warszawa: Artur Boruc - Maik Nawrocki, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia - Mattias Johansson (57. Lirim Kastrati), Bartosz Slisz, Bartłomiej Ciepiela (52. Andre Martins), Josue (71. Jurgen Celhaka), Yuri Ribeiro - Tomas Pekhart (71. Ernest Muci), Rafael Lopes (57. Szymon Włodarczyk).
KGHM Zagłębie Lubin: Dominik Hładun - Aleksandar Pantic, Lorenco Simic (67. Kacper Lepczyński), Kamil Kruk - Kacper Chodyna (67. Jakub Wójcicki), Łukasz Poręba (33. Daniel Dudziński), Łukasz Łakomy (67. Karol Podliński), Jakub Żubrowski (81. Ilja Żygulow), Adam Ratajczyk - Patryk Szysz, Sasa Zivec.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.